XXIX

32 17 2
                                        

W tym momencie z naprzeciwka dobiegł zgrzyt otwieranych drzwi i odgłos kółek sunących po linoleum. Pomacałam kieszeń spodni, po raz dziesiąty weryfikując obecność cennych kluczy. Upewniłam się też, że ciało Billa jest pozbawione świadomości i natychmiast ruszyłam w stronę magazyniera. Nie wiedziałam, jaki jest czas działania propofolu, ale wiedziałam jedno – miałam niesamowite szczęście, że trafiłam akurat na niego.
    Mężczyzna z wózkiem był drobnej postury. Miałam nadzieję, że ułatwi mi to zadanie, dlatego nieco pewniejszym krokiem podbiegłam i zaczepiłam go, kładąc rękę na ramieniu.
    Odwrócił głowę odruchowo. Spostrzegłam, że nosi okulary i poczułam iskrę radości. Miałam nadzieję, że ma na tyle dużą wadę wzroku, że nie obejdzie się bez nich.
- Rich mnie tu przysłał. Źle oznaczył… - poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. O czym mówiła Kornelia? Jakie są jeszcze nazwy? Myśl Aga! – No wiesz... To coś na ,,p”.
    Na czole Chudego pojawiły się dwie poziome zmarszczki. Wyglądał, jakby starał się odczytać coś więcej z mojej twarzy. Po chwili zamyślenia jednak odparł:
- Zapewne piksę. Mamy spore zamówienie, a złe zakodowanie byłoby niezłym problemem.
    Odetchnęłam z ulgą niezauważalnie.
    Kiedy znalazłam się w środku, od razu zabrałam się za rozglądanie w celu znalezienia ciężkiego przedmiotu. Za chwilę miało nastąpić apogeum całego planu. Nieświadomie zaczęłam oddychać szybciej.
     Magazyn był, na oko, o połowę większy od laboratorium. Za to miał znacznie niższy sufit, do którego przytwierdzone były długie lampy jarzeniowe, dające nieprzyjemne zimne światło. Wzdłuż rozstawione były regały z kartonowymi pudłami. Wiedziałam, że Gradel nie mógł pochwalić się dbałością o porządek, o czym świadczyło tysiące paczek na podłodze, poobklejanych taśmą i oznaczonych numerami. Naprzeciwko mnie znajdowało się upragnione przejście do korytarza.
- No dalej, czego szukasz? – Chudy zapytał nieprzyjemnym barytonem.
   ,, Czegoś poręcznego i ciężkiego, abym mogła ci przyłożyć i uciec jak najdalej, by nie musieć oglądać już tych wszystkich łajdackich twarzy.” – pomyślałam.
- Chwilę, szukam właściwego kodu. – grzebiąc w jednym z pudeł na wózku, starałam się udawać podirytowaną jego uwagą.
- Litości, w tym kartonie są dziesiątki paczek, a ty mi mówisz, że Rich ci kazał szukać jednej po kodzie? – ściągnął brwi, zadarł nos i przeanalizował powoli, dobitnie podkreślając każde słowo. Zwątpiłam w ocenę Kornelii: ,,tępy i uległy”.
    By nie tracić ani sekundy, nerwowo rozglądałam się dookoła. Wtedy moją uwagę przykuł włącznik światła i gaśnica, znajdująca się pod nim.
   ,,Kora, będziesz ze mnie dumna.” – pomyślałam i podbiegłam na drugi koniec pomieszczenia.
- Już znalazłaś?
- Chyba wydaje mi się, że ten karton opisał mi Rich. Możesz pomóc mi go ściągnąć?
- Muszę z nim poważnie pogadać. – przygarbiony ruszył w moim kierunku.
    Gdy zajął się ściąganiem pudła, podniosłam pięść i uderzyłam nią we wszystkie włączniki światła. Lampy poczęły błyskać w nierównym tempie, aż w końcu całe pomieszczenie spowiła przerażająca ciemność. Nie mogłam dostrzec sylwetki mężczyzny, więc machałam niewidzialnymi rękami w powietrzu, łudząc się, że napotkam nimi część jego ciała.
- Co jest, do diabła?! – pomógł mi głosem, jakby miał zdolności telepatyczne.
    Odnalazłam w mroku jego plecy i skierowałam rękę jeszcze wyżej, w stronę nosa, by ściągnąć okulary. Ten złapał mnie za nadgarstki i pociągnął za sobą. Zrozumiałam, że ma zamiar sprawdzić włączniki, więc instynktownie kopnęłam nogą w tył, nie wiedząc, gdzie celuję. Słysząc głuche syknięcie, wyswobodziłam się z jego uścisku. Złapałam za plastikowe oprawki jego szkieł i rzuciłam nimi przed siebie. Momentalnie zostały pożarte przez mrok i jedynie brzdękiem o metal dały znać, że znajdują się dużo dalej, niż podejrzewałam.
- Ty cwaniaro!
    Szukając po omacku gaśnicy na ścianie, poczułam piekący ból skóry głowy. Był tak mocny, że miałam wrażenie, jakby ktoś wylał mi na włosy żrącą substancję.
- Puszczaj mnie! – pisnęłam, trzymając się za kucyk.
    Drugą ręką cudem udało mi się dosięgnąć gaśnicę w ciemności. Zdjęłam ją ze ściany i wzięłam najsilniejszy rozmach, na jaki było mnie stać. Łupnięcie ciężkim przedmiotem w głowę Chudego wywołało tak silną siłę odrzutu, że musiałam upuścić przedmiot i wylądowałam na ścianie za moimi plecami. Rozległ się krzyk bólu i stukot gaśnicy o podłogę.
     Będąc w transie, wybiegłam na korytarz, ile sił w nogach. Serce waliło mi jak szalone. Okrzyk bólu wciąż dudnił mi w głowie, lecz nie chciałam zwracać na to uwagi. Wiedziałam, że zaraz w tej ciemności dostrzegę drzwi do wyjścia. Będę zwycięzcą. Będę legendą tej obmierzłej dziury. Wreszcie ujrzę słońce, a ciepłe promienie ukoją ból ostatnich tygodni. Wiatr radośnie będzie muskać włoski na mojej skórze, a jego kierunek wskaże drogę do domu. Kłosy lipcowego zboża ugną się pod ciężarem każdego kolejnego kroku za mną. Zrobię pierwszy od wielu dni wdech świeżego powietrza.
     Motywując się pozytywnymi myślami, uwalniałam energię z nieznanego w sobie źródła i pędziłam co tchu przed siebie. Ujrzawszy pożądany przesmyk światła, sięgnęłam po klucz do kieszeni.
    Wtem jarzeniówki na korytarzu zabłysły na nowo, wprawiając mnie w otumanienie. Rozbolała mnie głowa i na moment straciłam równowagę. Musiałam przetrzeć oczy.
    I wtedy uderzyłam w coś, co na pewno nie było drzwiami. Odbiłam się od sprężystego, wybałuszonego brzucha.
- A więc ty zwędziłaś klucze.  - ujrzałam nad sobą uśmiech Ivana i błysk drewnianej pałki.
     Masz ci los.

Mleko na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz