Rozdział 11

4.5K 240 30
                                    

— Parker — dotarło do mnie. — Parker, kurwa, wstawaj nie ma czasu na twojego kaca!

Głos wkurwionego Zacha odbijał się od mojej pulsującej czaski niczym piłeczka kauczukowa od podłogi. Napierdalał w ściany mojej opustoszałej głowy siejąc jednym słowem Armagedon. Cholera, wszystko co związane ze Scarem jest Armagedonem. Będę musiała zmienić mu nazwę kontaktu. Tak, koniecznie.

— Vedia! — krzyknął.

Zerwał ze mnie pościel, rozpoczynając pieprzoną wojnę. Podniosłam się gwałtownie w górę i otworzyłam usta żeby na niego nawrzeszczeć, ale nie mogłam. Złapałam się za skronie, w których nagle rozbrzmiał przeraźliwy pisk i jęknęłam z bólu. Ile ja do kurwy nędzy wczoraj wypiłam?!

— Och, kacyk? — zakpił wrednie czarnowłosy skurwiel.

Usiadł obok mnie na łóżku, co wiedziałam przez to, że ugiął się pod nim materac. Pochylił się do mojego ucha i przygryzł jego płatek w bolesny sposób, przez co momentalnie wbiłam mu łokieć w tors. Dupek nie miał ani taktu ani wyczucia.

— Mamy jechać do magazynu żeby zgarnąć dragi dla gościa, który nie lubi czekać, więc rusz dupę — warknął. — Nie mam czasu a musisz jechać ze mną.

— Muszę? — prychnęłam.

Uniosłam spojrzenie na jego upiorną twarz i zamarłam. Śliwa pod jego okiem była nie dość, że mocno fioletowa to jeszcze spuchnięta, a warga, którą miał w dwóch miejscach przeciętą również nie zachęcała. Do tego podkrążone oczy bez jakiegokolwiek blasku i wystające kości policzkowe. Włosy schowane pod czarną beanie a ciało zakryte czarną bluzą bez nadruków. Cholerny dupek wyglądał okropnie. A mnie to ruszyło. Kurwa mać, nie powinno.

— Wyglądasz jakbyś zobaczyła zjawę, Parker — zakpił. — Jest aż tak źle?

— Wyglądasz okropnie — przyznałam. — Co się stało?

Zwróciłam się do niego całą sylwetką, ignorując rozpierający ból w skroniach i chciałam dotknąć jego policzka, ale mnie uprzedził. Złapał mój nadgarstek kilka centymetrów przed swoją buzią, a jego spojrzenie stwardniało. Szczękę zacisnął prawie tak mocno jak palce na mojej ręce. Co do chuja mu się nagle stało?

— Mówiłem ci wczoraj — oznajmił oschle. — Nie mam zamiaru się powtarzać. I nie mam zamiaru dłużej czekać więc idź pod prysznic, obudź się i ubierz na ciemno. Jak już wspomniałem, nie mamy kurwa czasu.

Puścił moją rękę i zaraz podniósł się z miejsca i wymaszerował z pokoju. Szedł jakby miał zaraz paść na podłogę, ale postanowiłam to olać. Nie potrzebuję się skupiać na takim skurwielu jakim jest Consentino. A raczej nie powinnam, bo stan jego twarzy nie wróżył niczego dobrego.

Ignorując ból głowy wstałam z łóżka. Z szafy wyjęłam czarną bluzę, w której zapewne będę wyglądać jak nietoperz i czarne dresy, które najprawdopodobniej należały do mnie. Nie miałam pojęcia skąd się tam wzięły, ale olałam temat. Musiałam się nauczyć, że przy Zachu większość rzeczy trzeba po prostu olewać.

Skierowałam się do łazienki, w której wykonałam poranną toaletę, umyłam się, wysuszyłam i przy pomocy szczoteczki gospodarza, umyłam zęby by pozbyć się smrodu wódki, którą się wczoraj raczyłam. Udało się, więc kolejnym etapem było pojawienie się w kuchni, w której Zach popijał kawę, gapiąc się w telefon. Zdjął czapkę, przez co jego czarne włosy ułożyły się w artystyczny nieład, podkręcając jego ponurą aurę odrobinę bardziej. Zauważył, że się mu przyglądam dopiero po kilku chwilach, może minucie czy dwóch, bo zablokował telefon i uniósł tą grobową gębę na moją twarz. Naprawdę jego wygląd wołał o pomstę. Dlaczego nie zauważyłam tego wczoraj? Och, byłam w klubie. Najebana jak szmata.

A D D I C T I O NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz