Rozdział 27

4.7K 326 222
                                    

Dni mijały nieubłaganie szybko, a miejsca, które odwiedzaliśmy przyprawiały mnie o coraz więcej emocji. Islandia była najpiękniejszym miejscem na ziemi i szczerze, pragnęłam tam zamieszkać. Widzieliśmy Zatokę Lodowcową Jökulsárlón i Zatokę Fjallsárlón, Półwysep Dyrhólaey, wrak samolotu Dakota United States Navy Douglas Super DC-3 i górę Kirkjufell. W ten sposób minęły cztery dni i dzisiejsza wycieczka na czarną plażę miała zamknąć nasz pełen niespodzianek wyjazd.

Każdy dzień uczył mnie czegoś nowego na temat Zacha i mnie samej. Po sylwestrze i naszej dość jednoznacznej nocy w przeszklonym igloo wszystko się zmieniło. Nie było między nami żadnych niedomówień i spięć. Zachariah był spokojny, każdy dzień rozpoczynał normalnym humorem i dokładnie takim samym kończył. Ja nie czułam ciśnienia związanego z uczuciami do niego i wszystko wydawało się być względnie normalne. Byłam szczęśliwa w sposób, którego nie znałam. Czułam się pełna. To było naprawdę nieziemskie uczucie.

Aktualnie leżałam na łóżku przykryta prześcieradłem od pasa w dół, po porannym prysznicu i przeglądałam album, który zrobiliśmy. Zachariah miał przygotowany czarny szkicownik, do którego wkleiłam polaroidy, które robiliśmy w każdym miejscu. Mój przyjaciel stwierdził, że to najlepsza pamiątka po takiej przygodzie, a ja przytaknęłam. Wystarczy, że za kilka dni, tygodni, miesięcy, czy lat, otworzę ten notatnik z czarnymi kartkami i wrócę pamięcią do chwili, w której Zachariah Consentino był całym moim światem. Bo serio, w tym momencie właśnie taka była prawda. Był moim epicentrum.

Zamknęłam album w chwili, gdy rozdzwonił się mój telefon i z lekkim uśmiechem odebrałam, widząc zdjęcie Leo. Byłam zaskoczona, że postanowił do mnie zadzwonić dopiero dzisiaj. To było do niego niepodobne.

— Halo? — rzuciłam.

VEDIA NIE UWIERZYSZ — rozpoczął z impetem, więc przewróciłam się na plecy.

— Zamieniam się w słuch.

Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?

Cóż, analizując dokładnie moją znajomość z Zachariahem, byłabym skłonna stwierdzić, że gdy pierwszy raz przecięliśmy spojrzenie w Addiction, całkowicie przewrócił mój świat do góry nogami. Nie byłam tego świadoma przez większość czasu, ale nie oszukując samej siebie, mocno mnie wtedy zaczarował tymi brązowymi oczkami. Biło od niego coś, co mnie przyciągnęło, więc kilka godzin później zrobiłam mu loda. Bez zawahania. To musiało coś znaczyć.

— Wierzę — oznajmiłam.

Dobra, to sprawa wygląda tak. Dzisiaj wróciłem z domku nad oceanem. Byliśmy na sylwestrze na plaży, bo jakoś nudno było w Addiction bez Consentino i jego ciągłych humorów i w pewnym momencie podeszła do nas grupka sześciu osób. Dwie dziewczyny i czterech facetów. Aaron zajął się dziewczynami, a reszta jakoś zaczęła gadać. I tak nam zeszło mniej więcej do trzeciej. Nie skupiałem się za bardzo na nikim, a wlewałem w siebie tyle alkoholu ile był w stanie znieść mój żołądek, czaisz.

— Do sedna słońce, bo mój facet zaraz skończy prysznic i przyjedzie śniadanie — parsknęłam, słysząc jak Consentino tłucze się w łazience.

Po czwartej podszedł do nas koleś. Wysoki szatyn z roztrzepanymi na wszystkie strony włosami, mniej więcej długości około dziesięć centymetrów. W czarnej bluzie z kapturem i w czarnych rurkach z dziurami na kolanach. Stylówką trochę przypominający Zacha, nawet tatuaży ma od kurwy i kolczyk w wardze i jeden w brwi. No i w uszach, ale to nieistotne. Wracając. Typek stanął nad nami, siedzącymi na kocu, gdzieś w sumie dokładnie naprzeciwko mnie i zlustrował nas wzrokiem. Spojrzał na każdego, po czym zatrzymał się na mnie i zrzucił kaptur z głowy. Jak spojrzałem mu w oczy... och kurwa, Vedia. Jeszcze nigdy w życiu nic mi tak nie przypierdoliło.

A D D I C T I O NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz