PROLOG

2.1K 73 17
                                    

Cicha, amerykańska wieś powoli zapadała w sen, a światła w należących do niej domkach powoli zaczynały gasnąć. Po chwili nastała zupełna ciemność - jedynym, niewielkim źródłem światła był delikatnie żarzący się księżyc. Jednak gdyby przyjrzeć się dokładniej, nikły blask bił z jeszcze jednego miejsca - malutkiego okienka na skraju wioski. Znajdowało się ono na budynku, wyglądającym niezwykle odpychająco. Był on niczym innym, niż szarym i nieprzyjemnym kwadratem z nieszczelnym dachem oraz sypiącymi się ścianami. Wystarczyłby jeden, niewłaściwy ruch, by zmieść to miejsce z powierzchni ziemi. Mimo to, budynek stał, psując uroczy, wiejski krajobraz.

Dom składał się z jednego, niedużego pokoju. To właśnie z niego dobiegało delikatne światło. Izba była słabo wyposażona - oprócz wspomnianego okna, znajdował się przy nim jedynie rozpadający się stolik, niskie krzesło i obskurna szafa. Na krześle siedział zgarbiony mężczyzna. Mruczał coś zawzięcie pod nosem, uparcie wpatrując się w dziwne przedmioty leżące na stoliku. Kocioł z bulgoczącą wodą, pełno słoików i ogromna ilość czegoś na wzór roślin, niezwykle odpychających - to tylko niektóre z tych specyficznych obiektów. Mężczyzna zupełnie nie zwracał uwagi na świat poza nimi. Nie przestawał mamrotać niezrozumiałych słów, raz za razem wrzucając coś do kotła. Wyglądał niczym wyjęta z bajki wiedźma.

W pewnym momencie, po wrzuceniu kolejnego składnika do bulgoczącej wody, niewielki pokój rozbłysnął pod wpływem wybuchu. Siła eksplozji zrzuciła mężczyznę z krzesła, ale ten wydawał się być zadowolony. Z ekscytacją wrócił do kociołka i zaczął w nim entuzjastycznie mieszać.

- Dobra robota - z kąta izby dobiegł niespodziewany głos. Z ciemności wyłoniła się młoda kobieta. Szła powoli i dostojnie, nie odwracając wzroku od pracującego mężczyzny.

- Jesteś wreszcie - burknął obiekt jej zainteresowania. - Jesteśmy bardzo blisko.

Kobieta uśmiechnęła się z triumfem. Zaraz jednak na jej twarzy pojawiła się nieufność. Spiorunowała rozmówce wzrokiem, jakby chciała przejrzeć jego myśli. Nie była pewna intencji mężczyzny i irytowało ją, że nie potrafiła ich odczytać. Lubiła mieć wszystko pod kontrolą. Jej wyraz twarzy musiał mówić bardzo dużo co do jej odczuć, bo mężczyzna wywrócił oczami z irytacją.

- Nic się nie zmieniłaś - mruknął z urazą.

- Nie - warknęła kobieta. - Podobnie, jak ty. Zawsze tylko ty wiedziałeś, czego chcesz. Tajemnice, intrygi... Mam powoli dość.

Mężczyzna pokręcił głową. Jego rozmówczyni miała rację. Nigdy nie dawał się przejrzeć, on sam był panem swojego losu. Tym razem jednak na prawdę chciał, by towarzyszka mu ufała. Ich cel był wielkiej wagi i nie było w nim czasu na kłótnie. Wydarzenia sprzed wielu lat przebiegły mu przed oczami. Uraza, którą chował, z biegiem czasu tylko w nim kiełkowała. Teraz nadszedł czas, by działać. Podszedł do rozmówczyni i położył jej dłoń na ramieniu.

- Jestem z tobą - powiedział. - Podobnie, jak ty, chcę przywrócić światu równowagę. 

Wziął do ręki ostatni składnik i bez wahania wrzucił go do kotła. Woda ożyła. Zaczęła gwałtownie się podnosić, aż do krańca naczynia. Bulgotała gwałtownie jeszcze przez paręnaście sekund, aż w końcu, zupełnie niespodziewanie, wystrzeliła słupem do sufitu. Po chwili z powrotem opadła, nie ruszając się ani o minimetr.

- Udało się - wyszeptała z przejęciem kobieta. 

Tymczasem mężczyzna chwycił wyjątkowo ubrudzoną szklankę, ukruszoną w wielu miejscach i napełnił ją do połowy cieczą z kotła. Roztwór przybrał czarny kolor, jednak na mężczyźnie nie wywarło to największego wrażenia. Pewnie wypił zawartość szklanki, nawet się nie krzywiąc. Przez następne parę sekund nic się nie działo. Kobieta zastygła w oczekiwaniu, z emocji nie mogąc wydusić słowa. Mężczyzna zamknął oczy. Nie ruszał się. 

- Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się jego towarzyszka, gryząc wargę ze zdenerwowania.

Nie odpowiedział. Stał, niczym zaklęty, nie dając znaku życia. Kobieta pokręciła głową i odwróciła się na pięcie, z zamiarem opuszczenia izby, gdy nagle mężczyzna przemówił.

- Nadchodzi kres władzy splamionych krwią. Dziewczyna w swojej ignorancji stworzy potwora, jej największego wroga, który zniszczy ją, niszcząc także wypełnioną przepowiednię. Najpotężniejszy mieszaniec stanie się nikim bez swojej partnerki. Dopadną go paranoje i doprowadzą do jego samozniszczenia. Błędy z przeszłości zostaną naprawione, a na świecie znowu zapanuje pokój i dobro - powiedział.

Jego wzrok był mętny i nieobecny. Z ust ciekła mu delikatna strużka śliny.

- Klątwa została rzucona - dodała cicho kobieta, wsuwając swoją dłoń w dłoń mężczyzny. Z kociołka trysnęły czarno-czerwone iskry. W powietrzu zawisła śmierć.

------------------

Hejka!

Witam w drugiej części! Bardzo się cieszę, że tu jesteś, bo w takim razie historia ci się spodobała :P

Zaznaczam, że jest to DRUGA CZĘŚĆ! Jeśli nie czytałeś części pierwszej, możesz mieć trudności w zrozumieniu części drugiej.

Nie zniechęcaj się początkowymi rozdziałami, które mogą przynudzać.

ZAPRASZAM!

Splamieni krwią 2: Tu jestem, wampirku | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz