Rozdział 6

6.5K 282 127
                                    

Równo o siedemnastej trzydzieści opuściłam swój pokój. Miałam na sobie lekką, zwiewną sukienkę w kolorze ciemnego bordo, wysokie trampki i krótką skórzaną kurtkę. Włosy spięłam w wysokiego koka a na twarz nałożyłam lekki makijaż. Wyglądałam kobieco i ładnie. Skromność pierwsza klasa.

— Gdzie idziesz Vevu? — zapytał Leo, gdy przeszłam przez salon.

— Umówiłam się z dziewczynami na lody — wzruszyłam ramionami. — Na plaży mają dobre więc nie mogłam odmówić.

— Nie idziesz z nami na imprezę? — skrzywił się. — Myślałem, że powyrywamy jakieś gorące towary i trochę się napijemy.

— Trzeba było mówić wcześniej, skarbie — wydęłam wargę. — Chyba, że pójdziecie dopiero koło dziesiątej, to może zdążę.

— Aaron chce nas zabrać do nowego lokalu swojego ojca na obrzeżach miasta, wrócimy dopiero w niedziele wieczór, nie pojedziesz z nami? No weź!

— Mam w niedzielę jechać do laski żeby robić projekt na zajęcia. Nie mogę zostać na weekend poza miastem i olać te studia — oznajmiłam dramatycznie. — Nie będę tego gówna zaczynać po raz trzeci, mam to w dupie.

— Nie no, nie będę cię zmuszać do imprez — złapał się za serce. — Ale Zack nic nie mówił o żadnym projekcie — zauważył lekko podejrzliwie.

— Nie żeby coś, ale nie opuściłam jeszcze ani jednego wykładu, a jego widziałam tylko w pierwszy dzień, jak przystawiał się do jakiejś blondynki — skrzywiłam się. — Wątpię, że będzie coś ogarniał.

— No tak — prychnął. — Jak za każdym razem! Jeden wykład i już się poddał idiota.

Złapał się za skronie i potarł je kilkukrotnie zanim zasiadł na sofie. Siedział oczywiście w samych gaciach a obok niego prężyła się Death. Najwyraźniej oczekiwała na głaskanie po brzuszku i zaczynała się wkurwiać, bo niecierpliwie machała ogonem. Podeszłam więc do niej z uśmiechem i przesunęłam kilkukrotnie po jej czarnej sierści. Kochałam miękkość jej grubego cielska i jeszcze mocniej kochałam jej głośne mruczenie. Death była jedyna w swoim rodzaju. I tylko moja.

— Wiesz, że polubiła Zacha?

— Co? — skrzywiłam się. — Kto?

— No kot — parsknął śmiechem.

— Jak? — spojrzałam na niego jak na kretyna. — Kiedy ona go widziała? Przecież na śniadaniu w niedziele nie jadła z nami. Spała w moim pokoju.

— Przecież Zachariah był tu wczoraj — zmarszczył brwi. — Co ty? Nie widziałaś się z nim?

— A kiedy tu był?

— Po piętnastej na jakieś dwie godziny.

— Wróciłam z zakupów z Janet o szesnastej i nigdzie go nie spotkałam a Death spała w moim pokoju.

— Siedziała mu na kolanach jak wbił do nas z Aaronem. Była strasznie rozanielona, aż nie do uwierzenia, bo ten kot jest takim wkurwem jak ty.

— Widzisz? Może to znak, że Zachariah jest spoko, a to wy robicie z niego jakąś nieczułą kreaturę? — parsknęłam śmiechem. — Death lubi dziwnych ludzi, prawda Kluseczko?

Pocałowałam ją w łebek i po ostatnim przesunięciu palcami po jej brzuszku, odsunęłam się. Poprawiłam swoją sukienkę i westchnęłam dramatycznie, bo nie miałam zbytniej ochoty na spotkanie z Shane'm. Jedyne, czego pragnęłam to lody. I o dziwo takie zwykłe, a nie te przyjemne dla faceta.

Ten wieczór miał być przyjemnością bez seksu i taki będzie. Może Shane okaże się fajny i dobrze spędzę czas?

— Wyjeżdżamy o dziewiętnastej — oznajmił Leo. — Jadą wszyscy.

A D D I C T I O NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz