12. Wewnętrzne przemiany

56 9 12
                                    

Była to członkini SURVIVALU o imieniu Minji. Jeonnie praktycznie nic o niej nie wiedziała. Nigdy się do niej nawet nie zbliżyła. Czy mogła więc nazwać ją w ogóle "znajomą osobą"?
Ten fakt trochę ją przybił. Z drugiej strony cieszyła się jednak, że na miejscu tej czarnowłosej dziewczyny nie ma na przykład jej Hobiego albo Tae. Nie chciała, żeby oni musieli coś takiego znosić i być więźniami w takim miejscu.
Tylko że tak bardzo pragnęła nie być w tym sama. Chciała, żeby ktoś, na kogo może liczyć był tutaj z nią. Bo...nie chciała umierać sama...

Nie! Stop! Nie umrzesz tu! - powiedziała do siebie w głowie Jeonnie, wracając do zdrowych zmysłów. - Coś wymyślę i wydostanę się stąd. Potem odnajdę resztę grupy, Hoseoka, Taehyunga i Eonnie. Będzie dobrze.
Następnie podniosła się z leżenia i usiadła na trawię. Rozejrzała się dookoła. Zaraz potem tego pożałowała... A może nie? W każdym razie zupełnie czegoś takiego się nie spodziewała. Tego kogoś się nie spodziewała. Albo poprostu nie chciała się spodziewać. ON tu jednak był! Zobaczyła...
- T...T... Tae... - szepnęła.
Tak naprawdę chciała krzyczeć. Biec do chłopaka. Rzucić się na niego. Ze szczęścia, ale także ze wybierającej w niej rozpaczy.

Czemu on tu jest?! Czemu tu?! Czemu ON?!
Nie wiedziała czy była to radość. Nazwanie tej emocji w taki sposób byłoby okrutne i egoistyczne. Nie zastanawiała się. Póki co patrzyła się na poobcieraną, nie taką wesołą i beztroską jak zawsze twarz Taehyunga. On jej nie widział. Miał spuszczoną głowę, patrzył się w ziemię.
Jeonnie była strasznie oszołomiona tym wszystkim. To było za dużo. Myślała... Myślała, że...
- Te, czego ryczysz, co? - usłyszała nie za przyjemny, męski głos nad sobą.
Spojrzała w górę.

Był chyba najmłodszy w Korpusie, wnioskując po tych, których póki co miała okazję zobaczyć. Miał krótkie, ciemnobrązowe włosy i tego samego koloru oczy. Patrzył na nią z góry dziwnym spojrzeniem, które mogłaby zdefiniować lodowatym ciepłem.
- Słyszysz mnie ty w ogóle, czy głucha? Wstawaj.
Chłopak chwycił za uwiąz na jej nadgarstkach, po czym pociągnął ją do góry. Gdy oniemiała stanęła obok niego, przewyższał ją jedynie o pół głowy.
- Posłuchaj mnie uważnie. Uspokój się. Jakby cię Martin albo ten cholerny Lev zobaczyli, to pewnie daliby ci w pysk. Dlatego zachowuj się, jak na porządnego więźnia przystało i nie rycz.

Jeonnie była jeszcze bardziej zszokowana niż wcześniej. Pomijając to, że nawet nie wiedziała, kiedy tak w ogóle zaczęła płakać. Tym razem nie była w stanie wykrztusić z siebie dosłownie nic. Jej wróg był praktycznie jak... normalny człowiek.
Niby było to oczywiste, ale po tym jak potraktował ją tamten, który chyba nimi dowodził, Martin, to nie spodziewała się, że w tym miejscu jest ktoś w miarę... normalny.
- Nie becz już, mówię. Jestem Sierżant Mark. Dla twojego dobra mówię ci, żebyś wzięła się w garść.
C...Co? Dla... mojego dobra??

Jeonnie musiały przestać lecieć łzy, najpewniej przez przewyższające wszelkie inne emocje zdziwienie, gdyż brązowowłosy klepnął ją po ramieniu i powiedział:
- No i świetnie. Nie martw się, będzie dobrze.
Później odszedł w kierunku jakiegoś innego członka Tajnego Korpusu Zbrojnego, zostawiając dziewczynę maksymalnie zdezorientowaną.
On powiedział, że...będzie dobrze?? Że mam się nie martwić??
Tego było za wiele. O wiele za wiele. Jeonnie od tego wszystkiego zakręciło się nagle w głowie. Zanim zdążyła zorientować się, co się z nią dzieje, leżała już na wznak pośród kwiatków i trawy. Zemdlała.

* * *

Powoli się ściemniało. Seol, Jimin i Jiran zostali pilnować naszych zapasów i Jungkooka. Namjoon, Seokjin, Yoongi i Kira udali na zwiady zobaczyć, czy okolica jest na tyle bezpieczna, żeby tu przenocować. Natomiast ja razem z Yongsun i Hoseokiem poszliśmy zbierać patyki na opał do ogniska.
Noc nie nadeszła jeszcze zupełnie, więc w lesie było nadal coś widać. Niestety dni były coraz krótsze, a gdy słońce zachodziło, robiło się zimniej. Patyków oraz kamieni było tu na szczęście, i jak zawsze, dużo, dlatego nie musieliśmy odchodzić zbyt daleko. Na początku zbieraliśmy w ciszy. Potem jednak Jo zaczęła konwersację.

- Zaczynam mieć wrażenie, że... wszystko przestaje mieć jakikolwiek sens.
Kiedy to powiedziała, Ja i Hoseok spojrzeliśmy się na nią ze zdziwieniem. Nigdy wcześniej czegoś takiego od niej nie słyszeliśmy.
- No bo... - kontynuowała - zapasów mamy mało. Nawet jeśli znajdziemy żywego Taehyunga i Jeonnie, to co dalej zrobimy? Tu, w tym lesie? Nie zdążymy znaleźć jedzenia ani schronienia. My wszyscy w końcu i tak tu umrz...
- NIE! - przerwał jej wręcz ostro i bez ostrzeżenia Hobi, upuszczając zebrane dotychczas patyki, które walnęły głucho o trawę i poupadały dookoła niego. - Jeonnie z Tae żyją na 100%, wiem to! Znajdziemy ich, wydostaniemy się z tej cholernej puszczy i uciekniemy tym wszystkim SURVIVALOM na zawsze!

Ja w tym czasie nadal stałam jak ten słup, z patykami i kamieniami w rękach, oniemiała tym nagłym zwrotem akcji. Wyglądało to tak, jakby Hoseok i Yongsun po prostu zamienili się swoimi charakterami. No może nie do końca, ale tak czy siak... po żadnym z nich czegoś takiego się nie spodziewałam. I to przez to, tak się ich, można byłoby nawet powiedzieć, przestraszyłam.
Jo też nie była gotowa na taki niespodziewany, ale optymistyczny wybuch Hobiego. Otrząsnęła się jednak znacznie szybciej ode mnie i odparła:
- Prze...przepraszam Hoseok. Nie powinnam... Nie miałam prawa tak mówić o Jeonnie i Taehyungu i w ogóle...że, no wiesz...

Nigdy nie słyszałam, żeby Yongsun się jąkała. To było straszne doświadczenie. Wyglądało na to, że i ona, i Hobi przechodzili teraz jakieś dziwne, wewnętrzne przemiany osobowościowe.
- Jo Yongsun - powiedział po chwili ceremonialnie Hoseok, po czym podszedł do lekko zawstydzonej oraz zdezorientowanej dziewczyny i położył swoje obie dłonie na jej ramionach. - Nie możesz poddawać się o tam, w środku. Rozumiesz? Ja... wiem, co czujesz. Tobie jak i mnie jest teraz trudno, bo osoby, które dużo dla nas znaczą, są w niebezpieczeństwie i nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Zwątpienie, jak najbardziej, będzie pojawiało się w naszych głowach. Ale! Nie pozwól mu dojść do twojego serca! Nie łam się! Jasne?!

Zatkało mnie, Yongsun również. Ta przemowa Hobiego była... No, widziałam i słyszałam sporo, ale nie takie rzeczy. Nie takie błyskawiczne przemiany. Patrzyłam teraz jak gdyby na całkowicie inną osobę. Na najmądrzejszą, najszczerszą i naj...
- AaAAaA! - wrzasnął nagle chłopak i na stojąco zaczął walczyć z butem na swojej prawej nodze.
- Co się dzieję, Hoseok? - spytałam zaniepokojona, w końcu wracając do świata świadomych.
- Jakiś kawałek drewna z patyka wpadł mi do buta i taaaak mnie straaassznie obcierał i swędział. No ale nie chciałem przerywać tamtej napiętej chwili... No i... O boże, nareszcie! Co za ulga!
Jednak się pomyliłam. To był nadal ten sam człowiek. Ta sama osoba. Jung Hoseok.

____________________

Ckliwie trochu...
W każdym razie muszę z przykrością powiedzieć, że rozdziały mogą być teraz jeszcze bardziej opóźnione i ciut krótsze, bo
SZKOŁA
kropka

VIRUSOZATION  • | •  BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz