Rozdział 17

4.5K 304 28
                                    

Obudzić się w ramionach Zacha Consentino? Bezcenne.

Obudziłam się wcześnie, bo według zegara wiszącego na ścianie, było dopiero po siódmej. Było mi ciepło i mokro. Ciepło, bo Consentino leżał na mnie połową swojego ciała, a mokro, bo miał otwartą buzię. Leżałam na brzuchu, gniotąc swoje piersi w materacu, a brunet oplatał mnie ręką mniej więcej na wysokości krzyża, nogą mniej więcej na wysokości ud. Nigdy wcześniej nie leżał na mnie w taki sposób. Jego policzek spoczywał na mojej lewej łopatce, a otwarte usta raczyły mnie jego śliną.

Leżałam długo, zastanawiając się jakim cudem on sam z siebie przetransportował się na mnie ze swojego końca i rozmyślałam na temat tego, co się wydarzyło dzień wcześniej. William wrócił, od razu zrzucając bombę na moje uczucia i wspomnienia, i uświadomił mi coś cholernie przerażającego. Po pierwsze jego dotyk na mnie działał, po drugie moje serce w ogóle. Ciało było od niego uzależnione przez długi czas, a serce? Serce było na niego martwe. Z jednej strony było to pocieszające, z drugiej tragiczne. Dlaczego tragiczne? Bo Consentino był... ważny. Cholernie ważny, z każdym dniem ważniejszy i wiedziałam, że to nie wróży niczego dobrego. Nasza relacja rozwijała się nad wyraz szybko, mieszając mnie od środka zaskakująco mocno. Jego dotyk był czymś fascynującym, czymś innym, nieznanym do tej pory. To, co czułam przy nim było czymś kompletnie wystrzelonym. Nie czułam stereotypowych motylków a pragnienie bycia blisko. Nie czułam dreszczy, a palącą potrzebę dotyku. Nie czułam przywiązania, a cholernie irytujące przyciąganie. Był pieprzonym Armagedonem w wyniszczonym ciele, które było moim bezpiecznym miejscem. Och, kurwa. Consentino sprawiał, że czułam się bezpiecznie. Czułam się bezpiecznie w jego pobliżu, z nim, obok niego, gdy po prostu był. Nie musiał być do mnie nastawiony pozytywnie, wystarczyło, że był. A gdy leżał na mnie, bo sam z siebie w nocy po prostu się przysunął... nie wiedziałam co myśleć. Bronił się przede mną w łóżku za każdym razem. Seks był bliskością, ale to, co zastało mnie dzisiejszego poranka było kompletnym mindfuckiem.

Poruszył się niespokojnie, przesuwając dłoń z moich krzyży na biodro i objął mnie mocniej. Następnie westchnął, poruszając ustami i nagle zesztywniał. Postanowiłam, że się nie ruszę. Byłam na skraju swojej połowy, a on świadomie bądź nie, przysunął się w nocy. Najprawdopodobniej niechcący, bo pierwsze, co wyszło z jego ust, po przebudzeniu to kurwa, nie. Odetchnął głęboko i bardzo delikatnie najpierw zabrał swoją rękę, a później nogę. Odsunął się na swoją połowę, nie będąc świadomym, że nie spałam.

Wstał chwilę później, klnąc co chwila pod nosem i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą, z kisem w głowie. Jego reakcja świadczyła o tym, że zbliżył się do mnie nieświadomie. Nie chciał tego zrobić i niespecjalnie był z siebie zadowolony.

Na szczęście nie musiałam długo myśleć. Wpadł do pokoju po kilkunastu minutach i odezwał się wypranym z emocji głosem:

— Wstawaj Parker!

Poruszyłam się, udając, że się budzę i niespiesznie podniosłam się na rękach, jęcząc.

— Wstawaj, musisz jechać z Isaacem do domu. Pierdolona niedziela i śniadanie.

Obróciłam się do niego z miną mówiącą, że szczerze mnie to pierdoli i... zamarłam. Jego lewa ręka ociekała krwią. Kurwa, krwią.

— Co ci się stało w rękę?

Zacisnął szczękę, mrużąc gniewnie oczy i spojrzał na swoją pokiereszowaną kończynę. Jego pieprzone palce były całe, kurwa, zakrwawione. Co do chuja zrobił i gdzie, że tego nie słyszałam? Nie leżałam tak długo!

— Słyszysz co do ciebie mówię? — warknął.

Ja po prostu, wyszłam z siebie i stanęłam obok. Zagotowało się we mnie. Wręcz zawrzało, bo to było czyste skurwysyństwo. Po wczorajszym dniu, ostatnich wydarzeniach i tym, że kurwa sam zapragnął w nocy mojej bliskości w tym gównianym znaczeniu, powinien mieć do mnie więcej pozytywnych uczuć.

A D D I C T I O NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz