Poranek przyszedł zdecydowanie za wcześnie jak na mnie. Obudziłam się samoistnie przed szóstą, z bolącą głową i kompletnym kisem w mózgu. Przez pół godziny przetwarzałam informacje z nocy i gapiłam się w sufit. Zach leżał obok mnie, na lewym boku, z policzkiem przyciśniętym do ugiętej ręki. Miał lekko uchylone wargi i bardzo spokojny oddech, który napawał mnie nostalgią. Obróciłam się w jego stronę, by przyglądnąć się jego twarzy i westchnęłam, bo pierwsze, co najbardziej się rzucało to jego siniaki i rozcięcia. Wyglądał jak tysiąc nieszczęść, ale nie tracił przez to w żaden sposób na atrakcyjności. Był przystojny nawet z taką wychudzoną i pokiereszowaną gębą. A gdy spał, wyglądał jeszcze lepiej. Spokój, a wręcz błogość, która opanowała jego twarz była niespotykana. Nie było żadnych spięć, zaciśnięć i żadnych negatywów.
Uniosłam dłoń, by przesunąć ugiętymi palcami po jego policzku i uśmiechnęłam się smutno. Byłam cholernie ciekawa jego historii i demonów, a świadomość, że nie miałam i zapewne nigdy nie otrzymam prawa by je poznać, napawała mnie żalem. Znałam go półtora miesiąca i już wiedziałam, że będzie kimś, kto zostawi po sobie (i na sobie) ogromne blizny. Po tej jednej nocy, gdy stracił kontrolę otrzymałam ogrom informacji i nie miałam zamiaru nigdy ich wykorzystać. Ani tego, że pod wpływem alkoholu jest szczery, ale w dalszym ciągu zamknięty i mroczny, ani blizn, ani zaburzeń do których się przyznał i przede wszystkim do słabości. Nie wypomnę mu tego. Wiem, jaka jest prawda i dotarło do mnie, że był człowiekiem, który czuł. Bardzo dużo, ale zabijał to w sobie, przez co wypełniała go pustka zmieszana z mrokiem. Był piękną okładką książki, w której każda kartka jest i będzie naznaczona bólem. A czy był chłopcem, który ma brzydkie wnętrze? Tego jeszcze nie wiedziałam.
Wstałam z łóżka kilka minut później. Ubrałam się w swoje spodnie i bluzę Consentino, której kaptur zarzuciłam na głowę i postanowiłam przejść się do sklepu. Wyszłam bez dźwięków i zamknęłam go w mieszkaniu, żeby czasem nie uciekł. Skierowałam się prosto do niewielkiego marketu, który był połączony z piekarnią i kupiłam wszystkie produkty, których mogłabym potrzebować do skompletowania trzech pełnych posiłków. Do tego wzięłam dwie butelki piwa i chrupki, na które naszła mnie ochota. I czekoladę wzięłam. Czymś Consentino musiałam osłodzić.
Wróciłam do mieszkania pół godziny później. Rozłożyłam produkty do szafek i zdjęłam bluzę, a następnie udałam się do sypialni, w której brunet nie poruszył się nawet o milimetr. Leżał w dokładnie takiej samej pozie, poza tym, że jego prawa ręka zaciskała się na poduszce, na której spałam. Postanowiłam jeszcze chwilę odpocząć, zanim zacznie się ten ciężki dzień z królem ciemności i kaca. Złapałam jego rękę i uniosłam, a następnie ułożyłam się wygodnie na boku, a jego dłoń ułożyłam płasko obok siebie. Oparłam głowę o rękę, którą ugięłam i skupiłam się na jego smukłych palcach. Dotykałam każdego z nich, czując jak samoistnie drżą i spokojnie oddychałam, napawając się chwilą.
— Myślałem, że nie wrócisz — wychrypiał zaspanym głosem po krótkiej chwili.
Przeszło mi przez myśl, żeby przestać głaskać jego palce, ale w porę zwątpiłam. Nie robiłam nic złego tym dotykiem, nie był w żadnym stopniu inwazyjny. Był taki zwykły, przyjacielski. Albo i nie.
— Byłam w sklepie.
— Będziesz się teraz opiekować psychopatą? — westchnął.
Jego zachrypnięty głos nie wydawał się tak pusty i przerażający jak kilka godzin temu. Poranna chrypka dodała mu drapieżności, a ta normalna barwa, którą przeważnie do mnie mówił wróciła. Brzmiał normalnie. Jak Zachariah, którego polubiłam.
— Nie zasługujesz na moją troskę — oznajmiłam. — Postanowiłam tu zostać do jutra więc musiałam się zaopatrzyć w jedzenie.
— Okrutne.
CZYTASZ
A D D I C T I O N
Fanfiction„Uzależnienie może mieć różne oblicza, ale zwykle sprowadza się to do tego samego - próby odwrócenia naszej uwagi od emocji, które próbują szturmem dojść do naszej świadomości. Emocje chcą być wyrażone, zrozumiane, zaakceptowane. Dlatego im bardziej...