siedem

451 52 100
                                    


Kat Howard nie wiedziała czy pokochałaby Franciszka Derehama, sekretarza Księżnej Wdowy, niegdyś jej wychowanka, gdyby nie był pierwszym chłopcem, który zwrócił na nią uwagę.

Miała ledwo czternaście wiosen i dopiero co zaczęła podobać się mężczyznom. Zazwyczaj nie byli to przystojni, odpowiedni dla jej wieku jegomoście a starsi, siwi ze zmarszczkami, którzy mogliby zostać jej ojcami, a nawet i dziadkami, których napotykała gdy z jakiegoś powodu odwiedzali Księżną Wdowę. Kiedyś atencję ku niej zwrócił jakiś nieco młodszy, lecz szczerbaty oraz cuchnący jakimś mocniejszym trunkiem.

Franciszek pachniał, miał pełne uzębienie, może nie najmodniejszy i najwystawniejszy, lecz schludny strój. Może opinał mu się na nieco wystającym brzuchu, a na dużej, szerokiej twarzy miał kilka wyprysków, lecz nie był tak brzydki, jak mógłby być. I miał tylko siedemnaście wiosen. I wciąż mówił Kat, że była bardzo piękna.

Był to pierwszy raz, gdy ktoś przemawiał do niej w ten sposób. Czy to dziwne, że bardzo się tym uradowała? Czy to dziwne, że tak bardzo go za to polubiła?

– Kat... – Zapytał jej, gdy zauważył ją gdzieś na korytarzach. Złapał ją za jej zgrabne, dziewczęce ramię.

– Franciszku... – Dziewczyna rozejrzała się nerwowo. Księżna zabraniała im jakichś rozmów z innymi mężczyznami. Przysięgła, że jeśli przyłapie którąś z nich, dostanie za to ogromne lanie. O dziwo nie dowiedziała się, że niemal każdej nocy do ich wielkiego pokoju, kilku najstarszych dziewcząt przychodziło potajemnie paru jegomości. Często bardzo jęczeli i hałasowali, przez co nie mogła spać. Nie mogła jednak naskarżyć o tym Księżnej. Niegdyś, gdy poprosiła je aby byli ciszej i napomknęła, że Księżna byłaby na nie bardzo rozgniewana, jedna z nich złapała Kat za szyję, przycisnęła ją do ściany. Powiedziała, że jeśli kiedykolwiek rozpowie o tym komuś spoza ich pokoju, przysięga jej, że ją udusi. Albo uczyni jej taką krzywdę, że Kat samej odechce się żyć.

– A może ja nawiedziłbym cię nocą? Słyszałem, że niektórzy znajdują sposób, by do was wchodzić... – Uśmiechnął się promiennie.

Przyjść do niej nocą? I będą czynić to, cóż te dziewczęta z tymi chłopcami? Nie. Nie, nie, nie.

Milczeli chwilę, patrząc na siebie. Mina Franciszka robiła się groźna i jakby poddenerwowana.

– Wiesz, Franciszku, sądzę, że...że nie. Nie mam na to chęci...

– Wiesz co, Kat, to bardzo smutne. – Odrzekł jej na to. – Przecież zawsze kiedy się spotykamy, pokazuję ci, jak bardzo cię lubię. Mówię o twojej urodzie. A ty nie masz chęci spędzić ze mną nocy...

Nie musiał długo rozprawiać. Twarz Kat od razu zdawała się pożałować, że mu odmówiła.

– Wiesz, jest mi przykro. Jestem zraniony. Potraktowałaś mnie bardzo niegrzecznie. Czy adorujący cię mężczyzna nie zasługuje na uprzejmość?

Kat nie znała się na takich rzeczach, jeszcze nigdy nie poznała żadnego chłopca. Może rzeczywiście aby być miłym należało zaprosić go do łoża?

– No...No, dobrze, przyjdź dzisiaj, jeśli chcesz. A teraz muszę już iść. Przepraszam. – Doprawdy lękała się, że Księżna Wdowa mogła ich dostrzec.

– Będę dziś o ósmej wieczorem! – Krzyknął.

– Franciszku, błagam, ciszej...

– Nie mogę się doczekać aż ujrzę cię bez gorsetu! Czy ty wiesz, co robię, gdy siedzę na osobności i sobie ciebie wyobrażam? – Krzyknął jeszcze głośniej i dosadniej. Nie posłuchał jej. Może gdyby Kat umiała mówić głośniej i bardziej stanowczo, to byłoby inaczej?

🏵 Elżbieta 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now