Rozdział 16

5.2K 310 157
                                    

FAZA DRUGA

Wpatrywałam się w kłęby dymu, które swobodnie opadały na ziemię po tym spektakularnym odjeździe Zacha i nie reagowałam na otoczenie. Nie reagowałam na kumulujący się we mnie żal, nie reagowałam na drżenie ciała i na swoje nieszczęście nie reagowałam też na Williama. Podszedł do mnie i wystawił dłoń bym podniosła się z betonu.

Nie skorzystałam z jego pomocy, był ostatnim, od kogo przyjęłabym pieprzoną pomoc. Wstałam samodzielnie, na nogach jak z gumy, bo moje żyły wypełniało cholerne rozgoryczenie. Jak mógł mnie tak potraktować? Sprzedać Williamowi bez mrugnięcia okiem i po prostu odejść. W chwili gdy było tak dobrze. Tak przyjemnie i miło. Tak kurwa normlanie. Jakim skończonym kutasem był ten człowiek!? Nosz kurwa mać!

— Będziesz się gapić dopóki nie wróci? — zakpił ten niski głos, przez który jedzenie podjechało mi do gardła. — Nie bój się, to Scar, on nie wraca. On się pojawia, sieje spustoszenie i rozpływa jak bańka w powietrzu.

— Czego chcesz? — splunęłam.

Nie miałam zamiaru użalać się nad sobą przez bipolarnego skurwysyna. Oj nie.

— Nie czego a kogo — uśmiechnął się wrednie. — Przyjechałem po moją kobietę. Leonard nie będzie decydował o tym, kto penetruje twoją cipkę kochanie. Może i trochę przesadziłaś z tym otwieraniem jednoosobowego burdelu w ramach zemsty, ale powiedzmy, że jestem w stanie ci przebaczyć, bo cię kocham.

Och co za łaska mnie wzięła i po dupie posmyrała. Niedoczekanie. Oj, kurwa, srogie niedoczekanie. Minęłam ciało Jacksona, trącając go ramieniem i rzuciłam na pożegnanie:

— Leo nie będzie, ale ja owszem.

Maszerowałam przed siebie, pewnie stawiając galaretowate nogi. Kierowałam się prosto pomiędzy te opuszczone magazyny, rybne mordownie i inne pierdolstwa, na które nie zwracałam większej uwagi. Gorycz, gniew i żal. Tylko to czułam, nic a nic więcej.

— Niedoczekanie — prychnął William za moimi plecami.

Złapał mnie gwałtownie i bardzo boleśnie za nadgarstek a następnie szarpnął, w konsekwencji czego poleciałam do tyłu. Prosto w jego ramiona, którymi mocno mnie oplótł. Nie, nie, nie. Przez moje ciało przeszedł ten dobrze mi znany dreszcz, który finalnie zatrzymał się w dole mojego brzucha. Serce waliło mi w piersi, a oddech, który odbijał się od mojej szyi tworzył na niej rany. Nie mógł na mnie działać, nie miał kurwa nawet takiego prawa ten pierdolony, skończony skurwysyn!

— Puszczaj — warknęłam.

— Już nigdy księżniczko.

Przycisnął mnie do siebie mocniej i brutalnie wbił zęby w moją szyję. Szamotałam się, wyrywałam, krzyczałam i wbijałam długie paznokcie w jego dłoń. Nic to nie dało. Zrobił mi malinkę. Oznaczył w tym swoim chorym świecie.

— Jak kurwa tęskniłem — wymruczał, liżąc ten paskudny ślad po swojej przyssawce. — Moja najsłodsza. Już nigdy nie spuszczę cię z oka.

— A weź się pierdol koleś. Było minęło, jestem z Consentino — oznajmiłam twardo.

Cóż, nie spodziewałam się, że wypowiedzenie tych słów zaboli, niespo-kurwa-dzianka.

— Z tym ćpunem? — parsknął szyderczym śmiechem. — Kochanie, jeden telefon i sprzątnę go z powierzchni ziemi.

— Taka cipa z ciebie, że musiałbyś dzwonić po ludzi? Nie poradziłbyś sobie z takim ćpunem? — zadrwiłam. — Nie masz z nim szans.

A D D I C T I O NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz