Rozdział 9

4.4K 248 4
                                    

O tyle, o ile sytuacja w magazynie była dziwna i w pewnym konkretnym momencie obrzydliwa, o tyle powrót z Zachariahem w jednym samochodzie był po prostu zabijający. Jego humor był paskudny, nos cały czas krwawił, przez co przyciskał do niego coraz to nową chusteczkę, by się nie dojebać bardziej, a wzrok po prostu mordował. Wolałam jak przypominał cmentarz, a nie pieprzoną rzeźnię. Miałam go serdecznie dość.

— Dobra, poddaję się — oznajmiłam.

Zjechałam w pierwszą lepszą żwirową dróżkę przy głównej drodze i przejechałam kilka metrów, by schować nas za drzewami. Widząc spowity mrokiem las czułam się jeszcze gorzej, ale to nie było istotne. Istotny był Consentino, który niemiłosiernie mnie wkurwiał swoim grobowym nastawieniem rzeźnika po mordzie.

— Dlaczego znów jesteś jak zamknięta trumna? — warknęłam.

Wyłączyłam silnik i spojrzałam na niego krytycznie, ówcześnie włączając lampkę nad naszymi głowami. Przekręcił do mnie niechętnie twarz i odsunął mokrą od krwi chusteczkę od swojej twarzy. Wyglądał okropnie.

— Wybacz, nakurwia mnie nos i rozjebane po raz setny rany na rękach — jęknął, udając skruszonego. — Przepraszam, że cię kurwa nie rozbawię, ale nie mam na to pierdolonej ochoty więc jedź a potem spierdalaj — dorzucił.

— Sprzedać ci liścia na poprawę rany na policzku? — syknęłam, zaciskając pięść. — Jestem tutaj z tobą, pytałam milion razy, czy na pewno wszystko w porządku a ty jesteś, kurwa, dupkiem!

— Sorry Veds, taki mamy klimat — prychnął arogancko.

Umieścił swoje martwe spojrzenie w szybie przed nami i zacisnął szczękę. Jego nos cały czas był zakrwawiony. Idiota nie umiał go nawet ucisnąć porządnie. Wkurwiał mnie swoim zachowaniem i nie mogłam go już dłużej tolerować. Przeginał. Srogo, kurwa, po prostu przeginał.

— Zrobiłam coś nie tak? Zdenerwowałam cię? Powiedziałam coś nie tak? Nie rozumiem dlaczego znów się zamykasz.

— Moja trumna nigdy się dla ciebie nie otworzyła, Parker. Jesteś w tym samym miejscu, gdzie twoi znajomi, czyli kurwa nigdzie. Nie analizuj mojego humoru, potrzeb ani jebanej mimiki twarzy bo nic ci to nie da. Zawieź mnie do domu i wracaj do siebie — wycedził przez zęby.

— Powiedziałeś, że nasza relacja jest jak związek, dlaczego więc znów to kurwa spłycasz? Przecież jestem tutaj z tobą, o co ci chodzi?

— Jestem zmęczony, możesz się odpierdolić? — jęknął. — Wszystko jest tak, jak zawsze, czyli chujowo, ale stabilnie, nie wymagam żebyś się angażowała w relację na tyle, by się o mnie, kurwa, martwić. Jestem cały i zdrowy, okay?

Spojrzał na mnie kątem oka z wyraźną irytacją i ponownie przycisnął zakrwawioną chusteczkę do nosa. Jak ja miałam mu pomóc? No jak?! Jak on nie chciał mojej pomocy! Gardził nią i doskonale to widziałam. Znów jego demony rozrywały go na pół, tworząc wewnątrz cholerne cmentarzysko. Zajebiście.

— Wyglądasz jak gówno — skwitowałam.

Parsknął gorzkim śmiechem i gwałtownie się wyprostował, a następnie jeszcze szybciej złapał mnie za podbródek. Połączył nas czołami i patrząc mi prosto w oczy z mrokiem, który go wypełniał, wycedził:

— Widziały gały co brały.

Zacisnęłam powieki. Moje serce znacząco przyspieszyło przez kipiącą złość, a knykcie na pięściach, które z całej siły zaciskałam na pewno pobielały. Byłam na granicy. Na cienkiej granicy, którą po prostu przestałam w pewnym momencie widzieć. I ignorując obrzydzenie związane z jego krwią na twarzy... mocno go pocałowałam. Z całą złością, wręcz nienawiścią i bolesną bezsilnością, którą mnie napełniał przez swój humor. Poruszałam się powoli, wkładając w każdy najdelikatniejszy pocałunek jak najwięcej jadu i mięłam w dłoni materiał jego ciemnej bluzy. Byłam wściekła. A on nie odpuszczał, czym cholernie mnie burzył. Odpowiadał na pocałunek z taką samą, wkurwioną mocą i na domiar tego złapał mnie za udo i boleśnie wbił w nie palce. Miałam świadomość, że rano zastanę tam sine ślady, ale nie obchodziło mnie to. Consentino był w tamtym momencie najważniejszym elementem. Ciążącym elementem.

A D D I C T I O NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz