VI

88 23 1
                                    


- Wyjść? Dzisiaj? Musisz jeszcze odrobić pracę domową i nadrobić lekcje z wczoraj. – odparł tata, gdy korzystając z okazji, że przegląda nowe oceny, zapytałam o możliwość wypadu na miasto.

- Tato, jest piątek. – przewróciłam oczami.

- Nie wiem, musisz porozmawiać z mamą jak wróci. – zaczął nerwowo kartkować swoje trzy segregatory na raz.

- Ale mama wróci wieczorem. Chciałabym wyjść jeszcze wcześniej, chociażby na chwilę.

- Śpieszę się. Możesz wziąć książki i jechać ze mną do kancelarii, jeśli nie chcesz zostać sama w domu.

- Nie, dzięki.

Siedziałam przy jego biurku, opierając się o nie raz brodą, raz policzkiem i wpatrywałam się jak układa papiery do walizki. Myślałam, że dobrze, że ma je w koszulkach, bo byłyby już wszystkie wygniecione przez pośpiech. Uważnie przyglądałam się jego twarzy. Była smukła, podłużna, a na brodzie miał lekki trzydniowy zarost. Światło z lampki biurkowej podkreślało każdą jego zmarszczkę. Przestudiowałam wszystkie po kolei i miałam wrażenie, że przez to całe przepracowanie w ostatnim czasie, jest ich więcej. Szczególną uwagę skupiłam na jego okularach, w których odbijały się masywne teczki i rozrzucone papiery. Ojciec odnajdywał się w nich, jak zaprogramowany. Po chwili oderwał się od biurka, a w powietrzu uniósł się zapach drogich męskich perfum.

- Widziałaś może moje okulary? – zapytał sięgając po walizkę z biurka.

- Takie srebrne, cienkie, prostokątne, z przezroczystymi końcami, jak na twoim nosie? Wybacz, chyba nie.

- Tak, właśnie... Zaraz.

Tata uniósł dłoń w kierunku twarzy i zaczął przejeżdżać palcami po oprawkach. Żałowałam, że nie może zobaczyć swojej miny.

- Oh, dziękuję ci. – starał się odwzajemnić mój uśmiech, lecz bardziej przypominało to skwaszenie. – Wrócę późno, mama będzie około godziny osiemnastej.

Chwilę później odprowadził mnie do pokoju i zamknął z powrotem. Nie podobało mi się to, że sprawę usunięcia mojej kary zostawił mamie. Nie mając planów na najbliższe godziny, wskoczyłam na parapet.

Oglądając widoki zza okna, tuliłam do siebie kolana. Widziałam, jak drzewa w pobliskim parku przechylały się z powodu mocnego wiatru, a na szybie pojawiały się kropelki wody. Pomyślałam, że nawet jakby była w domu mama, już miałaby pretekst, aby mnie nie wypuścić. Wpatrzona w wyścig kropel na szybie, zastanawiałam się, jak będzie wyglądać moja sytuacja gdy będę już dorosła. Czy odnajdę czas dla rodziców? Czy będę miała wtedy dla nich jakiekolwiek znaczenie, czy odseparują się ode mnie, z ulgą i dumą stwierdzając, że swoją część pracy odpukali? Czy pośród murów uniwersytetu będę myśleć o czymkolwiek innym, niż nauce?

Jeździłam ręką po ramie okna w górę i w dół, później dookoła. Oglądałam każdą jej wypukłość i krawędź. W końcu musnęłam palcem otwór po klamce. Wciąż wpatrzona w krople na szybie, bezwiednie zaczęłam dłubać w środku. Poczułam wewnątrz wypukłość, którą lekko przycisnęłam. Okno natychmiast się otworzyło, a siła wiatru o mało co nie zepchnęła mnie z parapetu.

Zeszyty spadły z mojego biurka, a kartki, które miałam ułożone w stosik, zaczęły wirować po całym pokoju. Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz i zatrzęsłam się z zimna, lecz nie wiedziałam, jak zamknąć okno. Kiedy już udało mi się je przymknąć, nie miałam klamki, aby zatrzasnąć do końca. Po pewnym czasie nie mogłam otworzyć oczu z powodu lecących na mnie potężnych kropel deszczu. W pokoju zrobił się bałagan, a na domiar złego, wpadało do niego coraz więcej jesiennych liści.

Mleko na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz