Rozdział 20

871 68 6
                                    

Natalia

Budzi mnie ból szyi. Otwieram oczy i automatycznie wciągam powietrze, co nie jest dobrym pomysłem, bo mój nos dotyka skóry Szymona. Podnoszę głowę i przełykam z trudem ślinę, przyglądając się spokojnej twarzy wciąż pogrążonej we śnie. Moje ciało oplatają ramiona. Uścisk jest na tyle mocny, że mogę jedynie pomarzyć o uwolnieniu się. Zerkam na Tarę, która dalej śpi. Nie mam przy sobie komórki, więc nawet nie mogę sprawdzić godziny. Chyba cała nasza trójka miała bardzo mocny sen, skoro nie obudziły nas fajerwerki. Psa rozumiałam, bo był na środkach uspokajających, ale ja? Aż tak dobrze było mi w ramionach Szymona?

Dlaczego pozwoliłam sobie na coś takiego? Co pomyślałby o mnie Kuba? Co ja w ogóle wyprawiam?

Powinnam wrócić do szukania mieszkań. Najlepiej od zaraz. Nie mogę tu być. Mieszkać z mężczyzną, którego kiedyś kochałam. Nie chcę się zastanawiać, dlaczego Szymon zgodził się na ten idiotyczny pomysł. Kierowały nim wyrzuty sumienia?

Nasza wczorajsza rozmowa wywołała tylko niepotrzebny chaos w mojej głowie. Już sama nie jestem pewna tego, co dokładnie wydarzyło się dwa lata temu. Nie byliśmy ze sobą szczerzy, co w dużej mierze było moją winą. Nie chciałam poruszyć tematu przeszłości. Kuba złamał mi serce – to wystarczy.

– Szymon – mówię głośno.

Zero reakcji.

– Szymon!

Znowu nic, dlatego kładę dłoń na jego ramieniu i delikatnie nim potrząsam. Dalej nie reaguje, co jest dziwne, bo łazienka kompletnie nie nadaje się do spania. Tara i ja byłyśmy tylko dodatkowym ciężarem. Wytrzymał w tej pozycji kilka godzin. Mnie boli tylko szyja – na ten moment. Jeszcze nie jestem pewna, czy w ogóle będę potrafiła wstać.

Biorę głęboki wdech i przesuwam dłoń na szyję Szymona. Moje palce zahaczają o włosy. Zamieram, bo w ogóle nie powinnam go nawet dotykać. Nie w ten sposób. Chcę cofnąć rękę, ale Szymon łapie mnie za łokieć i przyciska go do swojej klatki piersiowej.

– Zostań – szepcze zaspany, nie otwierając oczu. – Jest jeszcze wcześnie.

– Siedzimy w łazience – przypominam.

Szymon powoli unosi powieki. Najpierw rozgląda się wokół, a dopiero potem patrzy na mnie. Nasze twarzy już dawno nie były tak blisko. Uścisk ramion się rozluźnia, więc od razu się podnoszę. Ręce Szymona przesuwają się wolno po mojej talii, ale odpuszczają, gdy robię kilka kroków w tył. Rozbudzona Tara podnosi łeb. Wygląda lepiej niż wczoraj. Zamiata ogonem podłogę, co wywołuje mały uśmiech na mojej twarzy.

Czuję na sobie spojrzenie Szymona, ale nie zamierzam na niego patrzeć. Nie wiem, co mu chodzi po głowie i nie chcę wiedzieć.

Kucam i drapię Tarę za uszami.

– Natalia?

– Tak? – Nie odrywam wzroku od psa, który podchodzi do mnie, trochę niepewnym krokiem, co pewnie zawdzięcza tabletkom uspokajającym. – Chyba powinniśmy się ogarnąć.

– Jasne – mówi cicho Szymon.

W jego głosie wyłapuję nutkę zawodu, ale czego oczekiwał? Polepszenia relacji, która już dawno przestała istnieć? Trudno nazwać nas choćby kumplami. Jesteśmy tylko... znajomymi.

Kątem oka obserwuję, jak wstaje i wychodzi. Nie komentuję tego. Tara szybko mi umyka, zapewne mając zamiar dołączyć do swojego właściciela.

Opuszczam nisko głowę.

– Co ty wyprawiasz? – pytam cicho samą siebie.

Nie potrafię odpowiedzieć na to proste pytanie.

Za mało (tom 2) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz