trzydzieści jeden

203 24 72
                                    


Edward Seymour był pewien, że niedługo posmakuje rządów państwem, bycia prawie, że królem. Prawdziwy władca bowiem wyjeżdżał na wojnę. Czy jako wuj księcia Edwarda, najbliższa, dorosła persona Jego Królewskiej Mości nie powinien otrzymać takiej roli? Któż inny był tego godny, jeśli nie on?

Siedział na obradach parlamentu, który dyskutował o owym przedsięwzięciu, ledwo wstrzymując się przed wierceniem na krześle. Tak bardzo pragnął usłyszeć, że to on został tym całym regentem, że to on otrzymał nieco władzy w Anglii! Tak musiało się stać! Musiało, musiało, musiało!

Celem wyprawy było Bolougne. Ziemia, która nieustannie zmieniała naród. Najpierw należała do Anglików, później zaś do Francuzów. Następnie podbijali ją Anglicy, później znowuż trafiła do Francji. I oba państwa były przekonane, że powinna należeć do nich.

Wszyscy byli pewni, że Jego Wysokość pośle jedynie żołnierzy na wrogie ziemie i sam nie postanowi walczyć. Któż przy jego zdrowiu odważyłby się na tak długą podróż, stres i wielkie emocje, wojowanie? On jednak postanowił wyruszyć ze swoim wojskiem. Nie była to nazbyt rozsądna decyzja. Wszyscy doskonale wiedzieli, że wyprawa w jego stanie mogła, a nawet miała duże szanse zakończyć się tragicznie, nikt jednak nie odważył mu się tego powiedzieć. Wątpić w siłę, możliwości Jego Królewskiej Mości? Czy to przypadkiem nie było zdradą? Chyba nikt nie chciał zastanawiać się, cóż stałoby się, gdyby na głos pomyślał o praktycznej stronie sprawy i spytał Henryka, jak ze swoją posturą oraz nogą zamierzał dosiadać konia czy uciekać przed ostrzałami...

– Moi Drodzy Lordowie...Sprawą oczywistą jest, że na czas mego wyjazdu będę musiał wyznaczyć regenta.

Edward Seymour już odsunął to już tak bardzo ciążące mu krzesło i powstał, gotów skłonić się i podziękować za tak wielkie wyróżnienie.

– Seymour, co ty, masz robaki w tej chudej dupie?! Regentem, a właściwie regentką na czas mej nieobecności zostanie moja najdroższa, umiłowana małżonka, Katarzyna.

***

Katarzyna była niesamowicie zdziwiona tym, że jej małżonek mianował ją regentką. To przecież prawie tak, jak gdyby była królem! Zawsze słyszała, że był przeciwny udziałowi niewiast w polityce.

– To chyba znaczy, że ci ufa. Bardzo ci ufa. – Mówiła jej siostra, kiedy rozczesywała jej rano włosy. – Ma do ciebie respekt. Szanuje cię i uważa za kogoś godnego siebie.

– Ale dlaczego?

Królowa powstała z siedzenia i wyciągnęła dłonie, a jej krewna podała jej świeżą, doprowadzoną do czystości przez królewską praczkę koszulę. Nałożyła ją na ciało.

– Cóż, ja bym się nie dziwiła. Jesteś chyba jedną z najbardziej szczerych mu osób. Większość, jeśli nie wszyscy nasi panowie tylko myśli o tym, jak najwięcej od niego wydobyć. Schlebiają mu się jak mało kto, ale naprawdę go nie szanują. Król jest trudną i osobliwą personą, lecz mimo swego prostackiego obycia nie jest głupcem i wie o tym.

Następnie Katarzyna nałożyła na siebie gorset, jej siostra zawiązała go, a później podała jej spódnicę w złote róże i pasującą do niej górę.

– Możesz go teraz przekonać do bardzo wielu rzeczy...Właściwie do wszystkiego, czego tylko zechcesz. Tylko uważaj, bo jeśli uczynisz coś nieroztropnego, możesz stracić u niego autorytet.

***

– Dziękuję ci jeszcze raz, Miłościwy Panie. – Katarzyna objęła Henryka. Był to przyjacielski gest z jej strony, jednak król nie musiał zdawać sobie z tego sprawy. – Nie spodziewałam się, że zostanę obdarzona takim zaszczytem...

🏵 Elżbieta 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now