14

641 50 8
                                    


Pov Ilithyia

Leżę na łóżku, jestem zmęczona jak cholera, bo bardzo długo nie spałam, ale nie pozwalam sobie na sen. Nie mogę tak po prostu spać nie wiedząc co się dzieje z moim synkiem. Kurwa, jaką ja jestem straszną matką, pozwoliłam sobie zabrać dziecko. Potrafię walczyć, więc nie powinnam tak łatwo oddać Toby'ego.

On jest dla mnie najważniejszy, a teraz nawet nie wiem czy nie jest głodny albo coś go nie boli.

Drzwi do mojego pokoju się otwierają, a ja nawet nie patrzę w tamtą stronę. Wiem, że to Harry. Przyszedł znowu mnie dręczyć.

- Ilithyia - znam ten głos. Nie należy on do Harry'ego, a do Brandona. Gwałtowanie się przewracam na bok, widzę go wraz z moim synkiem na rękach.

Czy to jest sen?

- Ciągle płakał i jest bardzo niespokojny, dopiero teraz na chwilę się uciszył - podnoszę się i podchodzę do niego i zabieram dziecko. Przytulam do siebie Toby'ego, a on wydaje się jakby weselszy.

- Karmiłeś go? - pytam. Niestety sama nie mogę tego zrobić, bo straciłam pokarm. Przez to, że źle się odzywiam i stres.

- Tak, naciesz się nim, bo zaraz będę musiał go zabrać. Nikt nie wie, że tu przyszedłem - nigdy bym się po nim czegoś takiego nie spodziewała. Zarezykował bym mogła się spotkać że swoim dzieckiem. Nie zapomnę mu tego.

- Dziękuję.

- I tak za bardzo za tobą nie przepadam, ale mam sporo rodzeństwa i uwielbiam dzieci. A mały cierpi z tęsknoty za tobą - Toby wesoło gaworzy, a siadam, bo jestem na tyle zmęczona, że boję się, że upadnę.

- Jeszcze kilka minut i naprawdę muszę iść. Inaczej już więcej nie dam rady tu przyjść

Kiwam głową i całuję synka w główkę.

- Jeśli się okaże, że on jest dzieckiem Ethana to Harry każe ci go zabić. Błagam zabierz go wtedy do mojego brata. On ci się odwdzięczy, uwielbia mojego synka.

- Ja... - zaczyna, ale przerywa mu wtargnięcie Harry'ego. Ja pierdole, ale nam się zaraz oberwie.

- Co ty tu robisz do jasnej cholery?! - wraca się wściekłym tonem do Brandona. Wcześniej nie byłoby mi go żal, ale teraz on obrywa z mojego powodu.

- Toby źle się poczuł, Brandon zrobił to co musiał - staram się go bronić. To jednak nie jest proste, bo Harry stracił do mnie wielkość sentymentu.

Trudno, nie żałuję tego co zrobiłam.

- W takim wypadku było ją zabrać do lekarza, a nie do niej - zachowuje się zupełnie tak jakby mnie tu nie było. To irytujące.

- To Ilithyia go urodziła, więc zna go najlepiej, ale jeśli to taki problem to już więcej tego nie zrobię.

Podchodzi do mnie, a ja jeszcze raz całuję mojego synka i go mu podaje. Nie mogę zdradzić przy Harrym, że od teraz mam w Brandonie sojusznika.

Wychodzi, a ja walczę ze sobą żeby się nie rozpłakać.

- Jesteś tutaj, a nie ma z ciebie żadnego pożytku. Postanowiłem, że czas to zmienić. I nie interesuje mnie, że twoja cipka jeszcze się nie zagoiła. Przyszedł czas by znowu był z niej użytek - komunikuje całkiem poważnie.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Nowy Początek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz