Rozdział 8

736 54 69
                                    

Szymon

Obserwuję Amelię, która bawi się z Tarą. Klara nie zwraca na nich uwagi, tylko patrzy na mnie, a wyraz jej twarzy mówi sam za siebie. Martwi się, chociaż nie ma zielonego pojęcia, co się u mnie dzieje. Nic jej nie mówię. Nie chcę znowu kłamać. Podobno istnieją białe kłamstwa, ale czy świadome niemówienie prawdy nie klasyfikuje się jako zły czyn?

Troska Klary tylko potęguje wielkość moich wyrzutów sumienia.

– Wyglądasz na przybitego. Coś się stało? – pada pytanie.

Długo się powstrzymywała. Wolałbym, żeby ignorowała mój zły nastrój. Nie chcę, żeby Amelia znowu pomyślała, że to jej wina. Klara wpatruje się we mnie wyczekująco, czyli nie zamierza odpuścić, a moje milczenie wcale jej nie zniechęci – zbyt dobrze ją znam. Cholera.

– Nie teraz – odburkuję, wskazując podbródkiem na jej córkę.

– Kochanie, weźmiesz Tarę do pokoju? – zwraca się do małej.

Wzdycham ciężko.

– Tam są pająki – przypominam.

Klara wzrusza ramionami.

– Zdążyłam się przyzwyczaić. – Uśmiecha się niedbale. – Amelia je lubi, więc nie chcę pokazywać otwarcie swojej niechęci.

Dziewczynka od razu podbiega do nas, a za nią – pies.

– Wujku, możemy tam iść? Pobawię się z Tarą pod łóżkiem!

Kiwam głową.

– Tylko uważajcie na pojemnik ze świerszczami!

Tara jak zawsze ma w nosie, co mówię, bo odwraca się i biegnie do pokoju.

– Dobrze, wujku! – krzyczy Amelia, a po chwili zatrzaskuje drzwi sypialni.

– Jacy szybcy – mówi rozbawiona Klara. – Myślę, że Amelia mogłaby prześcignąć twojego psa, gdyby tylko chciała.

– Jasne! – Nagle mina mi rzednie, bo przypominam sobie o wydarzeniu sprzed tygodnia. – No właśnie. Tara była dziwna, bo parę dni temu prawie wbiegła w dziecko.

Oczy Klary robią się ogromne. Kładzie dłoń na swojej szyi i ciężko oddycha.

– Jak to?

– Rzuciłem piłką, a Tara za nią pobiegła. Dziecko było jednak szybsze, podniosło piłkę i... – Przecieram dłonią twarz. – Nic się nie stało, ale obydwoje nie potrafiliśmy się otrząsnąć, bo nigdy wcześniej... – Kręcę głową. – Teraz wybieram jeszcze większe odludzia, żeby zminimalizować ryzyko.

– A rodzice tamtego dziecka?

Odruchowo zaciskam dłoń w pięść i delikatnie uderzam nią w lodówkę.

– Spotkałem Natalię.

Klara mruga, jakby nie nadążała. Marszczy brwi, a po chwili otwiera usta ze zdziwienia.

– To było jej dziecko? – szepcze piskliwym tonem.

– Też tak na początku myślałem, ale rozmawiałem z nią wczoraj i to syn jej przyjaciół. – Uśmiecham się kpiąco. – Ale to nie zmienia faktu, że jest zajęta.

– O matko.

– Nie, nie, nie. – Unoszę dłonie. – Nie przejmuję się tym, bo nawet mnie to nie obchodzi.

– Właśnie widzę – prycha. – Jesteś przybity.

– Z zupełnie innego powodu.

– W porządku. – Opiera się biodrem o szafkę i krzyżuje ramiona. – Dlaczego masz kiepski nastrój?

Za mało (tom 2) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz