21

619 47 2
                                    


Pov Ilithyia

Na samym początku naszej współpracy pojawiła się Lucy. Bezczelna szatynka, która twierdziła, że bez problemu może zająć moje miejsce. Znosiłam ją prawie dwa miesiące, aż pewnego dnia przesadziła. Przy Harry i reszcie chłopków nazwała mnie nic nie umiejącą dziwką, która swoją pozycję zawdzięczam jedynie temu, że rozkładam przed wszystkimi nogi. A, że byłam wtedy mocno zirytowana to powaliłam ją na ziemię, a następnie roztrzaskałam jej głowę i podłogę. Krew była wszędzie, a ja zyskałam tym ich szacunek. Każdy wiedział, że lepiej mnie nie lekceważyć.

- Skoro tego chcesz - nim ona zdąża coś powiedzieć to ja rzucam ją na ziemię i uderzam i podłogę jej głową. Nie ma pojęcia ile razy to robię. Zaprzestaje swoich ruchów i odrzucam jej martwe ciało. Staram się nie wejść w jej krew ani drobne części.

- Uwielbiam cię taką.

- Czyli jaką? - jestem pewna, że mam na sobie pojedyńcze krople krwi. On naprawdę jest popieprzony.

- Przez Ethan złagodniałaś co muszę przyznać, że mi się nie podoba. Przestań udawać kogoś kim nie jesteś - wstaje i do mnie podchodzi. Obejmuje mnie w pasie i do siebie przyciąga. Nachyla się nade mną i namiętnie całuję moje usta. - Chce odzyskać moją dawną Ilithyię, tą, którą pokochałem.

Uśmiecham się na jego słowa. Ta adrenalina, która buzuje w moich żyłach sprawia, że się podniecam. Wskakuje na niego i owijam swoje nogi wokół jego pasa. A to, że jest jedynie w bokserkach to czuję jego przyrodzenie. On także się podniecił.

Podchodzi ze mną do łóżka i rzuca mnie na nie. W ogóle nie przejmuje się, że na podłodze leży jego martwa kochanka. Ja tym bardziej nie przywiązuje do tego wagi.

Wyostrzam jednak swój słuch na wypadek gdyby jakieś urządzenie dało mi znać, że u Toby'ego coś się dzieje. Staram jednak pokazać Harry'emu, że obecnie skupiam się tylko na jego osobie.

***
Budzę się i dostrzegam, że zostałam sama w pomieszczeniu. Trochę się podnoszę i sprawdzam czy ta kretynka nadal leży na podłodze. Na szczęście już jej tam nie ma. Nagle przypominam sobie o Tobym. Szybko wstaje z łóżka i zaczynam się ubierać nim jednak kończę to drzwi do pokoju się otwierają i przez nie wchodzi Harry wraz z moim synkiem na rękach.

- Nie musisz się martwić, został nakramiony. Sam o sobie przypomniał - podaje mi dziecko, a ja w myślach karce się, że nie usłyszałam płaczu mojego synka. Jak mogłam tak głęboko zasnąć?

- Dziękuję, ale następnym razem wystarczy, że po prostu mnie obudzisz. Nie musisz się sam fatygować.

- Ale chciałem - zaskakują mnie jego słowa. Odkąd się dowiedział, że Toby nie jest jego nie połapał do niego zbyt wielką miłością. Zresztą tak jak i wcześniej. - Skoro mamy udawać, że jest mój to muszę czasem się nim zająć. On także ma być przekonany, że to ja jestem jego ojcem. Nie chcę by w ogóle wiedział o istnieniu Ethana.

Ja akurat jestem zupełnie innego zdania.

- A co z moją rodziną? - poruszam ten drażliwy temat. - Jason cię nie lubi, ale gdybym go poprosiła to by przestał z tobą wojować. Może przyszedł czas przestać się kłócić.

- Na to nigdy nie będzie dobrego czasu, a teraz na ciesz się dzieckiem, bo mam plany na resztę dnia.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Nowy Początek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz