Rozdział 4

7.3K 273 66
                                    

Myśląc, że na uczelni w Miami będzie łatwiej niż w Nowym Jorku... byłam w będzie. Prowadzący są przerażający, a ja nie mam nikogo z kim mogłabym dzielić swoje cierpienia. Zack to pieprzona ameba i znalazł kretynkę, która już pierwszego dnia dała mu sprawdzić swoje umiejętności oralne. Byłam zażenowana. Nie z powodu jego szybkości, co to to nie, bo byłabym turbo hipokrytką, ale dlatego, że do cholery nie wspierał mnie duchowo! Znał starsze roczniki, bo kilka razy startował na tym uniwersytecie i w ogóle się mną nie opiekował. Wkurzało mnie to.

— Cześć? — dotarło do mnie po kilkunastu minutach bolesnej samotności.

Drobne ciało spoczęło obok mnie i odłożyło wodę na stolik, o który opierałam łokcie. Nie powiem, byłam zaskoczona słodkim zapachem dziewczęcych perfum. A jak zaszczyciłam obiekt spojrzeniem, to zdziwiłam się jeszcze bardziej! Obok mnie siedziała drobna brunetka o włosach sięgających ramion. Jej ogromne, brązowe oczy iskrzyły się niczym ognisko, a uśmiech był tak szeroki, że autentycznie zabolała mnie szczęka.

— Cześć — rzuciłam i uśmiechnęłam się, ale na pewno nie tak szeroko.

— Jesteś na informatyce, prawda? — zagaiła wesoło.

Okay, była jak taki promyczek słońca. Słodko.

— Jestem, ty też jesteś?

— Tak, ale przywlekłam się dopiero dzisiaj. — Skrzywiła się. — Miałam małe problemy w domu. Jak masz na imię?

— Vedia.

Wystawiłam w jej stronę dłoń.

Uścisnęła ją ochoczo i zaraz dotknęła moich włosów. Z szczerym podziwem je pogładziła i wręcz jęknęła. To było trochę dziwne, ale nie skomentowałam. Czasem ludzie się zachwycali, bo nie oszukujmy się, włosy miałam zajebiście zadbane. Długie i zawsze równiutko skręcone przez maseczki i olejki, które kupował mi Leo. Miał bzika a ja nie umiałam odmówić.

— Ja mam na imię Wendy — oznajmiła. — Jesteś stąd?

— Nie, urodziłam się w Los Angeles ale od piątego roku życia mieszkam w Nowym Jorku — skrzywiłam się. — A ty?

— Ja stąd — mruknęła. — Masz piękne włosy, ile mają centymetrów?

— Nie mam pojęcia — parsknęłam śmiechem. — Mój gej ich jeszcze nie zdążył wyprostować i zmierzyć.

— Masz przyjaciela geja? Cholera, zawsze chciałam mieć przyjaciela geja! Obczajacie razem facetów?

— Tak, ale Leo ma trochę inny gust — westchnęłam. — On lubi miłych gości, a ja popieprzonych.

Zmarszczyłam czoło.

— Serio? Wyglądasz niewinne — stwierdziła, a ja parsknęłam gromkim śmiechem.

— Matko, jesteś w cholernym błędzie Val — pokręciłam głową. — Przymiotnik niewinny pasuje do mnie chyba najmniej. Jeszcze nigdy tego nie usłyszałam — przyznałam. — Ja i niewinność to trochę abstrakcja.

— Pierwsze wrażenie! — broniła się. — Poważnie masz taką śliczną, niewinną buzię. Nie może być tak źle — machnęła ręką. — Co takiego nawywijałaś?

— Lepiej żebyś myślała, że jestem niewinna. Co cię skusiło do zajęcia miejsca obok mnie?

— Twoje włosy, są nieziemskie i pierwsze o czym pomyślałam to to, że chciałabym ich dotknąć. A później spleść warkocze jak mojej młodszej siostrze! Takich pięknych sprężynek jeszcze nie czesałam — rozmarzyła się. — Używasz jakichś odżywek?

A D D I C T I O NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz