trzydzieści

197 24 74
                                    


Elżbieta była zdziwiona tym, że dostała swoje apartamenty na dworze. Do tej pory była zapraszana na niego bardzo rzadko i zazwyczaj nie zostawała na noc. Ta decyzja pana ojca była nieco dziwna, jak gdyby nie do końca należała do niego...

– Jego Królewska Mość oznajmił, że chciałby spędzać więcej czasu ze swoimi dziećmi. – Oznajmiła jej guwernantka Kat Ashley. – Kiedy spotkasz go, okaż mu wdzięczność za zainteresowanie i rodzinne ciepło...

Coś tutaj jej nie pasowało. On nigdy nie chciał spędzać czasu z nią i z Marią, robił na ich widok takie dziwne, skwaszone miny, odprawiał je z komnaty tak szybko, jak się dało, lub sam wychodził pod pretekstem spełniania swych królewskich obowiązków. Czyżby mógł tak nagle się odmienić? A może lękał się, że mógł iść do piekieł za zaniedbanie więzi z krewnymi? W końcu był już dość wiekowym człowiekiem, po pięćdziesiątym roku życia. Większość ludzi mająca tyle wiosen odchodziła z tego świata, nikt, kto dożył tych lat nie mógł narzekać, że natura nie obdarzyła go zdrowiem...

– A Jej Królewska Mość, Katarzyna, zaprosiła cię do siebie na wieczerzę. Na twoim miejscu udałabym się tam.

– Chyba wolałabym się położyć, jestem zmęczona, może jutro... – Eli często miała opory w poznawaniu nowych ludzi i nieco obawiała się, jaka mogła być nowa macocha, więc wolała użyć tejże wymówki. Nawet jeśli wiedziała, że jeszcze nie zaśnie i będzie przewracać się w łóżku i ciemności kilka godzin, umierając ze znużenia.

– To jeszcze niemożliwe. Jak widzisz, służba ma jeszcze nieco pracy z wypakowaniem twoich kufrów. Powinnaś też spożyć coś przed snem, nie sądzisz?

Rudowłosa pokiwała głową. Wiedziała, że i tak musiałaby niegdyś ją poznać. Miała jednakże nadzieję, że gdyby obecnego dnia uniknęła tego, królowa obiecałaby jej, że zobaczą się jutrzejszego, a potem coś wydarzyłoby się i zapomniałaby. Przecie wiedziała, że raczej zaprosiła Eli z racji dyplomacji, chęci trzymania poprawnych relacji z każdym w pałacu oraz litości. Nie wydawało jej się, że mogła specjalnie ją obchodzić.

– Tylko nie jedz za dużo miodu i mięsa. To niezdrowe. – Przestrzegła Kat, ponieważ do takiego wniosku doszedł ostatnio jeden z ważniejszych, angielskich medyków.

– Na obchodach Bożego Narodzenia nie widziałam, by Jego Królewska Mość to praktykował. – Niewiasta wzruszyła ramionami. Kochała mięsiwo i słodkie smaki, a przeciwnie do jej pana ojca te wcale nie szkodziły jej sylwetce. Była bardzo szczupłą niewiastą, może nawet zbyt wątłą jak na renesansowe standardy urody; marzyła o tym, by mieć większe piersi i pełniejsze biodra oraz mniej umięśnione, niekwadratowe ramiona.

– Eli! Nie tobie oceniać decyzje Jego Królewskiej Mości!

– Ale ja ich nie oceniam, ja go naśladuję... – Odpyskowała inteligentnie.

Elżbieta coraz bardziej nie znosiła wzroku ojca. Tego, jak wrogo i nieprzyjemnie lustrował ją, krzywił się z niesmakiem. I wcale nie była szczęśliwa, że musiała mieszkać na jego dworze, a nie z siostrą w wiejskiej posiadłości. Będzie musiała widywać się z nim raczej każdego dnia.

Niekiedy myślała o tym, że zazdrości Edwardowi. Edward słabiej radził sobie z nauką i jego guwernantki musiały z nim więcej pracować, by pojął niektóre rzeczy, a to i tak Elżbieta miała być leniwą i głupią. Eddie wciąż pyskował i krzyczał, co bawiło ojca, zaś kiedy Eli tylko spuściła wzrok, lecz nigdy nic nie mówiła, wrzeszczał i złościł się. Chciałaby być nim. Chciałaby, aby Jego Wysokość ją miłował.

Kat, która nie znalazła żadnych argumentów przeciw swej wychowance, uniosła oczy do góry i rzekła:

– Idźże już do tej królowej...

🏵 Elżbieta 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now