Święta przebiegły w bardzo spokojnej i pogodnej atmosferze. Moja szanowna matka była zaaferowana normalnością Isaaca, Leo był turbo nakręcony na moją miłość i spokój, a Judith nie mogła się nagadać na temat tego, jak mało konfliktowa przez Isaaca się stałam. Cóż, generalnie wyszło na to, że Izi pomógł mi się ogarnąć i magicznie sprawił, że jestem normalna. Cieszyłam się, że moi bliscy tak bardzo uwielbiali mojego chłopaka i jednocześnie dostawałam po prostu pierdolca. Każda moja myśl przybierała ciepły, brązowy odcień. Odcień tęczówek pewnego bruneta. Dupka, którego nie widziałam przez całe święta. Trzy dni. Trzy cholerne dni, a ja nie mogłam bez niego wytrzymać. Nie miałam pojęcia z jakiego powodu nagle aż tak mi odbiło. Nie miałam problemu z rozłąkami gdy był w bezpiecznym miejscu, a przez święta nie mogłam po prostu wytrzymać. Czy ta jedna noc mogła mnie aż tak sponiewierać? To irracjonalne.
— Veds? — szturchnął mnie Leo, gdy staliśmy na balkonie, paląc papierosa.
Był dwudziesty siódmy grudnia, moi rodzice siedzieli w salonie wraz z Alice i resztą moich przyjaciół, pijąc alkohol. Byliśmy wstawieni, każdy w wyśmienitym humorze. Tylko mnie krew zalewała od środka więc poprosiłam Leo o wyjście na powietrze z papierosem. Kręciło mi się z lekka w głowie a papieros jedynie potęgował moje doznania. Coś było w cholerę nie tak.
— Hej, Vedia, co jest? — przypomniał się.
Spojrzałam na jego zmartwioną, lekko podpitą twarz i zacisnęłam pięści. Czułam się pusta. Kurwa mać, naprawdę pusta. Jakby czegoś brakowało. Czegoś cholernie ważnego w chwili, gdy najbliżsi byli zaraz obok mnie.
— Co to znaczy kochać? — wypaliłam bez zastanowienia. — Co to znaczy, że kogoś kochasz? Co to, kurwa, po prostu znaczy Leo?
— Nie ma jednej definicji miłości Vedia — skrzywił się. — Co czujesz?
— Rozpierdalającą, palącą pustkę, gdy nie ma go w pobliżu — jęknęłam, zaciskając powieki. — Czuję, że dostaję pierdolca, bo nie mogę go dotknąć, czy poczuć. Wkurwia mnie to niemiłosiernie.
— A jak jesteście razem?
— Spokój. Czuję spokój i to, że wszystko jest na miejscu, że jest mój.
— Podobno żeby miłość była taka mocna w chuj, to trzeba spełniać trzy składniki, czyli namiętność, intymność i zaangażowanie.
— Pierdole jakieś schematyczne gówna Leo. Odpierdala mi po prostu kiedy go nie ma. Było w porządku, ale im bliżej jest, im więcej w nim zauważam, tym bardziej chcę go zamknąć w ramionach i nie wypuszczać. — Spojrzałam na niego niepewnie i zakryłam twarz dłońmi. — Kocham go Leo — wyrzuciłam w końcu.
— To mocne stwierdzenie.
— Nigdy czegoś takiego nie czułam. Nigdy nikt nie pochłaniał wszystkich moich myśli. Nigdy nikt nie był dla mnie w ten sposób znaczący. To chore gówno jest. Nienawidzę go za to, co ze mną zrobił. Nienawidzę go za to, że go kocham.
— Ale przecież to nic złego kogoś kochać — jęknął. — On też cię kocha, patrzy na ciebie z fascynacją.
Nie, wcale że nie. On nie patrzy na mnie z uczuciami. Jest pusty i doskonale zaznaczył swoje stanowisko i zamiary. Nic dla niego nie znaczę, a przynajmniej nie tak jak bym chciała. I muszę się z tym pogodzić. Co za pieprzone gówno.
— Może i tak — westchnęłam. — Wracamy do środka? Jeszcze mi Alice połknie Isaaca. Chyba wpadł jej w oko.
— Jej wszystko, co ma penisa wpada w oko. Nadal do mnie podbija — parsknął śmiechem.
CZYTASZ
A D D I C T I O N
Fanfiction„Uzależnienie może mieć różne oblicza, ale zwykle sprowadza się to do tego samego - próby odwrócenia naszej uwagi od emocji, które próbują szturmem dojść do naszej świadomości. Emocje chcą być wyrażone, zrozumiane, zaakceptowane. Dlatego im bardziej...