Wszyscy troje patrzyli się na Minhyunga. Ich wzrok emitował złością, ale i lekkim strachem i niepewnością.
- Co to ma znaczyć? - spytał Hoseok.
- I wy niby macie zabrać nas do "bezpiecznego miejsca", ale równocześnie za niesubordynację grozicie nam śmiercią - dodała Sunglee. - Jak niby mamy tobie i wam wszystkim zaufać?
Tae milczał i ciągle wbijał swój wzrok w żołnierza.
- Chcą zlikwidować tu Tajny Korpus Zbrojny. I zrobią to. Nie patrząc, czy nie likwidują kogoś, kto do niego nie należy. Po prostu wysadzą ten cały obóz raz i porządnie.Wyraz spojrzeń trójki przejęła teraz zdecydowanie zgroza oraz niepokój.
- Kto... wysadzi? - spytał po chwili Taehyung.
Minhyung nie odpowiedział, a ze zdenerwowania zaciskał ręce w pięści.
- Kto? - powtórzyła z naciskiem dziewczyna.
- Kim WY jesteście? - dodał chłopak, trzymający pistolet już nie tak pewnie.
- Jeśli wam powiem... - zaczął Minhyung - To...
W tym momencie urwał i złapał się prawą ręką za tył szyi. Jego źrenice zwęziły się. Reszta patrzyła na niego, nie wiedząc, o co chodzi.
- Już tu są - powiedział cichym, lekko drżącym głosem. - Mamy... Mamy 5 minut!- Co!? Skąd wiesz!? - spytała Sunglee.
- Czip... Dał znak... - odpowiedział niedbale. - Musimy iść po Jeonnie! Teraz!
- Tak. I po naszych też - dodał Hoseok, wymieniając spojrzenia ze stojącą obok dziewczyną. - Nasza grupa pójdzie z tobą.
Minhyung nic nie odpowiedział, ale był zadowolyny, więc kiwnął tylko głową.
- Pójdę do nich.
- Zabierz też Taehyunga, Hobi. Ja i ten tu pójdziemy po Jeonnie.
- Zaczekajcie tam na nas - powiedział żołnierz, po czym dodał. - Nazywam się Minhyung.- Proszę, nie wracaj bez niej - Sunglee usłyszała szept Taehyunga, gdy mijał ją, aby udać się za Hoseokiem, który właśnie wymykał się z namiotu przez utworzoną w nim wcześniej dziurę. Zanim dziewczyna odpowiedziała, już ich nie było.
- My też idziemy! Szybko!
Sunglee pobiegła za żołnierzem, który także wybrał wyjście przez własnoręcznie wykonane przez nią przejście.
- Wiesz, gdzie ona może być? - starał się przekrzyczeć odgłos strzałów, które jednak nie były tak liczne jak wcześniej.
- Widziałam, jak wchodziła do takiego szarego namiotu...
- Dobra, już wiem, gdzie to!I pobiegli tyłami obozu, nie zatrzymując się, ledwie patrolując wzrokiem najbliższe otoczenie. Mieli okropnie mało czasu.
- Tu! - wrzasnął Minhyung i zrywając płachtę od szarego namiotu, wbiegł do jego środka, a za nim Sunglee.
Tam oboje momentalnie stanęli jak wryci.
- Nie ma jej tu! - krzyknęła zła dziewczyna, czując, jak jej czoło pokrywa się kropelkami potu.
- Gdzie... Gdzie one poszły... - zastanawiał się nerwowo i na głos żołnierz.
- One? Aa, tu pewnie była ta... Jak jej... Minji, tak?
- Tak ona... Ale gdzie...
- Porwaliście cztery osoby, prawda? - przerwała mu. - Czwarta to taki białowłosy chłopak... Soonho, mam rację? Jak tak, to na pewno poszły i po niego.- Co? Soonho? Biało... A! Tak! Był taki! Ale... - euforia z jego głosu nagle zniknęła. - On jest po stronie, którą okupują żołnierze Korpusu... Nie damy rady się tam przedrzeć...
- Ale tam na pewno oni wszyscy są! Chodź! Zdążymy! - Sunglee pobiegła w stronę wyjścia.
- Nie zdążymy! Biały namiot, w którym on jest, znajduje się daleko, po przeciwnej stronie...!
- Rozumiem, biały namiot! Znajdę ich! Ty możesz sobie iść! Ja nie mogę wrócić bez nich!
I pobiegła. Czas, jaki jej pozostał, wynosił może nawet mniej niż 3 minuty. Musiała zdążyć. Nie było innej obcji. Obiecała... nie, nie obiecała, przynajmniej nie w słowach, ale wiedziała, że mimo to była zobowiązana znaleźć i przyprowadzić Jeonnie całą i żywą. Hobi i Tae, i nie tylko oni, zaufali, że da radę. Dlatego da.Nie mogła iść drogą za bardzo na około, bo na tym straciłaby cenny czas. Na strzelanine z żołnierzami też nie mogła sobie pozwolić. Musiała przebiec jak najszybciej tuż za namiotami, niemal pod nosem nieprzyjaciela. Dla bezpieczeństwa trzymała jednak w prawej ręce pistolet.
