epilog

230 23 54
                                    


Eli przebudziła się nad jaśniutkim, słonecznym ranem. Od razu po przebudzeniu zdawała sobie sprawę, że miało nadejść coś wielkiego i wspaniałego, zwłaszcza, że odwiedził ją duch jej pani matki. Dziwnie spokojny, poruszony, jakby szczęśliwy, nie rozkrzyczany. Ubrany nadmiernie elegancko, jakby na jakąś okazję.

– Moja droga...Dzisiejszego ranka nadejdzie najważniejszy dzień twojego życia. I szkoda, że nie najpiękniejszy mojego...ale przynajmniej mogę go obserwować! Jako twoja matka muszę dać ci kilka rad. Jak bardzo chciałabym teraz podejść, ująć twoje dłonie i cię utulić...

Elżbieta zdziwiła się – czyżby to tej nocy Maria wyzionęła ducha? Szkoda, że nie mogła z nią być, choć pewnie by jej na to nie pozwoliła. Uważała, że to niekrólewskie, by pokazywać się komukolwiek, nawet rodzinie, w złym stanie. A poza tym od dłuższego czasu nie chciała widzieć się z siostrą.

– Tak, Elżbieto, jeszcze nikt o tym nie wie, lecz od teraz to ty panujesz Anglią. Rozumiesz?! Córka Anny Boleyn rządzi Anglią! Anna Boleyn ostatecznie wygrała! Nie żaden chłoptaś głupiej dzieweczki, nie żadna hiszpańska matrona! Ja! Ty i ja!

Eli uśmiechnęła się. Była tak żywa, kiedy się czymś radowała.

Poczuła też wielkie podekscytowanie. Choć wiedziała, że władza nie równała się szczęściu i znała historie wielu królowych, każdą pełną łez i zawodu.

– Wiesz, że jestem już doświadczona. Znam wiele niewiast i sama sporo przeżyłam. Chciałabym ci poradzić, jak masz postępować i podzielić się moimi błędami, byś się nie zgubiła. Możesz pomyśleć, że stara matka ględzi, w dodatku skończyła jak skończyła, lecz daj mi wiary, lepiej jeśli mnie posłuchasz.

Twój Robert to dobry chłopak, lecz nie oddawaj mu całej siebie. Tego nie wolno robić w przypadku mężczyzn. Całe życie bądź dla niego zagadką, tajemnicą, nie czymś, co otrzyma. Słuchaj tylko siebie i własnych myśli. Nigdy nie ufaj mu w pełni. Nie ufaj w pełni żadnemu mężczyźnie. Oni wszyscy z początku wydają się inni, czuli i opiekuńczy, a później zgrzytasz przez nich zębami. Nigdy nie masz pewności wobec żadnego z nich...

Władza! Pamiętaj, Eli, że to ty rządzisz. Nie oddawaj nikomu swojej władzy. Nikt nie wie lepiej niż ty. Bierz pod uwagę rady doradców, mądrych ludzi, ale decyduj, miej ostateczny głos. Nikt nie jest mądrzejszy od ciebie. To ty jesteś królową. Panią Anglii i panią własnego życia. I musisz nią być. Musisz, zapamiętaj!

Ach, jestem z ciebie taka dumna, moje kochanie...

***

Wreszcie się dowiedział, jak to jest nie być rozpuszczonym, posiadającym wszystko paniątkiem myślała Eli chwilę, gdy szła w kierunku niedawno uwolnionego Roberta. Zainicjowali spotkanie po tym, jak Maria umarła i oboje zostali uwolnieni z więzień. Wybór wieczoru nie był dobrym pomysłem – był listopad, niemal grudzień, więc mróz i koszmarny, zimny wiatr dawały o sobie znać.

Jej satysfakcja trwała jednak krótką chwilę. Po niej zrobiło jej się go żal. Nie po wychudzonej sylwetce, nie po worach pod oczami, a po wyrazie twarzy i braku błysku w oczach dostrzegła, że w tym chłopaku pozostało już niewiele dawnego Dudley'a.

Jego oczy zaiskrzyły jednak przez moment, gdy ją ujrzał.

– Czy już mam się przed tobą kłaniać, Madame?

– Padnij do kolan, Robercie!

– Z wielką chęcią!

Czarnowłosy pokłonił się jej. Podała mu dłoń i przez chwilę miała ochotę się roześmiać, lecz prędko pojęła, że od nocy, gdy jej siostra odeszła do niebios padanie przed nią nie było żadnym dowcipem. Należało jej się to. Była władczynią.

🏵 Elżbieta 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now