Rozdział 23

5.5K 324 209
                                    

Poranek. Nowy dzień. Nowa karta. Jakoś tak mówiła mama za każdym razem jak nie miałam chęci wracać do cyrku, którym była moja szkoła. Cóż, nic się nie zmieniło, tyle, że zamiast cyrkiem nazywać szkołę, to teraz nazywam nim życie. Życie w którym moje uczucia ulokowały się w psychicznie chorym gościu, który sprawia sobie krzywdę i nawet się przy tym nie krzywi. Dziwne? Ah, nic mnie nie dziwi. Zachariah Consentino był definicją słowa Armagedon. Niezaprzeczalnie.

Obudziłam się późno, bo zegarek wskazywał jedenastą. Consentino leżał za mną, z twarzą przytuloną do mojego karku i cicho chrapał. Lewą rękę przerzucił mi przez talię i generalnie był bardzo blisko. Drżał, ale starałam się to ignorować. Lepiej dla mojego zdrowia psychicznego żeby mu o tym nie mówić. I tak przegięliśmy zeszłej nocy. Ja z uczuciami a on ze swoim pojebanym mózgiem. Jego przekrwiony bandaż był jedynym, co widziałam od momentu otwarcia oczu. Jego lewa ręka miała przy nim przejebane. Ostro przejebane.

Wyswobodziłam się z jego uścisku by skoczyć do łazienki, ale jak wstałam, tak on się przebudził. Przewrócił się na plecy i nieobecnym wzrokiem zlustrował mnie od samej góry aż po palce u stóp. Wyglądał na zmieszanego, ale i bardzo zdystansowanego. Lekko przerażała mnie alternatywa, w której pamiętał wszystko co się działo. W końcu wystrzeliłam z uczuciami, a on tego nie chciał. Chociaż jak wyszłam z łazienki a on za mną, tak tematu nie podjął. Może nie słyszał? Miałam taką nadzieję.

Usiadłam z powrotem na łóżku i ostrożnie położyłam dłoń na jego ramieniu. Był rozespany i nieogarnięty i przysięgam, w tej wersji pociągał mnie najbardziej. Taki bezbronny i niegroźny. Wręcz... uroczy.

— Jak się czujesz? — zapytałam.

— Fizycznie czy psychicznie? — mruknął, zaciskając powieki. Przetarł twarz dłońmi i głośno odetchnął. — Bo jeśli chodzi o psychikę to nic się nie zmieniło. Chociaż jestem wyspany, co jest miłą odskocznią od codzienności.

— Pamiętasz coś?

Błagam, nie pamiętaj. Błagam.

­— Przyjechałem do was zaraz po tym jak wziąłem — skrzywił się. — Nie mam pojęcia co się działo od momentu w którym zapaliłem zioło na balkonie. Sądząc po tym jak napierdala mnie ręka, strzelam, że odpłynąłem za bardzo. A widząc twój wzrok podejrzewam, że cię przestraszyłem. Powinienem wiedzieć co się stało?

Przygryzłam wargę, zastanawiając się jak daleko powinnam się posunąć i westchnęłam. Prawda była taka, że nie miałam pewności co do jego reakcji. Ale powinien wiedzieć jak wiele wiedziałam. Powinniśmy rozmawiać. Powinniśmy się otworzyć przed sobą. Jesteśmy przyjaciółmi.

— Zabrałam cię do domu z Isaacem. Usiedliśmy w kuchni i chwilę gadaliśmy, po czym zacząłeś się trząść i nienaturalnie szybko siniało ci pod oczami, więc trochę spanikowałam. Powiedziałeś, że chcesz wody z cytryną więc chciałam ci ją dać. Zraniłam się w palec nożem jak ją cięłam. — Zatrzymałam się na oddech i spojrzałam mu prosto w oczy. — Wziąłeś mi nóż i pchnięty widokiem mojej krwi z palca przeciąłeś sobie rękę.

— Mówiłem coś dziwnego?

— Powiedziałeś, że nie mogę cierpieć sama. Że nikt nie powinien.

Kiwnął, że wie o co chodzi i przechylił głowę. Złapał mnie za rękę, na co lekko się spięłam a on to zauważył. Wydawał się rozumieć moją reakcję, bo nie zareagował. Ścisnął jedynie moje palce w pocieszającym geście. A przynajmniej tak go odebrałam.

— Po prochach nie kontroluje myśli. Ani tego co robię.

— Chyba każdy tak ma, nie?

— Zapewne, ale ja jestem do tego pojebany i dwubiegunowy — skrzywił nosem. — Doceniam to, że nadal tutaj jesteś. Dziwię ci się, ale doceniam. Dlatego chcę cię zabrać w jedno miejsce. Nikt o nim nie wie i nikt nie będzie wiedział tego, czego się dowiesz. Pojedziesz ze mną?

A D D I C T I O NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz