Rozdział 17

1K 62 25
                                    

Szymon

Nie odrywam oczu od Natalii, która siedzi na fotelu i głaszcze podekscytowaną Tarę. Wydaje się nieobecna, a jej ruchy – mechaniczne. Myślami jest daleko stąd. Czuję niepokojący ciężar na żebrach, bo jeśli wyglądała tak również po naszym zerwaniu... Nie wybaczyłem sobie tego, co zrobiłem. Złamałem jej serce, chociaż wcale tego nie chciałem.

Przypomniałem sobie wszystkie rzeczy, o których wtedy myślałem.

Miałem cholerną nadzieję, że znajdzie kogoś, kto będzie w stanie dać jej tyle miłości, na jaką zasługuje. Brałem nawet pod uwagę Kubę. Cholera, chciałem, żeby to był on! Kochał ją od samego początku, a ona musiała tylko to zauważyć.

No i zauważyła. Pokochała. Pewnie planowała wspólną przyszłość. Poznał jej rodziców i siostrę. Zabierała go do swoich przyjaciół, gdzie spędzał czas z ich synem.

Mimowolnie zaciskam dłonie w pięści.

Był wszędzie tam, gdzie ja być nie mogłem.

Biorę głęboki wdech i oczyszczam głowę ze zbędnych myśli. Nie mam już wpływu na przeszłość, mogę jedynie starać się pomóc zranionej Natalii, dlatego podchodzę do niej i kucam. Zerkam z wdzięcznością na Tarę, która siedzi grzecznie na podłodze, pozwalając się głaskać, chociaż energiczny ruch jej ogona świadczy o tym, że najchętniej rzuciłaby się na Natalię i zalizała ją na śmierć. Jej psia empatia cały czas mnie zaskakuje.

Przenoszę wzrok na Natalię, a ciężar na żebrach zaczyna utrudniać mi oddychanie. Z bliska wygląda na wyczerpaną, smutną... Mam wrażenie, że za chwilę rozpadnie się na kawałki. Chcę ją przytulić, ale nie mam pewności, czy właśnie tego ode mnie oczekuje, czy w ogóle mi na to pozwoli.

– Chcesz pogadać? – pytam ostrożnie, błądząc wzrokiem po jej bladej twarzy.

Powoli kręci głową, więc zaciskam zęby, bo nie powinienem nalegać. Nagle jej oczy zachodzą łzami. Skupia na mnie wzrok, a kilka łez spływa po bladych policzkach.

– Przepraszam.

Chcę ją dotknąć. Naprawdę tego, kurwa, chcę.

– Nie masz za co przepraszać – mówię szybko, splatając dłonie, żeby mnie nie korciło. – Nie będę naciskał, ale jeśli...

– Dobrze – wpadała mi w słowo. – I dziękuję.

Nie pytam, dlaczego nie pojechała do swojej rodziny albo przyjaciół. Nie pytam już o nic więcej. Powoli się podnoszę z zamiarem odejścia, ale przypominam sobie o najważniejszej rzeczy: miejscu do spania. Moja kawalerka nie jest duża, dlatego w części kuchenno–jadalnio–salonowej mam tylko jeden fotel, na którym można spać, bo jest rozkładany. Natalia jest drobna, więc powinna mieć wystarczającą ilość miejsca.

Ani przez chwilę nie pomyślałem o swojej sypialni. Spanie w moim łóżku to przegięcie. Po rozłożeniu zajmuje trzy czwarte pokoju, ale co z tego?

– Skoro będziesz tu nocować, to musimy...

– Mogę spać na ziemi – mówi drżącym głosem, nie patrząc na mnie. – Wystarczy ciepły koc. Moja kurtka jest bardzo gruba, więc sprawdzi się idealnie jako poduszka...

– Moment – przerywam jej, bo zaczęła tak szybko mówić, jakby chciała mnie za wszelką cenę przekonać, że niczego więcej ode mnie nie chce niż tylko kawałka podłogi. – Ten fotel, na którym siedzisz, można rozłożyć. Nie wiem, czy wygodnie się na nim śpi, ale powinien się nadać. – Na krótką chwilę zaciskam zęby, zastanawiając się, czy mam jeszcze coś dodać. – Mamy zimę. Nie pozwoliłbym ci spać na podłodze.

Za mało (tom 2) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz