Rozdział 37

4.7K 388 239
                                    

*4 miesiące później*


Świetnie było opuścić gabinet Franka z wieściami, które jedynie rozpaliły moje zmysły do szaleństwa. Czułam się przebosko, miałam mnóstwo energii i chęci na współpracę z każdym i we wszystkim. No i gadałam jak najęta, przez co ginekolog wyprosił mnie z gabinetu. Miał szczęście, ze zrobił to w miły sposób. Jakby był niegrzeczny, nawtykałabym mu.

Spacerowałam z Maverickiem po parku, trzymając w ręce zdjęcie mojej małej kluseczki i zastanawiałam się nad tym, jak zmieniło się moje życie w ciągu ostatniego pół roku. Wydarzyło się tak wiele, że aż ciężko mi to sobie wyobrazić! Zakochałam się w Consentino, zaszłam w ciążę, byłam narzeczoną, skończyłam pierwszy rok studiów w normalnym terminie i bez ulgowego traktowania. Pozbyłam się ciężaru przeszłości i znalazłam swoje miejsce na ziemi. Och, no i miałam zaplanowane wesele i mierzenie sukienki! Na dzisiaj! Szaleństwo to mało powiedziane.

— Możemy usiąść? — zapytałam z grzeczności, zajmując miejsce bez względu na jego odpowiedź.

Bolały mnie stopy i kręgosłup, bo trochę mi się przytyło, a noszenie brzucha bywało uciążliwe. Oparłam się o niewygodną ławkę, wyciągając nogi przed siebie i swobodnie ułożyłam dłonie na pełnym, okrągłym brzuchu schowanym pod materiałem mojej ciążowej koszuli w kolorze musztardowej żółci. Lubiłam ten kolor, był cholernie żywy.

Mave zajął miejsce obok mnie i przyjacielskim gestem objął moje ramię. Wiedział, że potrzebowałam nadmiernej bliskości od dwóch tygodni i tak, jak każdy, dawał mi ją. Do tego chodził ze mną na spacery, pomagał w projektach na studia, wraz z Izaakiem, gotował z Leo i pilnował mnie z Royem. Mave robił za menagera moich opiekunek, jeśli mogłam to tak nazwać. Było mi zajebiście dobrze. Prawie nie zauważałam braku Consentino, gdy znikał by odpocząć od swoich „ojcowskich obowiązków". Czyli od spełniania moich zachcianek i nadmiernego kochania, które momentami mu ciążyło. No ale co niby miałam zrobić, jak potrzebowałam się przytulać? Mave był moją drugą opcją, ale przecież jak mój narzeczony był blisko, to nie mogłam uciekać do innych, prawda? Nie wypadało.

— Myślę, że ta ciąża to najlepsze co mnie w życiu spotkało — wypaliłam. — Już nie mogę się doczekać aż popatrzę małej w oczy i powiem, że ją kocham. To musi być zajebiście fajne uczucie powiedzieć swojej dzidzi, że się ją kocha, co nie?

Spojrzałam na Mavericka z szerokim uśmiechem, adekwatnym do moich uczuć. Byłam szczęśliwa jak nie wiem, bo moja mała dziewczynka rozwijała się prawidłowo, skończyłam pierwszy rok studiów, miałam kochającego narzeczonego i wszystko się układało.

— Zapewne tak — parsknął śmiechem. — Gadałaś już z Zachariahem?

— Nie, poprosił mnie o kilka dni separacji więc nie naciskam na niego. Wiem, że wróci i że jest bezpieczny, bo Wendy mnie informowała, że jest w domu. Znam go już na tyle, że wiem kiedy odpuścić, a kiedy nie. Teraz potrzebuje regeneracji. Ostatnią miał w maju więc miał prawo do urlopu ode mnie i moich bolących stóp.

Umówiliśmy się z Consentino, że jak będzie miał swój gorszy czas to nie będę naciskać ani niczego od niego wymagać. Sprawdzało się świetnie, bo kilka dni przerwy działało na naszą pokręconą relację zbawiennie. Zawsze jak wracał, dawał mi więcej miłości niż mogłabym sobie wyobrazić. Kochałam gdy do mnie wracał, to było ekscytujące.

— To... rozmawiałaś w końcu z mamą? — zapytał.

Cholera.

— Nie, nadal nie mogę się na to zebrać — skrzywiłam się. — Chciałabym powiedzieć jej to wszystko na żywo, ale nie składa nam się spotkanie. Muszę do niej zadzwonić i po prostu przekazać wieści. Trochę mi zeszło, ale wiesz jak było. Jak nie Consentino, to studia, jak nie studia to ciąża i moje złe samopoczucie. Mam nadzieję, że mama zrozumie.

A D D I C T I O NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz