Pov IlithyiaJestem gotowa na śmierć, zdaje sobie sprawę z tego, że zaraz uduszę się własną krwią. On jest trzyma to ostrze w jednym miejscu, a po chwili wyciąga nóż. Spodziewam się krwotoku, ale nic takiego nie następuje. Nie przebił mi tętnicy. Czuję jedynie jak z rany płynie stróżek krwi.
- Chyba nie sądziłaś skarbie, że zrobię to w taki prosty i mało bolesny sposób? - pyta z kpiną w głosie. - Nie sądzę bym w ogóle dał radę coś takiego zrobić. I kto jak kto, ale ty powinnaś o tym wiedzieć.
- A niby skąd? Nigdy nie byłeś zbyt dobry w okazywaniu uczuć, a na pewno nie dla mnie.
- Nie dla ciebie? - pyta wściekle. - Robiłem wszystko co w mojej mocy byś czuła się tu dobrze. Miałaś wszystko czego tylko sobie zażyczyłaś, ale tobie zawsze było mało. Bez oporów zamieniłaś mnie na mojego brata, a później jeszcze miałaś czelność mi powiedzieć, że wolisz Ethana. Z premedytacją mnie zraniłaś.
Ni cholery nie rozumiem jego toku myślenia. Ja tylko wykonywałam jego polecenia. A on teraz ma mi za złe, że robiłam to bardzo dobrze. A to, że zakochałam się w Ethan'ie nie jest niczyją winą. Nie zaplanowałam tego.
- To ty ciągle żądałeś ode mnie czegoś innego. Ja tylko robiłam to co kazałeś, a to, że twój brat zdobył moje serce to jest jego zasługą - ciśnienie mi się podnosi. Strach zastępuje złość. - A jeśli chodzi o Toby'ego to z całych sił chcę wierzyć, że to właśnie Ethan jest jego ojcem. On w odróżnieniu od ciebie postanowił go uznać bez żadnych badań. Uwierzył, że mały jest jego! - wiem, że miałam mu tego nie mówić, ale musiałam jakiś spuścić swoje emocje.
A może dzięki temu mój synek będzie bezpieczniejszy?
- Co? - pyta marszcząc brwi.
- Nie zamierzam tego powtarzać, powiedź mi lepiej gdzie mam iść, bo mam już dość tej rozmowy i muszę sobie przemyć ranę - dotykam szyi, spagladam też na swoje palce ubrudzone krwią. Będę miała bliznę.
- Twój pokój jest wolny i jutro idziemy zrobić te testy, ja chcę mieć pewność, bo nie jestem już takim idiotą by wierzyć ci na słowo.
- A Toby?
- Zobaczysz go jutro jak pojedziemy na badania, a później to już będzie zależeć od twojego zachowania - rozdzielenie matki i tak małego dziecko powinno być karalne. Mój synek zauważy moją nieobecność i będzie bardzo nie spokojny.
- Moje dziecko nie jest niczemu winne!
- Zejdź mi lepiej oczu, bo zaraz naprawdę poderżnę ci gardło.
***
Chociaż nie powinnam tego robić to chodzę po tym ogromnym domu w poszukiwaniu Brandona, który jest z moim synkiem. Mam gdzieś zakazy Harry'ego, moje dziecko jest najważniejsze.- Jasna cholera Ili co ci się stało? - mówi do mnie Niall szybko do mnie podbiega. Kurwa, zapomniałam zmyć tą krew.
- To nic takiego, widziałeś może Brandona, on ma Toby'ego.
- Nie - byłam już praktycznie wszędzie i nigdzie go nie widziałam. - Ale się nie przejmuj, on nie jest aniołem, ale małego dziecko by nie skrzywdził.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.