Pov Ilithyia- Ilithyia obudź się - ze snu wyrywa mnie głos i potrząsanie mojego ramienia. Otwieram oczy i widzę przed sobą Brandona. Trzyma w ręku komórkę. - To Jason pogadaj z nim póki jesteśmy sami w domu.
Od razu bystrzeje i biorę od niego ten telefon.
- Jason - zaczynam by dać mu znać, że już może zacząć mówić.
- Siostrzyczko jak ty się w ogóle czujesz? Naprawdę byłem przerażony jak się dowiedziałem, że zostałaś postrzelona - niepotrzebnie Brandon go o tym informował. Mógł mu oszczędzić tych nerwów.
- Spokojnie nic mi nie dolega. To był jedynie postarzał w ramię i to bez żadnych większych konsekwencji. Trochę mnie po boli i zostanie nieduża blizna, nic więcej. Z Tobym też wszystko okej, więc nie musisz się zamartwiać. Mam nadzieję, że niedługo do ciebie wrócę - naprawdę chciałbym się teraz do mnie przytulić. Na pewno poczułabym się dużo lepiej.
- Ili skarbie - nagle odzywa się dobrze znany mi głos. Ethan. - Bardzo bym chciał się tobą teraz zaopiekować, wystarczy, że powiesz tylko jedno słowo, a nie bacząc na żadne konsekwencje zaraz do ciebie przyjadę.
Szczerze to z całego serca pragnę go o to poprosić, lecz w tym cholernym życiu nie da się mieć tego co się chce. Ciągle muszę się podporządkowywać pod wolę innych osób. To irytujące i niesprawiedliwe.
To jednak nie jest czas na myślenie i sobie. Bezpieczeństwo Ethana i Toby'ego jest ważniejsze.
- Nie to nie jest konieczne. Niedługo pewnie do ciebie wrócę - sama mam nadzieję, że to nie jest kłamstwo.
- Ili kogo ty chcesz oszukać, skoro Harry zostawił sobie naszego syna to oznacza, że on nie zamierza ryzykować. Poza tym gdyby cię naprawdę nie kochał to wkładałby tyle trudu w to aby cię odzyskać. On ci nigdy nie zwróci wolności i przyszedł czas by przestać się godzić na by on ingerował w nasze życie - chcę mu coś powiedzieć, ale kończy połączenie.
Kurwa, nie tak powinna się skończyć nasza rozmowa.
- Na razie to powinnaś się postarać ich uspokajać, a nie jeszcze bardziej pobudzać - mówi do mnie Brandon zupełnie tak jakbym specjalnie, nie zamierzam doprowadzić do żadnej tragedii. Nie szczuje Harry'ego na Ethana ani odwrotnie.
- To było im nie mówić o tym postrzale, nie musieli o tym wiedzieć.
- Owszem popełniłem błąd, ale nie kłóćmy się, bo to nie jest ten czas, i idę już lepiej, bo nikt mnie nie powinien tu zobaczyć.
Po wyjściu Brandona wstaje z łóżka i ubieram się w normalne ciuchy. Mam już dość tego odpoczywania. Schodzę też na dół, bo nabrałam wielkiej ochoty na coś słodkiego, a sądzę, że po tym wszystkim mogę sobie pozwolić na jakiegoś batona.
W chodzę do kuchni i otwieram lodówkę, tam znajduje to czego oczekiwałam. Od razu go otwieram i zaczynam jeść. Jak jestem w połowie to do moich uszu docierają wystrzały. Jest ich kilka.
I jestem całkowicie pewna, że oznaczają one kłopoty.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.