Chodziłam w kółko po salonie, przyglądając się rozwalonej na środku baseniku wydrze i zaciskałam i zaraz rozprostowywałam palce. Byłam wzburzona od trzech dni i mimo że było to kurewsko ciężkie, nie naciskałam na Zacha. Nie chciałam go dobijać i nie chciałam sprawiać mu bólu. Byłam silna i szczerze mówiąc czułam się lepiej z faktem, że wyznanie o ciąży miałam za sobą. Generalnie powiedziałam mu o tym w bardzo spektakularny sposób i tak po kilku dniach to nawet mnie to bawiło. Bawiła mnie sytuacja i jego reakcja. Bo naprawdę ciężko było sobie wyobrazić to, jak szybko się zebrał i wybiegł. Niczym przestraszone dziecko, które ktoś ukarał. Pierdolony debil.
Miałam dość czekania dopiero jak minął tydzień. Dałam mu jebane siedem dni na przemyślenie sprawy. I nie miałam zamiaru czekać ani chwili dłużej.
Zatrzymałam się w miejscu, słysząc trzask drzwi frontowych i gdy się odwróciłam, wpadłam w silne ramiona Mavericka. Umówiłam się z nim, że sprzeda mi miejsce pobytu Zacha po tygodniu i właśnie nadszedł ten czas. Oddałam uścisk, czując się lepiej z jego obecnością niż z samą wydrą i głośno westchnęłam. Byłam gotowa do wyjścia. Ubrałam się w lekką sukienkę w kolorze soczystej czerwieni, która sięgała mi kolan. Miała długi rękaw i bardzo głęboki dekolt w kształcie litery V dzięki któremu moje piersi bardzo subtelnie się odznaczały. Och i była w białe kropeczki! Wyglądałam naprawdę słodko.
— Gotowa? — zapytał Mave.
— Zawsze jestem gotowa na konfrontację z twoim przygłupim bratem — odpowiedziałam. — Pytanie czy to on jest gotowy. Powiedziałeś mu, że mnie przywieziesz?
— Nie, oczywiście, że nie — parsknął śmiechem.
Odsunął się ode mnie, by następnie lekko pocałować mnie w policzek i skupić spojrzenie na Hektorze. Polubił się z Death i ze mną, więc ostatnio nawet pozwoliłam mu spać w swoim łóżku. Był cholernie urokliwym stworzeniem, pokochałam go.
— Chcesz go zabrać ze sobą?
— Nie, Leo jest a Roy ma przyjść po osiemnastej więc na luzie może zostać. Dałam mu rybki jakieś dwadzieścia minut temu.
Mave kiwnął głową na znak, że rozumie i pochylił się do pluskającej się wydry, a następnie zaczął się droczyć na co ta wydawała te swoje dziwne dźwięki. Polubiłam je, ale czasem przeginał więc darłam się, że ma zamknąć pysk. Niestety Hektor nie rozumiał.
— Dobra no to zawijamy — zarządził po chwili mój przyjaciel. — Zachariah jest w domu więc możesz zrobić przedstawienie przed jego matką.
Och, cóż za wspaniała okazja. Nie byłam aż tak okropna żeby to zrobić. Szanowałam uczucia Zacha i jego podejście do rodziny więc nie miałam zamiaru bombardować ich informacją o dziecku. Swoją drogą rzygam co rano więc jest ostro. I naciąga mnie na zapach jajek i boczku, co jest lekko krzywdzące, bo Leo robi świetną jajecznicę. Ciąża bywa straszną szmatą.
Założyłam moje stare czarne trampki, kurtkę jeansową i złapałam w palce telefon, który miałam na komodzie. Poprawiłam koka, którego stworzyłam z swoich niesfornych włosów i ruszyliśmy w drogę do domu Consentino. Przemilczeliśmy całą trasę, bo byłam skupiona na swoich emocjach. Nie chciałam być suką i nie chciałam wybuchnąć. Chciałam być spokojną, pełną miłości i wyrozumienia kobietą.
W ciągu tygodnia zrobiłam badania, które wypisał mi ginekolog, uspokoiłam paranoiczny strach Leo, który dosłownie dostał pizdy na wieść o ciąży i ogarnęłam kilka projektów. Funkcjonowałam normalnie i bardzo spokojnie, za co byłam z siebie dumna. Świadomość, że Zachariah żyje i ma się dobrze wystarczyła bym wróciła do siebie.
CZYTASZ
A D D I C T I O N
Fanfiction„Uzależnienie może mieć różne oblicza, ale zwykle sprowadza się to do tego samego - próby odwrócenia naszej uwagi od emocji, które próbują szturmem dojść do naszej świadomości. Emocje chcą być wyrażone, zrozumiane, zaakceptowane. Dlatego im bardziej...