sześć

521 58 133
                                    


Król tego dnia postanowił urządzić turniej rycerski, który nawet spodobał się jego nowej żonie; miło było patrzeć na tych wszystkich młodzieńców, którzy najeżdzali na siebie na koniach. Do momentu, gdy któryś z nich upadł, zaczął strasznie krzyczeć z bólu i dwóch innych musiało zebrać go z areny.

Były to niestety częste uroki tych pojedynków. Jeden z przyjaciół króla, który w nich uczestniczył, stracił niegdyś oko. Lecz przynajmniej zachował życie! Byli tacy, którzy spadli z konia, uderzyli niefortunnie w głowę i już skończyli swój żywot. Albo tacy, których wściekłe zwierzę po zrzuceniu postanowiło przejechać...

I przecież sam Jego Królewska Mość niegdyś miał okropny wypadek w czasie turnieju. Spadł z konia i to właśnie przez to na jego nodze wyrósł ten wielki, śmierdzący wrzód, który nie chciał się zagoić, choć medycy próbowali wszelkich możliwych rzeczy, by go wyleczyć. To właśnie przez niego nie mógł się już więcej tak sprawnie poruszać; nie było już szans, by pędził prędko na koniu, uczestniczył w kolejnych turniejach, biegał i uprawiał inne, najróżniejsze sporty. Ambasadorowie powiadali, że już wcześniej przybrał na wadze, jak większość mężczyzn w średnim wieku, jednak odkąd przestał ćwiczyć, jego postura stała się tak pulchna, że francuscy dyplomaci pisali król Anglii jest tak gruby, że dwóch najtęższych mężczyzn w kraju mogłoby wejść w jego spodnie.

– Ciamajda. – orzekł na widok zmasakrowanego mężczyzny Jego Wysokość, wcale nie zmartwiony tym zdarzeniem. – Ile on mógł mieć lat!? Z dziewiętnaście!? Za moich czasów to było nie do pomyślenia, żeby taki młody chłopak tak się wywracał!

Niektóre jej damy dworu też zdawały się być rozbawione tym zdarzeniem; strasznie chichotały i użyły tego samego słowa, którego użył król. Nie znała go, ale jakoś czuła, że oznaczało to coś nieprzyjemnego.

Dlaczego one to czyniły? Przecież to było bardzo smutne...

– I wyobraźcie sobie, że któraś z nas mogłaby wyjść za niego za mąż.

– Chyba prędzej poszłabym do klasztoru...

– Klasztorów już nie ma, idiotko!

– To musiałabym chyba się zabić.

Potem Miłościwy Pan pośmiał się jeszcze z paru chłopców, tego, jak to mizernie i niemęsko wyglądali, a gdy jego siostrzeniec, młody Charlie wszedł na arenę, wrzeszczał na niego tak, że zszedł z niej ze łzami w oczach.

– On chyba jest jakimś bękartem. Moja siostrzyczka się puściła. Moja krew i krew Charles'a nigdy nie poniosłaby takiej porażki! Porażki, właśnie! Chłopcze, jesteś p o r a ż k ą!

Potem wszyscy poszli do pałacu na wieczorną ucztę. Anna próbowała przy kolacji pomówić ze swoim mężem. Skoro skonsumowali to małżeństwo, to naprawdę byli mężem oraz żoną. Powinni być sobie bliscy. I się ze sobą przyjaźnić. Po cichu przemknęło jej nawet przez myśl, że mogliby się pokochać, jednak wiedziała, że raczej nie było to możliwe.

– Dobra galaretka, Wasza Królewska Mość – pochwaliła śliczny deser, który miał kształt Hampton Court, ulubionego królewskiego pałacu. Bo król chyba lubił jedzenie.

– Wiem, że dobra. – warknął w odpowiedzi, jakby uczyniła coś złego, mówiąc komplement. – Przyrządziła ją moja najlepsza kucharka. Stara baba, gruba, z brzydkim ryjem, ale robi takie dobre ciasta, że aż kupiłem jej własny dom, by nie przestała.

– Dom dla kucharki? To bardzo hojne, Miłościwy Panie...

Może nie był aż tak złym i nieprzyjemnym człowiekiem, jakim się wydawał? Może zachowywał się tak przez nieufność i smutek, jakie towarzyszyły mu przez jego historie z niewiastami?

– A co?! Ledwo wzięłaś ze mną ślub, a już chcesz mi mówić, na co będę wydawać pieniądze!?

Odburknął jej tak nieprzyjemnie i zrobił taką minę, że zamilkła i zamiast patrzeć więcej na jego twarz, zaczęła przyglądać się sali.

Większość służby tańczyła; dworzanie podchodzili do różnych dam, zazwyczaj tych najmłodszych i najurodziwszych. I prosili je do tańca. Wychodziło im to naprawdę przepięknie. Pomyślała, że nawet by do nich dołączyła, ale nie znała jeszcze dobrze angielskich tańców, więc zapewne pomyliłaby kroki i zepsułaby całe to widowisko. Właściwie w ogóle nie znała tej rozrywki. Księżniczki z niektórych państw pobierały nauki od specjalnych nauczycieli, jednak jej brat uznał, że były one zbędną rozpustą dla duszy. Poza tym, król ze swoją nogą z pewnością nie da rady z nią zabawić.

– Charlie!

Ryknął do tego miłego, wysokiego młodzieńca, który rozmawiał z nimi na weselu. Chłopak podszedł do nich z opuszczoną głową i chyba cieniami pod oczami po łzach. Nie miał zbyt dobrego nastroju, po tym jak jego król i wujek nazwał go pizdą i ciamajdą.

– Wasze Wysokości... – przywitał się i odgarnął kilka bardzo gęstych kosmyków kasztanowych włosów z czoła.

– Skoro twój ojciec nie chce się tobą zająć tak, jak powinien i uczynić z ciebie mężczyzny, ja muszę to uczynić! Koniec z tymi ucieczkami i dyrdymałami! Znajdziesz sobie babę! I nie kiedyś, nie wtedy, gdy coś zjesz! – przedrzeźnił go bardzo prześmiewczym i niesympatycznym tonem. – Wybierzesz sobie ją tu i teraz! Jest ich pełno, na pewno kilka przypadnie ci do gustu! Sam bym kilka z nich wyruchał...

Chłopak zatrząsł się. Jego pan ojciec już kilkukrotnie usiłował odnaleźć mu małżonkę, niewiastę, na której widok mogłoby mu prędzej zabić serce. Wskazywał mu niewiasty z jasnymi, ciemnymi i miedzianymi włosami, krąglejsze, prostsze w budowie, szczupłe i pulchne. Piękności z regularnymi rysami i dziewczęta o oryginalnej urodzie. Młódki w jego wieku oraz dojrzałe, pełne wdzięku panie. W końcu sam czasem żenił się z ubogą czternastolatką, a czasem zapraszał do łoża sześcdziesięcioletnią austriacką arcyksiężną. Kiedy Charlie znowu kręcił głową i oznajmiał, że żadna nie przypadła mu do gustu, wzdychał bardzo ciężko. Było mu przykro, że tak go zawodził, jednak nie umiał zmusić się do pokochania żadnej dziewki. Czy naprawdę należał przez to do tak mało męskich?

Uznawał jednak, że nie zamierzał zmuszać go do niczego i odchodził. Inaczej było z królem.

On nie ustąpi! pomyślał, patrząc na jego uporczywy, rozwścieczony wzrok.

– To...to może ta?

Wskazał dłonią na ładną blondynkę z błękitnymi oczami, długimi rzęsami i wypukłymi ustami.

– Ta powiadasz?

Był pewien, że król miał zamiar nakazać mu poprosić ją do tańca albo zawołać ją by powiedzieć jej, że musi zatańczyć z jego siostrzeńcem. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Wuj Henryk jakby zmienił zamiary!

Królowa zauważyła, że spoglądał na tę dziewczynę zupełnie inaczej niż na nią. W jego oczach dostrzegła iskierki zachwytu, a nie niechęci. Nawet uśmiechnął się delikatnie, nie był już tak niezadowolony. Nie wiedziała dlaczego, ale sprawiło to, że zrobiło jej się duszno, zachciało płakać i poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją w miejsce, gdzie było jej serce.

– Culpeper! – ryknął do służącego, a mężczyzna wywrócił oczami i podszedł. – Czy wiesz, z jakiego rodu ona pochodzi?

– To Katarzyna Howard. – odparł młodzieniec, wszak ostatnim czasem mówili o niej z innymi dworzanami. Założyli się nawet, który z nich jako pierwszy ją zaliczy. – Z rodu księcia Norfolk.

Henryk pokiwał głową.

– Podejdź do niej i rzeknij jej, że chcę ją widzieć dziś o ósmej w moich komnatach. I oczywiście nikomu o tym ani słowa!

🏵 Elżbieta 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now