Pov Ilithyia- Rozumiem kwestię bezpieczeństwa, ale czemu nie możemy pojechać do Jasona? Nie sądzę by on pozwolił zrobić krzywdę Ilithyii i dziecku - odzywa się Ethan, któremu najwyraźniej nie spodobał się pomysł byśmy wrócili do Harry'ego. Jest zazdrosny, widać to na pierwszy rzut oka.
- Nie ma powodu by go w to niepotrzebnie mieszać. Obiecuję, że nie będę się wtrącać w wasz związek, ale naprawdę zależy mi na tym by nic wam nie groziło. Chyba wiesz, że nigdy nie zależało mi na twojej krzywdzie.
- Dobrze, wieczorem do ciebie przyjedziemy, bo teraz musimy coś omówić - wiem, że nie postąpiłam zbyt dobrze sama podejmując za nas oboje decyzję. Lecz coś czuję, że tak będzie lepiej. Poza tym Jason miał już przez moją osobę dużo kłopotów i nie chcę ściągać na niego kolejnych.
- Okej, będę na was czekać - komunikuje, a następnie wychodzi.
- Wiesz chyba, że to jest fatalny pomysł? - pyta niezbyt zadowolony. - On to robi specjalnie, chce mi cię zabrać, będę musiał oglądać jak się do ciebie przystawia i pokazuje, że jest lepszy ode mnie - zbliżam się do niego i siadam na jego kolanach. Trzeba go dowartościować.
- Ale to ciebie przecież wybrałam. To ty jesteś tym z kim chcę spędzić całe swoje życie - mówię, a następnie składam pocałunek na jego ustach. Czuję, że się uśmiecha i mocno mnie do siebie przyciąga.
***
- Zaraz będzie trzeba budzić Toby'ego, jest już po dziewiątej i trzeba jechać do twojego brata - mówię do mojego słodkiego bruneta, który nie wygląda na to by miał ochotę ruszyć się z kanapy.- A może tak zadzwonimy do niego i powiemy, że nam się samochód zepsuł.
- To wtedy sam po nas przyjedzie, nie szukaj głupich wymówek - nagle do moich uszu dociera dźwięk trzaśnięcia drzwiami. - Widzisz już przyjechał.
- Szkoda, że nie zamknąłem drzwi na klucz.
- No powinieneś to zrobić - przed nami pojawia się Louis. Rozglądam się w poszukiwaniu pistoletu, ale nigdzie go nie widzę. Cholera, zostawiłam go w sypialni, bo nie chciałam by moja broń walała się na widoku.
- Czego ty od nas chcesz? Ostatnim razem kazałeś mi się uwolnić od Harry'ego i tak właśnie zrobiłam. Przyszedłeś mi pogratulować - nie atakuje go, bo może to wszystko co powiedział Harry to zwykle oszczerstwo.
- Owszem zrobiłbym to gdybyś naprawdę wyrzuciła ich obu z własnego życia. Ty jednak nie posłuchałaś mnie, a szkoda bo wolałabym byś była daleko stąd jak będę się mścił na tej cholernej rodzinie za to co mi zrobili - wyciąga pistolet, ale nie mierzy do mnie, a do Ethana. Nie jest dobrze. - Twoja śmierć najbardziej by zabolała Stylesa, ale jak zabiję mu brata to, to także tak po prostu po nim nie spłynie. A względem ciebie nadal mam pozytywnie uczucia, więc wybór jest prosty.
Nie mam zamiaru tak stać i patrzeć jak on zabija mi ukochaną osobę, więc się do niego zbliżam. Ethan jednak robi coś czego się bym nie spodziewała, a mianowicie z dużą siłą mnie odpycha przez co upadam.
Louis to wykorzystuje i wystrzela pocisk. A, że jest w tym naprawdę dobry to od razu trafia tam gdzie chce czyli w serce.
Mimowolny krzyk wykrada się z moich ust i szybko do niego podchodzę. Układam sobie jego głowę na swoich kolanach.
Z ust i nosa płynie mu stróżek krwi co nie oznacza nic dobrego.
- Obroniłem cię - ledwo wypowiada te słowa. Jego głos jednak nie jest smutny. Po moich policzkach zaczynają spływać pojedyńcze łzy. - Nie bądź smutna skarbie, nikt nie dał mi tyle szczęścia co ty, za co jestem ci naprawdę wdzięczny. Nadałaś mojemu życiu sens.
- Ty także sprawiłeś, że poczułam się inaczej. Nie zostawiaj mnie teraz, ja i Toby cię potrzebujemy.
- Weź Harry'ego, on też bardzo cię kocha. Ja zawsze będę przy tobie - mówi, a jego wzrok robi się taki nieobecny.
Wybucham głośnym płaczem, bo wiem, że już go nie ma.
Liczę na waszą opinię.