XXVI

40 17 4
                                    

Gdy obudziłam się następnego dnia, nie zastałam Kornelii w jej kącie pokoju. Stało tam jedynie puste wiadro i plastikowy talerzyk z dwiema kromkami chleba i garstką suszonej wołowiny. Gorączkowo rozglądałam się po dziesięciu metrach kwadratowych dookoła, jakby dziewczyna mogła zaraz wyłonić się ze ściany. Chciałam zawołać jej imię, lecz obawiałam się, że do pomieszczenia wtargnie inny, niechciany gość.

Podniosłam się na nogi. Kosztowało mnie to chwilową utratą równowagi. Wiedziałam, że to nadal za sprawą substancji w moich żyłach. Nie mogłam odgonić myśli, że jeśli zostanę tu dłużej, będzie tylko gorzej.

Potrzebowałam coś zrobić ze swoim ciałem, było całe zdrętwiałe. Krążyłam w kółko, ssąc czerstwą skórkę chleba. Nie potrafiłam po prostu jej zjeść. Nie wiedziałam, kiedy zostanę zaszczycona kolejnym kawałkiem, więc rozkoszowałam się suchą i gumową strukturą brzegów kromki.

Ukuło mnie uczucie samotności. Sama nie wiem, czy to dlatego, że chodziłam od ściany do ściany zupełnie sama w małym, ciasnym pomieszczeniu. W głębi duszy czułam, że chodzi o coś innego. Tylko nie wiedziałam, o co konkretnie. W gruncie rzeczy byłam odizolowana od całego świata, jakim się dotychczas otaczałam, tym samym od wszystkich ludzi, którzy mogli we mnie takie uczucia wzbudzić.

W pewnym momencie przestałam krążyć i zamknęłam oczy. Wtedy sobie przypomniałam.

Przed powiekami wciąż miałam jeden obraz, który nie dawał mi spokoju. Obraz czarnych, błyszczących kulek, w których odbijał się zachodzący księżyc. Oczy Maksa miały w sobie coś wyjątkowego. Pomimo nastroju, w jakim był pies, zawsze były pełne nadziei i optymizmu. Niewinne, czyste stworzenie, wierny przyjaciel, zginął od jednego strzału, tak jak dziesiątki dzieci porwanych przez Gradla. Mimo to czułam, że głębia jego oczu już na zawsze pozostawi ślad w mojej pamięci.

Kiedy buszowaliśmy z Dominikiem w pudełkach wypełnionych tekstami piosenek, jeden z nich szczególnie mi się spodobał, lecz nie potrafiliśmy za nic ułożyć melodii zarówno wpadającej w ucho, jak i oddającej melancholijny nastrój utworu. Próbowałam odświeżyć wersy w pamięci, zanim całkiem ją stracę:

Jest jużźno, zapadł mrok,

Blask księżyca rozświetla pokój.

zamknij oczy,

Będę przy Tobie, by przywrócić Ci spokój.

Zamknij oczy, otrzyj łzy

Będę czuwał za Ciebie

Odpędź złe myśli, pozwól ponieść je

Gwiazdom na czarnym niebie.

Powieki napełniły mi się łzami na wspomnienie chwili, kiedy razem z Dominikiem tworzyliśmy różne wersje melodii na gitarze, a intrygant na czterech łapach wtargnął do pokoju i pochwycił w pyszczku kartkę z tekstem. Gonitwa po mieszkaniu zajęła nam dobre kilkanaście minut.

Będzie lepiej, przecież wiesz,

Skoro gorzej być nie może.

Jest trudno, lecz spokojnie leż,

A ja jakoś to ułożę.

Zostanę póki nie odpłyniesz w sen głęboki.

Widok gwiazd mnie zauroczył,

Mleko na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz