XI

46 18 1
                                    


Zostało mi ostatnie pięć dni chodzenia do szkoły, do której uczęszczałam dotychczas. Dawałam z siebie dwieście procent, aby dać dobrą wizytówkę w nowej, prywatnej szkole. Ponieważ nadrobiłam wszystkie zaległości sprzed festynu, było to łatwiejsze. W pewnym sensie nauczka, od mamy sprowadziła mnie na ziemię. Nauczyciele po wiadomości, że wyjeżdżam do lepszej szkoły, patrzeli na mnie z większym uznaniem i nawet nie zadręczali odpowiedzią ustną. Znajomym postanowiłam nie mówić o tym. Dowiedzieli się tylko ci, którym ufałam najbardziej, począwszy od Zuzy i Huberta. Na początku wcale nie chcieli uwierzyć, nie dopuszczali tego do swojej świadomości; zresztą tak jak ja od początku. Zadawali mi wiele pytań, często nie dając mi dokończyć odpowiedzi. Szczerze mówiąc, na połowę z nich sama nie wiedziałam, jak odpowiedzieć. Wszystkiego było tak wiele, że nie dało się pozbierać w całość.

Nazajutrz jednak postanowiliśmy wykorzystać ostatnie wspólne dni w szkole i zrobiliśmy to, o czym zawsze marzyłam – zemściliśmy się na Żmii.

Było to w środę. Chemię mieliśmy po długiej przerwie, dlatego ten dzień właśnie wybraliśmy. Hubert – doskonały informatyk i znawca komputerów – przyniósł do szkoły myszkę bezprzewodową. Plan wyglądał tak, że mieliśmy dostać się do klasy, co nie powinno stanowić problemu, gdyż zwykle jest ona otwarta. Następnie Hubert miał podłączyć myszkę i po kryjomu wyjść i zachowywać się jakby nigdy nic.

Rozległ się dzwonek kończący lekcję, jako pierwsi wyszliśmy z klasy po niesamowicie nudnej matematyce i ruszyliśmy do sali chemicznej. Gdy zobaczyliśmy, że drzwi są uchylone, kamień spadł nam z serca. Byłam już przy wejściu i o mało nie weszłam do pomieszczenia, gdy niespodziewanie usłyszałam głos dobiegający ze środka. Przestraszona cofałam się najszybciej jak mogłam. Hubert, idący za mną wpadł na mnie, a na niego Zuzia, która szła na końcu. Serce zaczęło mi bić szybciej, gdy zorientowałam się, że to głos pani Topolskiej i dyrektora.

- Hej, wchodzisz, czy nie? – zapytała nerwowo Zuzia

- Ciii! – syknęłam – Słyszysz to?

- Tego nie było w planach. – dodał Hubert po chwili skwapliwego nasłuchiwania.

W tym momencie z pobliskich klas zaczęli wychodzić uczniowie na przerwę, tak samo pierwsi uczniowie naszej klasy weszli już na trzecie piętro. Musieliśmy działać szybko, bo jak ktoś zobaczyłby, że kombinowaliśmy coś w klasie podczas przerwy, od razu by nas wydał aby nie stracić okazji do podlizania się nauczycielce, która mało kogo toleruje.

- Wchodzę, nie ma co czekać. – odparła Zuza – Zagadam ich, a wy róbcie co macie robić.

Spojrzeliśmy się z Hubertem na siebie i wzruszyliśmy ramionami. Nie byliśmy przygotowani na taki obrót wydarzeń.

Gdy dziewczyna weszła do środka, nasłuchiwaliśmy rozmowy. Zuza wspomniała, że nie rozumie paru zagadnień i prosi o wytłumaczenie. Wtem nauczycielka powiedziała coś o gazetce wiszącej na korytarzu i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. Odsunęliśmy się od nich, gdy usłyszeliśmy odgłos jej obcasów. Gdy byliśmy już pewni, że są całkowicie skupieni na omawianiu plakatów, wślizgnęliśmy się do środka. Odetchnęliśmy z ulgą. Otworzyłam i uruchomiłam laptop na biurku Topolskiej.

- Psia kość! – syknęłam przez zęby – Hasło!

- Czarna kawa – odpowiedział kumpel bez chwili namysłu

- Jedyna rzecz na świecie, którą darzy szacunkiem. – zawahałam się – Skąd właściwie wiesz?

- Po prostu pisz.

Potem przejął sprzęt i zaczął otwierać mnóstwo folderów po kolei i majstrować coś w ustawieniach. Ja stanęłam na czatach i nasłuchiwałam, jak Topolska opowiada Zuzi coś o antyoksydantach i systemach nieenzymatycznych. Widziałam, jak koleżanka nerwowo przegryza wargę i spogląda w moją stronę. Hubert skończył swoje zadanie, a zajęło mu to około dwie minuty, które w tamtej chwili zdawały się być wiecznością. Wyszliśmy z sali i uwolniliśmy Zuzię z opałów.

Niedługo potem rozległ się dźwięk dzwonka. Weszliśmy do klasy. Pani włączyła rzutnik, laptop i rozwinęła biały ekran. Parsknęliśmy śmiechem z towarzystwem, gdy dziwiła się, dlaczego jej myszka nie działa. Postanowiła posłużyć się czujnikiem na laptopie i otworzyła za pomocą niego dziennik. Wtem Hubert wyciągnął myszkę – ,,narzędzie zbrodni" – i ukradkiem przejechał nią po ławce. Kursor na ekranie odskoczył na drugą stronę. Następnie robił kółka. Z trudem powstrzymywaliśmy śmiech widząc minę nauczycielki. Przejęłam myszkę i otworzyłam Painta. Klasa nie wiedziała, co się dzieje i zdezorientowani uczniowie patrzeli po sobie, co jeszcze bardziej utrudniało nam powstrzymanie śmiechu. Przeniosłam myszkę na kolana, aby nic nie podejrzewali. Zaczęłam rysować i obserwować dzieło na ekranie. Zakłopotana Żmija nie wiedziała co robić i wpatrywała się raz w laptop, raz na uczniów, jakby chcąc znaleźć pośród naszych twarzy odpowiedzi na to, co ją zastało na wyświetlaczu. Tymczasem ja kontynuowałam karykaturę nauczycielki. Nie musiałam już się maskować, gdyż cała klasa zaczęła zanosić się śmiechem. Uwidoczniłam zadarty nos nauczycielki i wszystkie skazy na twarzy. Zrobiłam małe nóżki i rączki oraz nieproporcjonalny kształt głowy. Zuzia wyrwała mi myszkę z ręki i dorysowała strzałkę z napisem ,,piękna pani Topolska <3". Wszyscy śmiali się do rozpuku, a ,,piękna pani Topolska" dopiero teraz zorientowała się, że musi powstrzymać nieustępliwy kursor. Na karykaturze pojawiały się linie we wszystkich kolorach tęczy, kiedy siłowaliśmy się z nauczycielką o dowodzenie.

Zapomniałam o problemach i byłam pewna, że ten dzień najbardziej utkwi mi w pamięci ze wszystkich, jakie przeżyłam w tej szkole.

Mleko na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz