Jedna wiadomość dziennie, o treści żyję, to było wszystko na co było stać Zacha. Przez cały jebany tydzień. Siedem dni. Dostawałam pierdolca i wiedziałam, że pokłady mojej cierpliwości kończą się w zastraszającym tempie. Na szczęście moje wyskoki uspokajał Maverick, bo z Leonardem nie rozmawiałam. W zasadzie z nikim nie rozmawiałam. Tylko Mave. A na uczelni co się działo? Nie miałam pojęcia, notatki kserowałam od Wendy, bo nie mogłam się za jasną cholerę skupić. Wszystko, kurwa, mnie dobijało i wręcz zabijało. Zachariah był pieprzonym Armagedonem. Bez cienia litości. Jednak parłam do przodu, bo wywiązywał się z umowy. Sam z siebie pisał każdego dnia rano. O siódmej.
W środowy poranek mój ginekolog wyjął mi szwy z czoła, bo akurat miał zmianę na wydziale ogólnym i kpił z faktu, że jestem trzeźwa i oddycham normalnie. Cóż, okazał się w porządku facetem i nawet podczas zwiedzania mojej waginy nie wydawał się dziwakiem. Zawsze uważałam, że ginekolodzy to pojeby, a on był w porządku. Szanowałam to. I wiedziałam, że moje dziecko ma się dobrze. Ale nie świetnie więc musiałam się ogarnąć.
Niestety życie miało zupełnie inne plany. Jak zawsze.
Po popołudniowych zajęciach wsiadłam do samochodu, który wzięłam od Judith i wkurwiałam się niemiłosiernie, bo nie mogłam wyciągnąć płyty z odtwarzacza. Wsadziłam w niego rano składankę numer jeden z kolekcji mojej przyjaciółki, ale była gówniana i podczas powrotu do domu, miałam ochotę na swoją starą i sprawdzoną. I ta szmata od Jud nie chciała wyjść, bo się zablokowała!
— Pizdo głupia wyłaź — warknęłam, tracąc cierpliwość. Próbowałam złapać ją paznokciami, ale nic to nie dawało. — No rozjebię to zaraz! — piekliłam się.
Uderzyłam pięścią o radio i oparłam się o fotel, szybko rezygnując z walki. Byłam skrajnie rozchwiana i było to naprawdę dobijające. Nie dość, że Zachariah mnie rozpierdalała, to jeszcze jego dziecko biło się z moimi hormonami. Byłam jak tykająca bomba i już każdy wiedział, że nie warto mnie denerwować. Byli przekonani, że to przez Zacha i mieli rację. Tyle, że nie wiedzieli, że to przez to, co po sobie we mnie pozostawił. Ale no, wracając. Wolałam jechać w ciszy zagłuszonej wentylatorem powietrza niż złamać paznokcia, którego wczoraj zrobiłam. Bo na zabicie czasu aż pojechałam do kosmetyczki. I bardzo mi się podobały moje bordowe szpony, wyglądały zajebiście seksownie i kontrastowały z kamieniem w pierścionku.
Włożyłam kluczyk do stacyjki i rozejrzałam się po parkingu, na którym stałam. Był to niewielki, pełen pustych samochodów plac przy parku, bo jak zawsze przy uczelni nie można było nawet przejść. Co dopiero myśleć o parkowaniu. Mój wzrok zatrzymał się na wysokiej, szalenie barczystej i ubranej w garnitur postaci. Mężczyzna był idealnie zaczesany i opierał się o czarny samochód, paląc papierosa. Miał na nosie ciemne okulary, ale wydawało mi się, że nerwowo się rozglądał. Cóż, nie myliłam się, bo jak dostrzegł przemierzającą przez parking Wendy, tak od razu się wyprostował. Rzucił peta na ziemię i wsadził rękę w kieszeń marynarki, a gdy Wendy obok niego przeszła, zagadał. Nie miałam pojęcia co mówił, ale wydawało mi się, że był miły, bo Wendy nie była ani trochę spięta. Śmiała się z nim jakby co najmniej pół życia z nim przepiła. Już miałam wysiąść żeby ją pośpieszyć, bo jednak całego dnia nie miałam i nagle, dosłownie w ciągu ułamka sekundy facet wyjął z marynarki białą szmatkę i rzucił się na dziewczynę. Przygniótł to białe gówno do jej ust i nawet nie zdążyła się szarpnąć, a już bezwładnie leżała w jego ramionach. Wsadził ją do bagażnika i szybko, po prostu kilka jebanych sekund a odpalił silnik i ruszył z parkingu. Byłam w takim szoku, że zadziałałam instynktownie. Czyli gwałtownie przekręciłam kluczyk i ruszyłam z piskiem opon, żeby go nie zgubić. Przeczuwałam kłopoty, i to duże.
Ale dzielnie jechałam za czarnym samochodem, trzęsąc się jak galareta. Trzymałam odpowiedni dystans, ale nie dawałam się niczym rozproszyć. Więc takim sposobem zatrzymałam się za pierwszą falą drzew na obrzeżach miasta. Czarne auto pojechało dalej, prosto do magazynu, w którym otworzyła się brama, a jak wjechali, od razu się zasunęła. Nie miałam bladego pojęcia gdzie byłam. Ale musiałam działać szybko, bo Wendy była w niebezpieczeństwie. A skoro ona była w niebezpieczeństwie, to znaczyło, że musiało to być związane z Zachariahem. Szybko złapałam za swój telefon i wybrałam jego numer, jednak po jednym sygnale mnie zrzucił. Kurwa, mogłam się tego oczywiście spodziewać. Ale odpisywał na wiadomości, więc szybko weszłam w odpowiednią ikonkę. Działałam jak w transie. Nie ogarniałam niczego poza tym, ze jego siostra jest w niebezpieczeństwie!
CZYTASZ
A D D I C T I O N
Fanfiction„Uzależnienie może mieć różne oblicza, ale zwykle sprowadza się to do tego samego - próby odwrócenia naszej uwagi od emocji, które próbują szturmem dojść do naszej świadomości. Emocje chcą być wyrażone, zrozumiane, zaakceptowane. Dlatego im bardziej...