Wszyscy zgromadzeni siedzieli w bezruchu wychylając się jeden zza drugiego z wybałuszonymi oczami, spoglądając raz na dyrektora, raz na miejsce oskarżonego.
Byłam w połowie przerażona tym zajściem, a w połowie wściekła. Wrobili go dranie. To było do przewidzenia. W głowie miałam mieszankę myśli, która omal nie wybuchła tekstem w stylu: ,,Powiedz im! To twoja szansa! No dalej! To nie twoja wina! Mów!", lecz zamiast tego mocno zacisnęłam ręce w pięści i miałam wrażenie, że własne paznokcie przebiją mi skórę.
Dominik stał podparty o stół na wyprostowanych rękach, a opuszczoną głowę miał schowaną między ramionami. Zdawało mi się, że widziałam żyłę przy jego skroni. Mimo to, nadal bił od niego spokój i starał się poukładać wszystko w głowie.
Na sali słychać było szepty, a sędzia zaczął się niecierpliwić.
- Panie Frączkiewicz, proszę wystąpić przed Sądem. – powiedział siląc się na uprzejmość.
Kiedy wyszedł z naszej ławki, nogi zaczęły mi się trząść, a serce jeszcze bardziej łomotać. Tata obok również opierał się na mocno zaciśniętej pięści. Był w szoku. Podałam mu dłoń pod ławką i ścisnęłam. W tamtej chwili nie potrafiłam stwierdzić, czy wilgoć, którą poczułam była za sprawą mojego stresu, czy ojca. Zresztą, w ogóle nie byłam w stanie myśleć jasno.
- Wyjaśni nam pan o co chodzi?
Przyjaciel wziął wdech, uniósł głowę i odparł najzwyczajniejszym w świecie tonem:
- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Poczułam w pewnym sensie ulgę, a także niedosyt. Jednak przede wszystkim poczułam wielkie rozczarowanie. Chciałam sama wstać i wykrzyknąć, że to nieprawda. Zamiast tego podniósł się obok mój tata.
- Wnoszę o przerwę w rozprawie.
Sędzia uważnie zmierzył go wzrokiem. Najwyraźniej nie przywyknął do tego, że twarz mecenasa Jaworskiego może przybierać jakikolwiek inny wyraz niż spokojny, a już na pewno nie zmieszany i zdenerwowany.
- Przychylam się do wniosku. Myślę, że dla wszystkich jest to nowy stan rzeczy i kilka dni przerwy ostudzi nas z szoku.
Rozległo się stuknięcie młotkiem i wszyscy zaczęli się rozchodzić w kierunku wyjścia. Postanowiliśmy zaczekać, by uniknąć przepychu. Po chwili został tylko tata, ja i Dominik, wciąż stojący przed ławą Sądu.
Gdy zobaczyłam, że zostaliśmy sami, podeszłam do przyjaciela i położyłam mu rękę na ramieniu. Ocknął się i strącił ją.
- Muszę iść do toalety. – powiedział, nawet na mnie nie spoglądając i zniknął w drzwiach razem z ochroniarzem, który skuł go ponownie.
Podbiegłam do wyjścia i krzyknęłam: ,,Będziemy czekać na dole przy wejściu!", lecz korytarz był już pusty. Spojrzałam na tatę i wzruszyłam ramionami.
Niedługo potem staliśmy przed gmachem sądu.
- On zawsze się tak długo załatwia? – zapytał tata.
- Raczej nie. – odpowiedziałam spoglądając na zegarek. Rzeczywiście, czekaliśmy już blisko piętnaście minut, a z każdą zaczynaliśmy się bardziej niepokoić.
- Przecież nie mógł zgubić się ze strażnikiem. – warknął tata.
- Ze strażnikiem nie.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że... - spojrzał podejrzliwie.
- Nie, wole tego nie powiedzieć.
CZYTASZ
Mleko na papierze
Teen FictionWkrótce potem biegliśmy szaleńczo przed siebie. Nasze stopy szeleszczały w trawie, a wiatr radośnie dmuchał w twarz, rozwiewając z niej włosy. Czułam się zdecydowanie lepiej mając przy sobie Jego wsparcie. To z Nim czułam się bezpieczna, nawet stoją...