XX

37 16 1
                                    

 
- Czy strony wnoszą o przesłuchanie świadka z przyrzeczeniem?
    Usłyszałam jedynie stukot czerwono lakierowanych paznokci pani Anity o stół.
- W takim razie proszę podać imię i nazwisko.
- Agata Jaworska. – odparłam machinalnie.
- Ile masz lat?
- Szesnaście.
- Czy byłaś karana za składanie fałszywych zeznań?
- Nie.
- Czy jesteś spokrewniona lub spowinowacona z oskarżonym?
     Wstrzymałam oddech. Nie potrafiłam stwierdzić, dlaczego się zawiesiłam.  Stres? Przecież przestudiowałam to pytanie nie raz. Więc o co chodziło? Czy nagłe wspomnienie zdjęcia na albumie ojca postawiło blokadę w moim gardle? Spojrzałam na prawą stronę. Pani Izabela uśmiechnęła się do mnie i kiwnęła głową zachęcająco. Dominik oparty był na splecionych dłoniach ze spokojną twarzą, lecz niepokojem  w oczach, natomiast tata wyraźnie się obawiał, choć próbował tego nie pokazywać. Po lewej stronie wszyscy wpatrzeni byli we mnie, niektórzy marszcząc brwi ze zniecierpliwienia. Szczególnie prokurator, po którego twarzy od razu wywnioskowałam, że jest to chytra sztuka i będzie łapał za słówka.
     Wśród dokuczliwej ciszy słyszeć zdało się dźwięk pisania długopisem po kartce protokolanta.
    Wiedziałam, że to nie chwila na rozmyślania. Przeklęłam się w myślach, że nie przygotowałam się odpowiednio i zacięłam na samym początku.
- Czy jesteś spokrewniona z oskarżonym lub wpłynęłaś w jakiś sposób na wykroczenia, jakich się dopuścił? – powtórzył powoli i wyraźnie jeden z ławników.
- Nie. – wreszcie wypuściłam powietrze z płuc.
- Dobrze. – kontynuował sędzia . – To tyle z formalności. Powiedz nam teraz, co wiesz odnośnie sprawy?
     Zamknęłam oczy i odetchnęłam. Postarałam się z powrotem ułożyć w myślach rozsypane elementy układanki.
- W momencie jednego z przewinień oskarżonego wracałam właśnie ze szkoły. – otworzyłam powieki i spojrzałam w oczy sędzi, nad którymi widniały ściągnięte brwi w wyrazie skupienia. Onieśmieliło mnie to, więc przeniosłam wzrok na stolik. – Wtem usłyszałam dźwięk gwizdków i ujrzałam przed sobą pościg. Po około pięciu minutach jeden ze ścigających policjantów postrzelił w nogę mężczyznę okradającego miejscowy sklep jubilerski. Gdy porządkowi zakuwali go w kajdany, poznałam w nim przyjaciela oraz współzałożyciela naszego zespołu. – wzięłam głęboki wdech. – Nie ukrywam, że fakt ten wprawił mnie w osłupienie, biorąc pod uwagę, że Dominik jest dobrym człowiekiem, na co dowodów jest za wiele, by wymieniać.
- Przepraszam, Wysoki Sądzie, czy mogę? –prokurator naprzeciwko taty przerwał mi i uniósł dwa palce.
- Proszę.
- Twierdzisz, że oskarżony jest dobrym człowiekiem i posiadasz znaczną ilość dowodów to potwierdzających.
- Istotnie. – odparłam.
- Jak więc to ma się do sprawy? Czy umyślną kradzież drogocennych rzeczy również uważasz za czyn godny pochwalenia?
- Toteż mówię, że wprawiło mnie to w osłupienie. Jest to zapewne pierwsze odchylenie od prawa na koncie oskarżonego.
- Skąd ta pewność? – pan prokurator, widząc moje milczenie, kontynuował. – Wysoki Sądzie, jak wiemy, oskarżony przeprowadzał każdą kradzież bardzo umiejętnie, niemalże bez śladów. Skąd możemy wiedzieć, czy nie wynika to z wcześniejszego doświadczenia? Być może znamy tylko część przewinień.
- Wysoki Sądzie, to nie jest istota sprawy! – tata wstał podnosząc głos.
- Słusznie, panie mecenasie. Agato, kontynuuj proszę.
     Pif-paf, lawirancie.
- Dominik dopiero podczas widzenia uświadomił mi, w jak beznadziejnym stanie jest jego matka. Był sfrustrowany i potrzebował jak najszybciej zgromadzić środki na leczenie.
- Czy mogę? – prokurator z przeciwnej strony znów podniósł się i doczekał pozwolenia. Poczułam się lekko zażenowana. – Czy według Ciebie, fakt, że owa kradzież dokonywana była w szczytnym celu, całkowicie ją usprawiedliwia?
- Biorąc pod uwagę to, że oskarżony nie ma prócz chorej nikogo, właśnie tak uważam. – zabrzmiałam zadziwiająco pewnie. - Zapewne nikt z nas nie doświadczył podobnej sytuacji, dlatego nie wiemy, czy nie postąpilibyśmy podobnie.
- Wysoki Sądzie, jak taka myśl w ogóle może przejść przez głowę? – prokurator nie dawał za wygraną. - Jak możemy tolerować takie bezprawie? Kradzież to kradzież, podlega karze i nie ma tu co zastanawiać nad przyczyną, jeśli nie jest to choroba psychiczna, czy upośledzenie.
- Przepraszam, mówi pan o przyczynach niepoczytalności. – wtrącił tata. – Zapomniał pan o poczytalności ograniczonej, której przyczyną mogą być zakłócenia czynności psychicznych. Myślę, że świadomość przyszłej utraty jedynej bliskiej osoby można do tego zaliczyć.
    Poczułam się dowartościowana, że tata posłużył się moim spostrzeżeniem.
- To nie wyjaśnia sprawy –przeciwnik nie odpuszczał. – Niezależnie od celu, na jaki potrzebne są środki, nie można uciekać się do takich skrajnych metod, jaką jest okradane wystawy sklepowej!
- Był pan w ogóle w takiej sytuacji? – odburknął tata
- Cytuję: ,,To  n i e  j e s t  istota sprawy!”!
- Proszę o ciszę. – sędzia uderzył młotkiem. – Czy świadek ma coś jeszcze do powiedzenia?
- Nie, to wszystko. – odparłam.
- Czy strony mają jakieś pytania do świadka? – omiótł wzrokiem ławników. – A oskarżony? – również nie doczekał odpowiedzi. – W takim razie proszę usiąść.
    Usiadłam obok pani Izy i oparłam się na łokciu. Wtem poczułam lekki ucisk na ramieniu.
- Dobrze ci poszło. – uśmiechnęła się szeroko.
- Zamykam przewód sądowy. – ogłosił sędzia. – Proszę o wygłoszenie mowy końcowej przez oskarżycieli.
- Wysoki Sądzie! Tak jak pisałam w akcie oskarżenia – wstała Miedziowłosa – niejaki pan Dominik Frączkiewicz dopuścił się kradzieży trzech zegarków, później pięciu złotych naszyjników z mojego sklepu, co jest haniebnym czynem w świetle moralnym oraz uczyniło szkodę w mojej działalności. Wnoszę o sprawiedliwe ukaranie oskarżonego poprzez wymierzenie surowego wyroku. Uważam, że przeznaczenie pieniędzy na honorowy cel, nie usprawiedliwia ich kradzieży, tym bardziej, że było ich kilka, a łączna wartość rzeczy jest duża. Proszę, aby Sąd rozważył dużą szkodliwość społeczną popełnionych czynów. Dziękuję. – usiadła.
- Również dziękuję. Proszę o wygłoszenie mowy końcowej obronę.
- Wysoki Sądzie! – wstał tata. – Niewątpliwie mój klient dopuścił się ,,haniebnego czynu”, jak powiedziała jedna z pokrzywdzonych. Mogę mówić ,,niewątpliwie”, z powodu faktu, iż oskarżony sam przyznał się do wszystkich kradzieży na pierwszym przesłuchaniu, co znacznie ułatwiło dalsze postępowanie w sprawie. Podejrzewam, że nie było to łatwe, jednak uczynił to bez zastanowienia,  ukazując swą skruchę. Po drugie, i najważniejsze, potrzebował pieniędzy na uratowanie matki, więc nie jest to zwyczajna kradzież celem wzbogacenia się, czy zarobku, tak jak to zostało sformułowane w akcie oskarżenia. Mój klient działał pod wpływem impulsu i wiedząc, że czas jest policzony, wykorzystał swoją przebiegłość, aby zgromadzić kwotę na kosztowną operację. Pragnę uwzględnić, że nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jak byśmy się zachowali w podobnej sytuacji. Wnoszę o umorzenie wyroku z uwzględnieniem zmiany kary pozbawienia wolności na inną, celem poświęcenia ostatnich chwil życia z najbliższą mu osobą. Dziękuję.
    Dominik usłyszawszy ostatnie zdanie rozchmurzył się.
- Dziękuję. Zarządzam krótką przerwę, po której odbędzie się ogłoszenie wyroku.
     Właśnie mieliśmy wstać, kiedy usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi. Wszyscy spojrzeli w ich stronę, a do środka, ku mojemu zdumienie wszedł dyrektor więzienia z towarzystwem Wróbla.
     Chwilę rozmawiali z sędzią i ławnikami. Po wyrazie ich twarzy i sposobie wejścia na salę rozpraw bez zaproszenia, domyśliłam się, że to nie jest sprawa, z którą można poczekać do zakończenia rozprawy.
     Sędzia kiwnął głową do dyrektora, na znak, że może chwilę przejąć inicjatywę.
- Prosiłbym oskarżonego o wstanie.
     Serce mi przyśpieszyło i zaczęłam nerwowo przegryzać wargi.
- Jak pan wytłumaczy obecność  t e g o  w pańskiej celi? – skinął w stronę Wróbla, który otworzył pudełko z wiadomą zawartością.
    Sala wstrzymała oddech

Mleko na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz