Pov IlithyiaNo i znowu mnie złamał. Nie zrobię nic przeciwko niemu póki ma on moje dziecko. Jestem od niego całkowicie zależna. Bezpieczeństwo Toby'ego jest najważniejsze.
- Okej - odwracam się w jego stronę. - Powiem Jason'owi żeby wracał do domu. Masz mi jednak zwrócić mojego synka. To ja będę się nim zajmować, a nie Brandon.
Robi kilka kroków w moją stronę.
- To nie ty jesteś tu od stawiania warunków. Później to przemyślę, a teraz masz mi się stąd pozbyć tego kretyna. Nie chcę go tu więcej widzieć - warczy w moją stronę. Kiwam głową, nie dochodzę jednak daleko, bo do domu wpadają mój brat i Ethan.
Dobrze, bo już się bałam, że Harry coś poważnego mi zrobił.
- Ty pieprzony zdrajco - odzywa się Styles na widok swojego młodszego brata. - Najpierw wykiwałeś mnie jak kazałem ci sprawdzić czy to prawda, że urodziła dziecko, a teraz jeszcze sprowadziłeś wroga na mój teren. Nie chcę tu cię więcej widzieć!
- Ilithyia i Toby pójdą z nami i więcej nie będziemy cię niepokoić - odzywa się Jason. Jest uzbrojony i jestem pewna, że nie przeszedł tu sam. Mój brat nigdy nie był głupi i zawsze potrafił zadbać o siebie. To jest bardzo dobra cecha.
- Bierzcie ją jeśli chcecie, ale dzieciak zostaje. Jak się okaże mój to się nim zajmę, a jak nie to zabiję. Już go więcej nie zobaczycie. Jedynie Ilithyia ma wybór - też mi wybór. Przecież to jest logiczne co zrobię. Nie można byłoby mnie nazwać matką jeśli nie patrząc na moje dziecko bym stąd uciekła.
- Pojebało cię już do reszty! - wrzeszczy Jason. Wyciaga z kabury broń i mierzy z niej do Harry'ego. - Albo w tej chwili oddasz nam dziecko, ale cię zabiję.
Znam mojego brata i wiem, że on nie żartuję. I tak nienawidzi szatyna za to, że przez tyle lat nie mieliśmy kontaktu. Obwinia go o to.
- No dalej strzelaj - Harry go prowokuje co jest bardzo głupim posunięciem. - Jak coś mi się stanie to Brandon od razu zabije dziecka. Wtedy pewnie wam go odda, ale nie gwarantuje, że w jednym kawałku.
Kurwa czemu to wszystko musi być takie trudne? Ja tylko chcę by mój synek był ze mną bezpieczny. To chyba nie są wygórowane oczekiwania?
- Jason odpuść - podchodzę do brata i kładę rękę na jego przedramieniu i on jest zmuszony opuścić pistolet.
- Nie rób tego czego będziesz żałował. Przegrałeś, chociaż raz wycofaj się z godnością - wreszcie odzywa się Ethan.
- Gdybyś ty miał godność to byś wyjechał stąd po tym jak się dowiedziałeś, że Ilithyia była z tobą z mojego polecenia. Normalnie to nigdy by na ciebie nie spojrzała, doskonale pamiętam jaka była zirytowana gdy jej kazałem udawać, że jest tobą zainteresowana.
- Zamknijcie się już wszyscy do cholery! - jeszcze trochę, a oni się tutaj pozabijają. Nie przeszkadzałoby mi to gdyby sytuacja mojego dziecka była wiadoma. - Póki nie odzyskam Toby'ego nigdzie się stąd nie ruszę. Nie interesuje mnie to, że pewnie niedługo ktoś mnie tu zamorduje - komunikuje, a następnie odwracam się i idę na górę.
Choć tego nie chcę to muszę tu zostać.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.