Rozdział 36

4.8K 366 79
                                    

W razie błędów, dawajcie znać hehe


Byłam nastawiona sceptycznie na spotkanie z gościem, który odpowiadał za mafię w Miami, ale ku mojemu nieszczęściu nie było opcji by się wymigać. Zachariah twierdził, że spotkanie z niejakim Antoniem jest nieodwołalne. A próbowałam go przekonać porannym rzyganiem, którego był świadkiem. Skwitował to stwierdzeniem faktu, czyli że rzygam średnio co drugi dzień więc mi nie uwierzy, że to złe samopoczucie. Cóż, pech.

Ubrałam się ultra wygodnie, bo bolały mnie niektóre części mego ciążowego ciała. Głównie cycki, z których musiałam wyciągnąć w końcu kolczyki. Smucił mnie ten fakt, ale nie miałam wyjścia. Lepiej żeby nie pochłonęły ich moje napuchnięte cyce. Tak więc miałam na sobie czerwoną sukienkę z miękkiego materiału, który opinał moje ciało. Mój mały brzuszek był trochę widoczny, więc zaczęłam się jarać, jak przeglądałam się w lustrze. To było zajebiście fajne. Kochałam mój brzuszek. Chciałam żeby był większy i żeby mała kopała! Tak strasznie już tego chciałam.

Włosy rozpuściłam, makijaż nałożyłam lekki, bo mi się nie chciało z nim męczyć i byłam gotowa. Leżałam na łóżku z Hektorem na brzuchu i drapałam go po grzbiecie, na co piszczał w ten swój wydrowy sposób. Death umościła się przy moim lewym boku i spała. Leniwa kluska. Polubiłam chillowanie z tymi dwoma potworami. Jak się nie zaczepiały, było naprawdę spoko.

Zachariah wkroczył do pokoju równo o siedemnastej czterdzieści pięć. Ubrany w czarną koszulę z dwoma odpiętymi guzikami, skórzaną kurtkę z ćwiekami na kieszeniach i zwykłe czarne jeansy. Wyglądał tak mrocznie, jak tylko było to możliwe. Dodatkowo nie golił się wieki oraz nie raczył iść do fryzjera żeby podciąć włosy. Ale odpuściłam to, bo wydawał się pozytywny. Uśmiechał się, starał być wyrozumiały jak się wściekałam i masował mi ramiona. Ja też go masowałam, ale bardziej nieodpowiednio niż odpowiednio. Cóż.

— Jesteś gotowa? — zapytał z podejrzliwą nutką.

Zapewne był przekonany, że chcę się wykręcić.

— Tak, ale nie chce mi się wstać więc musisz mi pomóc — wyszczerzyłam się.

Zdjęłam z siebie niezadowolonego poruszeniem Hektora i wyciągnęłam ręce do mojego narzeczonego. Podszedł, ujął moje palce i lekkim ruchem podciągnął mnie na równe nogi. Gdy stałam stabilnie objął mnie w talii i przycisnął do siebie, uśmiechając się rozbrajająco.

— Antonio wie o mnie wszystko, jestem pod jego nadzorem od lat i często sprzątał syf, który narobiłem. Odkąd pomogli mi uratować twój tyłek z rąk Williama, nie mam możliwości działania na własną rękę. Jestem grzecznym członkiem organizacji i nie wpadam w kłopoty więc doceń to, kochanie, bo jestem totalnie zawiedziony faktem, że muszę komuś podlegać.

— Doceniam — przyznałam szczerze, obejmując go za szyję. — Cieszę się, że nie będziesz już wpadał w kłopoty. Może nawet się odetniesz od tego gówna, co? Tak byłoby najlepiej dla naszej trójki.

— Zapewne to byłoby najbezpieczniejsze dla Mei — westchnął.

Zmarszczyłam brwi.

— Więc mówiłeś poważnie o tym imieniu?

— Byłem śmiertelnie poważny — wyszczerzył się. — Jak byłem młodszy, totalnie zakochałem się w siostrze mojej babci. Miała na imię Mei i była po prostu cudowną starszą panią, która rozpieszczała mnie jakbym był jedynym chłopcem na świecie. To imię kojarzy mi się z ciepłem i miłością.

Teraz to mi szczęka opadła. Tego się nie spodziewałam. Jakby... woah.

— W takim razie Mei Consentino — wyszeptałam, przechylając głowę. — Brzmi słodko. Podoba mi się.

A D D I C T I O NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz