11

679 54 6
                                    


Pov Ilithyia

Jestem gotowa na śmierć, zdaje sobie sprawę z tego, że zaraz uduszę się własną krwią. On jest trzyma to ostrze w jednym miejscu, a po chwili wyciąga nóż. Spodziewam się krwotoku, ale nic takiego nie następuje. Nie przebił mi tętnicy. Czuję jedynie jak z rany płynie stróżek krwi.

- Chyba nie sądziłaś skarbie, że zrobię to w taki prosty i mało bolesny sposób? - pyta z kpiną w głosie. - Nie sądzę bym w ogóle dał radę coś takiego zrobić. I kto jak kto, ale ty powinnaś o tym wiedzieć.

- A niby skąd? Nigdy nie byłeś zbyt dobry w okazywaniu uczuć, a na pewno nie dla mnie.

- Nie dla ciebie? - pyta wściekle. - Robiłem wszystko co w mojej mocy byś czuła się tu dobrze. Miałaś wszystko czego tylko sobie zażyczyłaś, ale tobie zawsze było mało. Bez oporów zamieniłaś mnie na mojego brata, a później jeszcze miałaś czelność mi powiedzieć, że wolisz Ethana. Z premedytacją mnie zraniłaś.

Ni cholery nie rozumiem jego toku myślenia. Ja tylko wykonywałam jego polecenia. A on teraz ma mi za złe, że robiłam to bardzo dobrze. A to, że zakochałam się w Ethan'ie nie jest niczyją winą. Nie zaplanowałam tego.

- To ty ciągle żądałeś ode mnie czegoś innego. Ja tylko robiłam to co kazałeś, a to, że twój brat zdobył moje serce to jest jego zasługą - ciśnienie mi się podnosi. Strach zastępuje złość. - A jeśli chodzi o Toby'ego to z całych sił chcę wierzyć, że to właśnie Ethan jest jego ojcem. On w odróżnieniu od ciebie postanowił go uznać bez żadnych badań. Uwierzył, że mały jest jego! - wiem, że miałam mu tego nie mówić, ale musiałam jakiś spuścić swoje emocje.

A może dzięki temu mój synek będzie bezpieczniejszy?

- Co? - pyta marszcząc brwi.

- Nie zamierzam tego powtarzać, powiedź mi lepiej gdzie mam iść, bo mam już dość tej rozmowy i muszę sobie przemyć ranę - dotykam szyi, spagladam też na swoje palce ubrudzone krwią. Będę miała bliznę.

- Twój pokój jest wolny i jutro idziemy zrobić te testy, ja chcę mieć pewność, bo nie jestem już takim idiotą by wierzyć ci na słowo.

- A Toby?

- Zobaczysz go jutro jak pojedziemy na badania, a później to już będzie zależeć od twojego zachowania - rozdzielenie matki i tak małego dziecko powinno być karalne. Mój synek zauważy moją nieobecność i będzie bardzo nie spokojny.

- Moje dziecko nie jest niczemu winne!

- Zejdź mi lepiej oczu, bo zaraz naprawdę poderżnę ci gardło.

***
Chociaż nie powinnam tego robić to chodzę po tym ogromnym domu w poszukiwaniu Brandona, który jest z moim synkiem. Mam gdzieś zakazy Harry'ego, moje dziecko jest najważniejsze.

- Jasna cholera Ili co ci się stało? - mówi do mnie Niall szybko do mnie podbiega. Kurwa, zapomniałam zmyć tą krew.

- To nic takiego, widziałeś może Brandona, on ma Toby'ego.

- Nie - byłam już praktycznie wszędzie i nigdzie go nie widziałam. - Ale się nie przejmuj, on nie jest aniołem, ale małego dziecko by nie skrzywdził.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Nowy Początek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz