Pov IlithyiaLeżę na łóżku, jestem zmęczona jak cholera, bo bardzo długo nie spałam, ale nie pozwalam sobie na sen. Nie mogę tak po prostu spać nie wiedząc co się dzieje z moim synkiem. Kurwa, jaką ja jestem straszną matką, pozwoliłam sobie zabrać dziecko. Potrafię walczyć, więc nie powinnam tak łatwo oddać Toby'ego.
On jest dla mnie najważniejszy, a teraz nawet nie wiem czy nie jest głodny albo coś go nie boli.
Drzwi do mojego pokoju się otwierają, a ja nawet nie patrzę w tamtą stronę. Wiem, że to Harry. Przyszedł znowu mnie dręczyć.
- Ilithyia - znam ten głos. Nie należy on do Harry'ego, a do Brandona. Gwałtowanie się przewracam na bok, widzę go wraz z moim synkiem na rękach.
Czy to jest sen?
- Ciągle płakał i jest bardzo niespokojny, dopiero teraz na chwilę się uciszył - podnoszę się i podchodzę do niego i zabieram dziecko. Przytulam do siebie Toby'ego, a on wydaje się jakby weselszy.
- Karmiłeś go? - pytam. Niestety sama nie mogę tego zrobić, bo straciłam pokarm. Przez to, że źle się odzywiam i stres.
- Tak, naciesz się nim, bo zaraz będę musiał go zabrać. Nikt nie wie, że tu przyszedłem - nigdy bym się po nim czegoś takiego nie spodziewała. Zarezykował bym mogła się spotkać że swoim dzieckiem. Nie zapomnę mu tego.
- Dziękuję.
- I tak za bardzo za tobą nie przepadam, ale mam sporo rodzeństwa i uwielbiam dzieci. A mały cierpi z tęsknoty za tobą - Toby wesoło gaworzy, a siadam, bo jestem na tyle zmęczona, że boję się, że upadnę.
- Jeszcze kilka minut i naprawdę muszę iść. Inaczej już więcej nie dam rady tu przyjść
Kiwam głową i całuję synka w główkę.
- Jeśli się okaże, że on jest dzieckiem Ethana to Harry każe ci go zabić. Błagam zabierz go wtedy do mojego brata. On ci się odwdzięczy, uwielbia mojego synka.
- Ja... - zaczyna, ale przerywa mu wtargnięcie Harry'ego. Ja pierdole, ale nam się zaraz oberwie.
- Co ty tu robisz do jasnej cholery?! - wraca się wściekłym tonem do Brandona. Wcześniej nie byłoby mi go żal, ale teraz on obrywa z mojego powodu.
- Toby źle się poczuł, Brandon zrobił to co musiał - staram się go bronić. To jednak nie jest proste, bo Harry stracił do mnie wielkość sentymentu.
Trudno, nie żałuję tego co zrobiłam.
- W takim wypadku było ją zabrać do lekarza, a nie do niej - zachowuje się zupełnie tak jakby mnie tu nie było. To irytujące.
- To Ilithyia go urodziła, więc zna go najlepiej, ale jeśli to taki problem to już więcej tego nie zrobię.
Podchodzi do mnie, a ja jeszcze raz całuję mojego synka i go mu podaje. Nie mogę zdradzić przy Harrym, że od teraz mam w Brandonie sojusznika.
Wychodzi, a ja walczę ze sobą żeby się nie rozpłakać.
- Jesteś tutaj, a nie ma z ciebie żadnego pożytku. Postanowiłem, że czas to zmienić. I nie interesuje mnie, że twoja cipka jeszcze się nie zagoiła. Przyszedł czas by znowu był z niej użytek - komunikuje całkiem poważnie.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział