Rozdział 27

766 68 40
                                    

Natalia

Patrzymy z Szymonem na ścianę, którą próbowałam wytapetować. Zaciskam usta, gdy słyszę cichy śmiech. Odruchowo zakładam kosmyki włosów za ucho, a potem krzyżuję ręce.

– Co cię tak bawi? – syczę, spinając wszystkie mięśnie mojego ciała.

Szymon obraca głowę. W jego brązowych oczach dostrzegam współczucie pomieszane z rozbawieniem.

– Przecież już ci mówiłam, że się nie znam – dorzucam. Nie ukrywam frustracji, gdy śmiech nie cichnie. – Powiesz, co takiego karygodnego zrobiłam, czy wolisz dalej się ze mnie śmiać?

– Masz obsesję na punkcie tego remontu – komentuje z szerokim uśmiechem. – Drobne potknięcia traktujesz jak porażki. – Macha dłonią w kierunku ściany. – Podobno stosowałaś się do zasad opisanych w internecie, a tam na pewno było wspomniane o odpowiednim przygotowaniu powierzchni.

Przeklinam cicho pod nosem, co jeszcze bardziej rozbawia Szymona.

– Ominęłaś pierwszy punkt? – pyta z udawanym niedowierzaniem.

– Zdarza się najlepszym – burczę.

– Wyglądasz jak obrażone dziecko.

Obrzucam go chłodnym spojrzeniem, ale uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Widzę, jak sunie wzrokiem po całym moim ciele, wywołując skurcze w moim żołądku. Na koniec przygryza wargę i odwraca się, pocierając dłonią kark. Zerkam kontrolnie w dół, bo nie włożyłam niczego wartego podziwiania – zwykła koszulka z kolorowymi plamami po farbach i krótkie, szerokie spodenki, czyli mój zestaw remontowy.

– Dzisiaj na pewno nie zaczniemy nakładać tapety – odzywa się Szymon. – Zostawimy sobie to na jutro. Będziemy mieli więcej pracy, ale damy radę.

Biorę głęboki wdech i opuszczam wzrok, bo przyłapuję się na gapieniu na jego klatkę piersiową. Naprawdę się rozrósł. Zawsze było mi dobrze w jego ramionach.

Ganię się za głupie myśli, co nic nie daje, bo dalej na niego patrzę.

– Oceniasz czy poradzę sobie z tapetowaniem? – pyta, nie odrywając oczu od ściany.

Otwieram usta i od razu je zamykam. Obejmuję się mocniej ramionami, nie mając zielonego pojęcia, co powinnam odpowiedzieć.

– Jesteś większy – mówię, doskonale wiedząc, że moja wypowiedź jest ryzykowna.

– Większy? – powtarza z lekkim rozbawieniem, zerkając na mnie kątem oka. – W jakim kontekście?

Zarumieniona, odwracam wzrok.

– Chodzi o twoje mięśnie – odpowiadam szybko. – Masz ich więcej.

– Ciągle tyle samo – poprawia mnie. – Po prostu zwiększyły swoją objętość. – Wzrusza niedbale ramionami. – To wynik systematyczności i ciężkiej pracy.

Ściągam brwi.

– Nigdy nie widziałam, jak ćwiczyłeś, chociaż mieszkaliśmy razem tyle czasu.

Szymon obraca się do mnie przodem i ponownie lustruje wzrokiem.

– To czas, gdy znęcam się nad moim ciałem i nie potrzebuję widowni. – Drapie się po głowie. – W obecnym mieszkaniu nie mam już tyle miejsca w sypialni co kiedyś, ale nie chciałem wprowadzać nerwowej atmosfery. Unikałem chodzenia bez koszulki, chociaż tak mi jest wygodniej, a przy okazji nabawiłem się lekkiej kontuzji ramienia, bo źle oceniłem odległość między moim ciałem i łóżkiem.

Za mało (tom 2) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz