Pov IlithyiaBiegnę tak szybko na ile mam sił na zewnątrz. Coś mi podpowiada, że te wystrzały powiązane ze mną. I jak tylko otwieram drzwi zewnętrze i zauważam Ethana to wiem, że i tym razem się nie pomyliłam. Nie ma tu Harry'ego tylko jeden z nic nie znaczących pracowników Blake. On nie odważy się zrobić krzywdy bratu swojego szefa mimo, że Harry dał mu zakaz wstępu.
- Ilithyia! - woła brunet na mój widok. Zbliżam się do niech.
- Masz go wpuścić - rozkazuje Blake'owi. Obecnie nie obchodzi mnie zdanie nikogo. Po prostu muszę skorzystać z okazji, że wreszcie mogę porozmawiać z Ethan'em twarzą w twarz. Po ostatnich wydarzeniach wiem, że na to że zasłużyłam.
- Szef zabronił.
- Ale go tu nie ma. A możesz by pewny, że jeśli coś zrobisz jego bratu to mimo tego, że są, pokłóceni to ty oberwiesz. Masz też moje słowo, że nikt się nie dowie, że to ty go tu wpuściłeś. Nie chcesz przecież mieć we mnie wroga - spogląda na mnie nie pewnie. On doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że potrafię wpływać na Harry'ego i jeśli tylko bym chciała to mogłabym zmienić jego życie w koszmar.
- Nie chcę problemów, weź to na siebie - mówi, a następnie odchodzi. Niebieskooki szybko pokonuje dzielącą nas odległość i mnie do siebie przytula oczywiście uważając na moje zranione ramię.
- Tak się o ciebie bałem skarbie, jak się dowiedziałem, że ktoś cię postrzelił to chciałem jedynie obok ciebie być. Nie obchodziły mnie żadne konsekwencje. Ja cię kocham i się nie zgadzam na to by Harry aż tak ingerował w nasze życie. Mamy dziecko. My już jesteśmy rodziną.
- Chodź do środka, pokaże ci Toby'ego na pewno się za tobą stęsknił - uśmiecha się na moje słowa.
- Ja za nim także. Marzę tylko o tym by mieć was oboje przy sobie. Wiem, że jesteś niezależna, ale mimo wszystko chciałbym się tobą zaopiekować.
Prowadzę go do domu. Wołam też Brandona, bo chcę by przyniósł mojego synka. Poza tym on na pewnie nie doniesie o przybyciu Ethana Harry'emu. On bardzo szybko przychodzi z moim ślicznym chłopcem.
Ethana do mnie podchodzi do dość pewnym ruchem bierze go na ręce.
- To jest cholernie ryzykowne i mnie tu nie było. Jakby co to sama sobie przyniosłaś dziecko - kiwam głową, a Brandon wraca na górę. Może i igram z ogniem, ale nie dałbym rady kazać brunetowi odejść.
- Widzisz od razu zauważył, że jestem jego tatą. Jest taki spokojny.
- On w ogóle lubi jak się go nosi i przytula - chłopak na mnie spogląda, a ja po chwili dodaje. - No okej przy tobie jest wyjątkowo zadowolony. Mi twoja wizyta też sprawiła przyjemność chociaż powinnam teraz umierać z przerażenia.
- Powinnaś skarbie - aż podskakuje na dobrze znany mi głos. - Tylko, że nie o sobie, a o Ethana i Toby'ego, bo teraz nic mnie nie powstrzyma przed zabiciem ich.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.