Wpatrywałam się w drzwi, za którymi chwilę wcześniej Zachariah zniknął i nie mogłam unormować oddechu. Coś się działo w jego głowie i nie było wcale dobre. Coś się święciło i czułam w dosłownie każdej najdrobniejszej cząsteczce mojego ciała, że nie było to nic satysfakcjonującego. On miał plan i zaczął go realizować mydląc mi oczy. Kurwa jego mać.
Z otępienia wyrwał mnie dźwięk telefonu, który leżał na podłodze. Podniosłam go natychmiast i od razu odebrałam, nie zwracając uwagi na osobę dzwoniącą.
— Halo? — rzuciłam lekkim głosem.
W sumie czułam się dobrze. Przerażenie, jakiś nagły atak szaleńczej miłości i jednocześnie spokój były bardzo dziwnym połączeniem. Aż trochę nieprawdopodobnym.
— Um, cześć Vedia — odezwał się Isaac. — Dzwoniłaś.
— Tak, chciałam się dogadać odnośnie przyjazdu Leo.
— Właśnie, problem w tym, że do mnie dzwonił żeby zapytać gdzie jesteś. Zapytał czy jesteśmy u mnie czy u Zacha więc powiedziałem, że jesteś u niego, bo wczoraj czegoś zapomnieliśmy. Będzie tam za jakieś czterdzieści minut jeśli nie utknie w korkach.
— O, spoko też mu mówiłam, że zapomniałam od Zacha bluzy. Problem w tym, że nie miałam na sobie bluzy a sweter, ale chyba się nie zaczaił. Przynajmniej taką mam nadzieję. Słyszałeś o czym rozmawialiśmy z Consentino?
— Tak — przyznał lekko zmieszanym głosem. — Przepraszam, nie wiedziałem czy coś ci nie grozi. Byliście zdenerwowani. Wszystko w porządku?
No słodki z niego partner, czyż nie? I połączenie mózgów mieliśmy bo wcisnął Leo ten sam kit o ubraniu. Chyba staliśmy się przyjaciółmi. Cholerka.
— Jest w porządku, jestem trochę skołowana, ale generalnie nie ma tragedii — parsknęłam śmiechem. — Więc wiesz, że lecimy na Islandie? Wypadałoby wcisnąć Leo jakiś kit, co planujesz na sylwestra?
— Myślałem, że spędzę go z wami, ale mam propozycje od kumpla w Londynie żeby tam jechać na tydzień.
— Nas nie będzie od trzydziestego grudnia do piątego stycznia. Skoczysz do mnie wieczorem i wciśniemy im kit, że jedziemy razem?
— Jasne. Fajnie się złożyło w sumie — parsknął śmiechem. — Dobrana z nas para, nie sądzisz?
— Nawet bardzo.
— Vedia? — zmienił ton na bardziej ostrożny.
— Tak?
— Kochasz go, prawda?
Cholera.
— Kocham — wyszeptałam, zaciskając powieki. — Z każdą chwilą bardziej i boję się do czego mnie to zaprowadzi.
— Będę przy tobie Vedia — zadeklarował. — Wiem, że to nic, ale wiesz... po prostu możesz na mnie liczyć.
— Dzięki, Izi, jesteś najlepszy. Do później?
— Tak, powodzenia z Leo. Był jakiś dziwnie niezadowolony, że zostawiłem cię u Zacha.
— Przyjęłam, bez odbioru.
Rozłączyłam się i parsknęłam śmiechem. Moje życie było śmieszne. Miałam faceta, którego kochałam, ale nie mogłam z nim być, bo był niestabilny, niebezpieczny, moi bliscy go nie akceptowali i generalnie on sam mnie nie chciał. Ale z jakiejś przyczyny ciągnęło go do mnie więc spotykaliśmy się w ukryciu i miałam chłopaka przykrywkę, który zadeklarował wspieranie mojego w przyszłości złamanego serca. To było ostro pojebane. Powinnam spisać te przeżycia i wydać książkę pod tytułem Jak się złamać? Poradnik według Vedii Parker. Bo przecież oczywistym było, że moje serce będzie złamane. Nawet nie mam co się łudzić, że będzie inaczej, Consentino mnie do tego przygotowuje półsłówkami i umieszczaniem informacji między wierszami. Był mistrzem takich zabaw, zdecydowanie.
CZYTASZ
A D D I C T I O N
Fanfiction„Uzależnienie może mieć różne oblicza, ale zwykle sprowadza się to do tego samego - próby odwrócenia naszej uwagi od emocji, które próbują szturmem dojść do naszej świadomości. Emocje chcą być wyrażone, zrozumiane, zaakceptowane. Dlatego im bardziej...