Pov Ilithyia- Nie podoba mi się to, że znowu zostawiam moje dziecko same - obiecałam sobie, że nie będę ciągle podrzucać komuś Toby'ego. Chcę by wiedział, że to ja jestem jego mamą, a nie szukał kogoś kto zajmuje się nim więcej niż ja.
- Przecież został z Brandon'em nie przesadzaj. Poza tym on jest taki mały, że wszystko jedno kto się nim zajmuje i tak niczego nie rozumie - w ogóle się z nim nie zgadzam. Toby doskonale zdaje sobie sprawę z tego kto jest kim. Łatwo też rozpoznaje to kto ma względem niego dobre intencje.
- Możesz nie wierzyć, ale ja lubię się nim opiekować.
- A wiesz, że to do ciebie w ogóle nie podobne - ja nie wiem czy on czerpie przyjemność z robienia ze mnie potwora. Zupełnie tak jakby był ode mnie lepszy. A wcale tak nie jest.
Opieram głowę o szybę. Nie mam pojęcia gdzie on mnie wiezie. Jak zwykle jest bardzo tajemniczy.
- Pomyślałem sobie, że może byśmy gdzieś wysłali Brandona albo jakąś opiekunkę razem z tym dzieckiem. On miałaby dobrą opiekę, a ty więcej czasu dla siebie. Oczywiście czasem byś go odwiedzała.
Spoglądam na niego zaskoczonym wzrokiem, jak on może ode mnie wymagać tego bym wysłała gdzieś swojego kilku tygodniowego synka i odwiedzała go od święta. Tak postępują tylko najgorsze matki. I ja do nich nie należę.
- Możesz wysłać Toby'ego daleko, ale pamiętaj, że ja pojadę z nim. Jeśli już tak bardzo chcesz bym z tobą była to musisz zaakceptować mojego syna. Nie ma innej opcji.
- To nie ty stawiasz tu warunki! - odpowiada mi podnosząc głos.
- Po coś chyba do jasnej cholery mnie ściągnąłeś do siebie. Dostaniesz co tylko chcesz, ale ja też muszę coś z tego mieć
Nie żądam wiele, a jedynie tego by móc być z moim dzieckiem. A Toby nie jest dla ciebie zupełnie obcą osobą. Jesteś jego wujkiem.- Weź mi nawet o tym nie przypominaj! Już wolałabym byś miała to dziecko z kimkolwiek niż mój brat. Zapomnij, że ktoś taki jak Ethan w ogóle istnieje.
Zatrzymuje samochód przed halą, w której dokonuje się ważniejszych transakcji. Nie zorientowałam się, że tu jedziemy, bo wybrał inną drogę. Dłuższą.
- Bądź pewna siebie, bo przedstawię cię jako moją kobietę - przewracam oczami na jego słowa. Nawet bez niego znam swoją wartość.
Chwyta mnie za rękę i prowadzi prosto do tego magazynu. Dostrzegam tam kilku mężczyzn, dwóch z czterech poznaje. Interesy z nimi zawsze wychodziły nam na dobre. A o reszcie nie mam pojęcia. Musieli się pojawić wtedy gdy mieszkałam z Jasonem.
- Przyprowadziłeś nam zabaweczkę - odzywa się brunet z kilkoma siwymi włosami. Sądzę, że jest przed pięćdziesiątką. Nie znam go, a on także i mnie.
- Wybacz Ilithyio jeśli poczułaś się dotknięta - komunikuje do mnie Josh. Trzydziestolatek, z którym nie raz współpracowałam. I zawsze wszystko szło po mojej myśli.
- Słyszałam już gorsze rzeczy pod moim adresem. Przejdźmy jednak do konkretów, bo chcę wiedzieć po co tu przyjechałam.
Do zwykle przeżutu by mnie tu Harry nie fatygował. Musi chodzić o coś ważniejszego.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.