Punktów, w których była zasłonięta namiotami, było 4, każdy po jakieś 5 metrów. Odstępy między nimi wynosiły około 10, tylko od 2 do 3 namiotu było trochę więcej, może z 13 metrów. Nie była to wielka różnica, ale w pobliżu tego pustego pola, akurat znajdowali się żołnierze. Na pewno ją tam zauważą i otworzą ogień. Jak czegoś nie wymyśli, to w tamtym miejscu najprawdopodobniej zginie. Bo zatrzymać się nie może.Muszę odwrócić jakoś ich uwagę... - myślała, ciągle biegnąc, będąc już prawie przy pierwszym punkcie osłony. - Ale... Nie... To może zająć za dużo czasu... Szybko, coś innego...
Dziewczyna minęła pierwszą bezpieczną stację. Musiała natychmiast coś wymyślić, bo po następnym namiocie musi już to, co właśnie wymyśliła, wprowadzić w życie. Czas. Miała go krytycznie mało.
Błagam... Coś, cokolwiek...
Szczęście chciało, żeby w pewnym momencie jej wzrok tak jakoś sam skręcił w stronę lasu. I akurat zatrzymał się na niedaleko leżącym, ogromnym odłamku kory z gigantycznego drzewa rosnącego obok. Wielka łuska miała ponad 1 metr wysokości, a na szerokość coś koło połowy tamtego. Była idealnym materiałem na tarcze.Sunglee nie czekała na nic innego. Ta kora była teraz jej jedynym i najlepszym ratunkiem. Podbiegła do niej, schowała pistolet, bo nie mogła równocześnie trzymać go razem z tarczą, po czym chwyciła ją rękami po obu bokach i podniosła. Jako że jej grubość wynosiła na oko 5 centymetry w centralnym punkcie, pociski nie powinny dać rady się przez nią przebić, ale przez to była ona także dość ciężka. Na pewno znacznie ją spowolni, a na dodatek jej nogi i wierzchy dłoni, którymi będzie ją trzymała, będą odsłonięte. Jednak, jak wcześniej zostało powiedziane, nie miała nic lepszego do wyboru. Przestawiła odłam tak, aby osłaniał ją od strony obozu i kontynuowała swój wyścig z czasem. Nie miała więcej niż 1 i pół minuty.
W momencie, gdy wybiegła poza obszar osłaniającego ją, drugiego namiotu, poczuła lekki stres. W końcu nie mogła być pewna, czy kora nie przepuści jakiegoś pociasku albo czy żołnierze od razu nie zaczną celować i nie trafią jej w stopy.
Przebiegła już na spokojnie prawie połowę dystansu. I dosłownie chwilę potem coś, wiedziała już co, walnęło z pędem o korę. Mało brakowało, a potknęłaby się, gdyż te gwałtowne popchnięcie trochę ją zaskoczyło. Jak najszybciej wyrównała rytm biegu, a nawet delikatnie go przyspieszyła, gdyż obawiała się kolejnych strzałów, które mogły jakimś sposobem uderzyć bardziej niefortunnie.Do następnego namiotu zostało jej kilka długich kroków. Drugi strzał, którego dziewczyna nie mogła zobaczyć, przemknął 2 centymetry od jej łydki. Trzeci trafił znowu w korę, gdzieś na górze po lewej stronie, bardzo blisko jej palców. W tym momencie jej dłoń automatycznie chciała się schować i jak gdyby bez zezwolenia samej Sunglee, puściła tarczę. Ona, widząc co się dzieję, najpierw przeklęła w duchu, a potem błyskawicznie zdecydowała się wypuścić osłonę i z prawej ręki. W przeciwnym razie ciężar, który przeszedłby znienacka na jej jedną dłoń, przeciążyłby ją, a dziewczyna w konsekwencji najprawdopodobniej wywróciłaby się. A później to jej los byłby już przesądzony.
Poświęciła więc swoją osłonę i postawiła wszystko na prędkość, której nie straciła, a dzięki pozbyciu się kory, zyskała i na szczęście, które było jej niezbędne, aby nie została postrzelona.
W następnej chwili Sunglee wydawało się, że czas zwolnił. Zobaczyła kątem oka żołnierza, który już za chwilę miał naciskać na spust. Drugiego, który przeładowywał broń, mówiąc coś podniesionym głosem. Ten pierwszy miał ją całkowicie odsłoniętą. Choć była w ruchu, mógł ją z łatwością trafić. A ona nie mogła przecież zostać trafiona. Inaczej na pewno nie zdąży.
I wtedy nagle karabin wystrzelił. Pocisk wyleciał. I leciał tak jakoś powoli. Jakby chciał się upewnić, że jego ofiara jeszcze zdoła go dostrzec, a po chwili uświadomi sobie również, że przed nim już nie ucieknie.____________________
Pamiętajcie, że dochodzimy do końca, a na końcu mogą umierać wszyscy, nawet główni bohaterowie...
(° v °)
CZYTASZ
VIRUSOZATION • | • BTS
FanfictionIII część "SURVIVALU • | • BTS" Saga powraca po długiej rocznej przerwie :') 미안해 엄마 ಥ‿ಥ