XXI

44 17 1
                                    


Wszyscy zgromadzeni siedzieli w bezruchu wychylając się jeden zza drugiego z wybałuszonymi oczami, spoglądając raz na dyrektora, raz na miejsce oskarżonego.

Byłam w połowie przerażona tym zajściem, a w połowie wściekła. Wrobili go dranie. To było do przewidzenia. W głowie miałam mieszankę myśli, która omal nie wybuchła tekstem w stylu: ,,Powiedz im! To twoja szansa! No dalej! To nie twoja wina! Mów!", lecz zamiast tego mocno zacisnęłam ręce w pięści i miałam wrażenie, że własne paznokcie przebiją mi skórę.

Dominik stał podparty o stół na wyprostowanych rękach, a opuszczoną głowę miał schowaną między ramionami. Zdawało mi się, że widziałam żyłę przy jego skroni. Mimo to, nadal bił od niego spokój i starał się poukładać wszystko w głowie.

Na sali słychać było szepty, a sędzia zaczął się niecierpliwić.

- Panie Frączkiewicz, proszę wystąpić przed Sądem. – powiedział siląc się na uprzejmość.

Kiedy wyszedł z naszej ławki, nogi zaczęły mi się trząść, a serce jeszcze bardziej łomotać. Tata obok również opierał się na mocno zaciśniętej pięści. Był w szoku. Podałam mu dłoń pod ławką i ścisnęłam. W tamtej chwili nie potrafiłam stwierdzić, czy wilgoć, którą poczułam była za sprawą mojego stresu, czy ojca. Zresztą, w ogóle nie byłam w stanie myśleć jasno.

- Wyjaśni nam pan o co chodzi?

Przyjaciel wziął wdech, uniósł głowę i odparł najzwyczajniejszym w świecie tonem:

- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

Poczułam w pewnym sensie ulgę, a także niedosyt. Jednak przede wszystkim poczułam wielkie rozczarowanie. Chciałam sama wstać i wykrzyknąć, że to nieprawda. Zamiast tego podniósł się obok mój tata.

- Wnoszę o przerwę w rozprawie.

Sędzia uważnie zmierzył go wzrokiem. Najwyraźniej nie przywyknął do tego, że twarz mecenasa Jaworskiego może przybierać jakikolwiek inny wyraz niż spokojny, a już na pewno nie zmieszany i zdenerwowany.

- Przychylam się do wniosku. Myślę, że dla wszystkich jest to nowy stan rzeczy i kilka dni przerwy ostudzi nas z szoku.

Rozległo się stuknięcie młotkiem i wszyscy zaczęli się rozchodzić w kierunku wyjścia. Postanowiliśmy zaczekać, by uniknąć przepychu. Po chwili został tylko tata, ja i Dominik, wciąż stojący przed ławą Sądu.

Gdy zobaczyłam, że zostaliśmy sami, podeszłam do przyjaciela i położyłam mu rękę na ramieniu. Ocknął się i strącił ją.

- Muszę iść do toalety. – powiedział, nawet na mnie nie spoglądając i zniknął w drzwiach razem z ochroniarzem, który skuł go ponownie.

Podbiegłam do wyjścia i krzyknęłam: ,,Będziemy czekać na dole przy wejściu!", lecz korytarz był już pusty. Spojrzałam na tatę i wzruszyłam ramionami.

Niedługo potem staliśmy przed gmachem sądu.

- On zawsze się tak długo załatwia? – zapytał tata.

- Raczej nie. – odpowiedziałam spoglądając na zegarek. Rzeczywiście, czekaliśmy już blisko piętnaście minut, a z każdą zaczynaliśmy się bardziej niepokoić.

- Przecież nie mógł zgubić się ze strażnikiem. – warknął tata.

- Ze strażnikiem nie.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że... - spojrzał podejrzliwie.

- Nie, wole tego nie powiedzieć.

Mleko na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz