Wkrótce potem biegliśmy szaleńczo przed siebie. Nasze stopy szeleszczały w trawie, a wiatr radośnie dmuchał w twarz, rozwiewając z niej włosy. Czułam się zdecydowanie lepiej mając przy sobie Jego wsparcie. To z Nim czułam się bezpieczna, nawet stoją...
- I jak? – syknęłam, kiedy tylko ujrzałam postać w czarnej todze na korytarzu Sądu Rejonowego. Moje nogi przylegały do siebie i przenosiłam ciężar ciała raz na palce, raz na pięty, ze zniecierpliwienia.
- Wygrałem! – tata klasnął w dłonie – Udało się przedłużyć wyrok o pięć lat.
- Ha! Wiedziałam, że dasz sobie radę. Nareszcie doczekałam momentu, w którym będę mogła czuć się bezpiecznie na ulicach własnego miasta.
- Kiedyś nasze role się odwrócą i ja ci powiem to samo. – uśmiechnął się do mnie i wszedł do sekretariatu na parterze.
- Tato... – odpowiedziałam nie kryjąc dezaprobaty w głosie, jednak ten zdążył zamknąć już drzwi. Poczułam podmuch powietrza na twarzy.
Całe korzenie mojej rodziny ze strony ojca zajmowały się prawem: dziadek był sędzią, babcia radcą prawnym, pradziadkowie notariuszami, a starsze pokolenia to sami adwokaci. Ja również byłam obarczona obowiązkiem ukończenia studiów prawniczych z tytułem przynajmniej magisterskim. Na tą chwilę moim obowiązkiem było być tak konwencjonalną, jak tylko się da, aby nie zaprzepaścić obrazu rodziny i godnie nosić nazwisko Jaworska. Takie życie nie jest tak malownicze, jakby się mogło wydawać. Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że miałam ono zaplanowane już od chwili poczęcia. Rodzice wyryli mi w genach plan dotyczący mojego dzieciństwa, edukacji, rodziny, pracy, a także zasady mnie obowiązujące. Jak dla szesnastoletniej dziewczyny jest to bardzo uciążliwe i przytłaczające.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Po chwili tata wyszedł, już bez togi i żabotu. Opuściliśmy gmach sądu, zmierzając w stronę samochodu.
- Jak było na chórze? – zapytał otwierając drzwi szarego mercedesa pilotem.
- W porządku.
- Pamiętaj o treningu jutro po lekcjach, abyś nie zapomniała spakować stroju.
- Z tego, co pamiętam, była umowa, że pozwolisz mi wyjść ze znajomymi po szkole. – trzasnęłam drzwiczkami samochodu nieco mocniej, niż zamierzałam.
- Na siatkówce też masz znajomych.
- Sami z mamą mówiliście, że jeśli będę skrupulatnie się uczyć i chodzić na zajęcia, pozwolicie mi wyjść z Zuzą i Hubertem do parku. Ja swój wymóg spełniłam.
- Mama dziś jest w pracy po godzinach, ja też mam jeszcze rozmowę z jednym klientem wieczorem i kilka umów i pism procesowych do sporządzenia. Nikt nie będzie miał czasu na odbieranie telefonu i nie będziesz miała komu się meldować.
- Czego ja się spodziewałam... - wypuściłam powietrze z posępnym wyrazem twarzy.
- Przepraszam cię, Agato. Naprawdę mi przykro, ale... – urwał i poprawił lusterko w samochodzie, żeby lepiej mnie widzieć, oparł się i dokończył. – Ale jesteś naszą jedyną córką i martwimy się o ciebie. Nikt inny nie pociągnie naszej tradycji. – puścił do mnie oko w lusterku.
- Jasne. Tylko z jednego powodu się o mnie martwicie. – odpowiedziałam lekceważąco. Nie miałam ochoty przerabiać po raz kolejny tego tematu. Oparłam się o szybę i oglądałam widoki zza niej.
Wnętrze samochodu wypełnione było zapachem wiśni, wydobywającym się z purpurowego woreczka za przednią szybą. Lubiłam ten zapach, gdyż przypominał mi wypieki babci Heleny. Przemierzywszy Ulicę Świętego Helorego , tata skręcił w plac Wyszyńskiego, będący miejskim skwerem, na którym odbywało się większość festynów. Obraz drzew i bogatych klombów zmył się w jedną kolorową plamę, kiedy zjechał na lewy pas i dodał gazu. Przylgnęłam do miękkiego oparcia fotela na miejscu pasażera.
- Co słychać w szkole? Jak sprawdzian z chemii? – zapytał ojciec, chcąc rozwiać nieprzyjemną atmosferę.
- Nie rozumiem, dlaczego prześladujecie mnie pytaniami o chemię. – wpatrzona w buty uświadomiłam sobie, że zostawiam odciski na przednim siedzeniu. Wyprostowałam się. – Myślałam, że jak poprawię ocenę z odpowiedzi, sprawa będzie załatwiona.
- Rozumiem cię, ale wiesz – gwałtownie skręcił w lewo. przywarłam do szyby. – Jakbyś tylko miała jakieś problemy, poinformuj mnie zanim matka zobaczy to w postaci oceny.
- Nawet mi nie przypominaj. – oblała mnie fala wstydu na wspomnienie dnia, kiedy po wywiadówce mama naskoczyła na mnie mówiąc: ,,Sztuczne przemiany promieniotwórcze? Czego ty nie rozumiałaś?".
Tata uniósł brew w lusterku i posłał mi spojrzenie ilustrujące udawaną nieufność.
Lubiłam przekomarzanie się z tatą pod nieobecność mamy. Pod jej presją zakładał maskę ułożonego, bezkompromisowego rodzica, a ja musiałam się zachować ściśle konwencjonalnie, by nie odpłacić sobie postępowania karą. Moja aktywność w domu ograniczała się do nauki, czytania oraz sprzątania po posiłku.
Wyjścia ze znajomymi musiałam ustalać z rodzicami z co najmniej jednodniowym wyprzedzeniem, podajając wszelkie jego szczegóły. Rzecz jasna oni nie czuli obowiązku informowania mnie o zmianie mojego grafiku zajęć.
- O czym tak rozmyślasz? - ocknął mnie tata, gdy stanęliśmy przy ruchliwym skrzyżowaniu – Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku. – oderwałam się od szyby i spojrzałam w lusterko.
- Nie przesadzaj, zobaczysz się z nimi w przyszłym tygodniu. – tata szarpnął skrzynię biegów ujrzawszy zielone światło i zignorował mój nastrój.
- Pragnę przypomnieć, że tydzień temu powiedziałeś to samo.
- Zrehabilituję się niespodzianką dla ciebie w domu.
- Co tym razem? Kolejny tom Wolters Kluwer? –prychnęłam i wróciłam do oglądania widoków miasta.
- Jestem za bardzo przewidywalny – westchnął ze swoim typowym, spokojnym i pogodnym wyrazem twarzy.
Rozmawiałam na ten temat mamy z babcią. Do babci Heli mam duże zaufanie. Jest sympatyczną, serdeczną staruszką, z którą mogę pogawędzić na każdy temat przy jej przepysznej zielonej herbacie. Z nią spędzam najwięcej czasu ze wszystkich członków rodziny. Rodzeństwa nie mam i nie wiem, czy chciałabym mieć. W każdym bądź razie kuzyni mi je w pewnym sensie zastępują.
Gdy rozmawiałam z babcią na temat mamy, opowiadała jak od dziecka była dziewczynką bardzo zorganizowaną, pracowitą i sumienną. Nikt jej tego nie narzucał tak jak mi, jednak marzyła aby być wykształconą kobietą z dobrą pracą i ułożonym mężem. Nie planowała podobno mieć dzieci. Widać prawie wszystko z tego jej się udało... nie licząc mnie. Z tego co wynika z opowieści babci Heleny, nastoletnia Ela nie chciała w przyszłości ,,niańczyć dzieci" tylko zająć się karierą zawodową.
Jeśli chodzi o tatę, niewiele się dowiedziałam o jego dzieciństwie. Dziadek nie chce dużo mówić. Poza tym, jeszcze pracuje - jest sędzią. Z opowieści wiem, że tata był wychowywany tak jak ja. Interesował się pływaniem, ale poza licznymi osiągnięciami, głównie z liceum, nie zrobił nic w tym kierunku więcej. Podobnie jak ja z siatkówką i śpiewaniem. Czy to znaczy, że ja również porzucę to dla wykształcenia i sukcesów w pracy?
Życie stawia nam na drodze wiele wyborów. Jakby spojrzeć dokładnie – co chwilę musimy podejmować jakąś decyzję: od tego, jaką zaparzyć herbatę, po takie sprawy, jak na przykład wybór kierunku studiów. Wszystko to jakoś wpływa na ciąg dalszy naszej historii i tylko my możemy zdecydować, w jaki sposób chcemy go napisać.