trzydzieści trzy

199 24 30
                                    


Król Henryk dawno nie czuł się taki szczęśliwy! Był w doskonałym nastroju już od wyruszenia na wojnę, jednak teraz, kiedy powracał po oblężeniu Bolougne, rechotał i wrzeszczał z taką radością, jak nigdy wcześniej.

– Winopijce głupie! Tak się panoszył ten durny król Franciszek! A co, co chłopcy?! To my zdobyliśmy Bolougne! – wrzasnął do podążającej za nim armii.

Charles Brandon jechał obok na koniu, również zadowolony. Wprawdzie to on dowodził armią, która oblężyła tę ziemię, a zwycięstwo zostanie przypisane głównie Najjaśniejszemu Panowi, lecz jego środek wypełniała duma. Nie był jeszcze taki stary, wypruty przez życie z dawnej energii i niezdatny do niczego, jak czasami mu się wydawało. Ciągle patrzył jednak na wciąż wielkie, otyłe ciało króla i modlił się, by koń zdołał go unieść do końca wyprawy. Aby tak, jak podczas wyjazdu jakimś cudem nic mu się nie stało. To było najtrudniejsze w tym całym wojowaniu, wkładanie go na pojazd. Nadworny architekt stworzył nawet do tego specjalną maszynę.

– Uwielbiam patrzeć na te wasze gładkie, radosne twarzyczki! Jesteście przyszłością tego narodu! Wy wszyscy! Kocham was, moi młodzi Anglicy! – krzyczał do młodzieńców, którzy pojechali z nimi walczyć o naród i wyjątkowo nie prawił o tym, jakimi to niedojdami nie byli, zwłaszcza w porównaniu z nim w młodości. – Niech każdy z was zawita do karczmy i powie, że król Anglii każe mu wydać wielki kufel zimnego piwska! Aaaa! – ryknął do nieba i aż zatrząsł swoim koniem, na co jego druh drgnął przerażony. – Ach, i dobrą kurwę w zestawie!

***

– Tatusiu, tatusiu! Jesteś najwspanialszy! – Edward krzyczał do ojca, kiedy się z nim witał w pałacu.

– Wyhuśtałbym cię na rękach, mój Drogi, ale nie dam rady... – Jego Wysokość skrzywił się, czując owrzodziałą nogę, która tego dnia, po całym dniu wysiadywania na koniu wyjątkowo mu dokuczała. –Mario, Elżbieto, dziękuję za kwiaty, moje damy, lecz wolałbym dobrą flaszeczkę. – rzekł z uśmiechem do córek, które wraz ze swoją macochą wpadły na pomysł obdarowania ojca bukietami. – Katarzyno, moja piękna królowo... – nachylił się do niej i pocałował ją. – Ty wynagrodzisz swego rycerza później! - zaśmiał się rubasznie.

Jej Królewska Mość skrzywiła się lekko. Tak dawno nie musiała oddawać swego ciała mężczyźnie, w którym widziała jedynie małżonka i pana, lecz nie kochanka.

– Jak dobrze, że to ty byłaś regentką. Komu innemu mogę ufać, chyba nie tym parszywym lizodupom? Idealna żona! Do tańca, do różańca! – Objął ją i posadził przy stole, przy którym mieli spożyć wieczerzę. – Moje damy, dworzanie, siadajcie!

Najbliższe damy dworu królowej oraz świta króla, która pomniejszyła się przez śmierć kilku żołnierzy na wojnie, zasiadła do dużego, nad wyraz bogato zastawionego stołu.

Eli spoglądała na swoją macochę, siedzącą dokładnie naprzeciw niej. Nie tylko bardzo ją lubiła, lecz także uważała ją za kogoś niesamowitego. Nim ojciec tu wrócił, to ona władała tym pałacem. Wydawała rozkazy, pisywała wiele listów, mówiła z lady Brandon i lady Seymour o polityce, zastanawiała się, jakie wybory byłyby najlepsze dla państwa. Do tej pory dziewczę sądziło, że było to jedynie przeznaczone mężczyznom, że niewiasty miały za zadanie jedynie tańczyć i haftować, grać na instrumentach, ewentualnie czytać jakieś księgi. Tymczasem królowa zajmowała się tak poważnymi sprawami! To było wspaniałe! I niesamowite! Chciała być taka, jak ona! Jak Katarzyna Parr!

Zastanawiała się jednak czy to było możliwe. Mogła niegdyś stać się bardzo najważniejszą spośród wszystkich i władać?

***

Tego dnia królewskie małżeństwo spędziło dosyć leniwe popołudnie; przechadzali się po ogrodach i jedli wspólnie przysmaki, które wzięli sobie do koszyczka. Henryk oczywiście znowuż pokazał, że mimo bycia królem nie zamierzał praktykować dworskich manier. Okruchy, nadzienie i inne resztki jedzenia spływały po jego brodzie oraz stroju.

Katarzyna szła u jego boku, unosząc glowe do góry i spoglądając na jego oblicze. Nie wiedziała, jak mówić z Miłościwym Panem o sprawach poważniejszych niż rodzinne, tych, które według kanonów mężczyzn nie należały do niewieścich. Bo jeszcze uchodziło, by jako opiekuńcza i delikatna małżonka troszczyła się o familię, próbowała zadbać o królewskie dzieci. Jego Królewską Mość nawet to rozczulało i zachwycało. Obawiała się jednak mówienia z nim o polityce i sprawach wiary.

– Rewelacja, nieprawdaż? Kiedy byłem mały, to się takie jadało. Pan ojciec wydawał rozkaz i przynosili mi te ciasteczka z jagodami...dawałem je dzieciom, to nie chciały! No jak to tak?!

Katarzyna również wmuszała w siebie te wypieki - nie znosiła jagód i ich kwaśnego smaku. Jadła je jednak, wszak wiedziała, że król umiał obrazić się o tak błahe sprawy.

– Wiesz, Miłościwy Panie...odkąd na chwilę objęłam rządy w kraju, zaczęłam angażować się w świat i politykę... – Zaczęła temat, ocierając fioletową maź z brody. – ...To było bardzo trudne zadanie. Podziwiam cię, Wasza Królewska Mość, że potrafisz władać naszym państwem. Utrzymać ciężar władzy na swych ramionach...ja chyba nie poradziłabym sobie dłużej. Tak dobrze, że tutaj jesteś!

Henryk zaśmiał się i objął jej szczupłe, wysokie ciało. Była naprawdę piękna, choć z reguły preferował niższe niewiasty z bujniejszymi kształtami.

– Widzisz, Katarzyno...to lata wprawy. Z dnia na dzień staję się coraz wspanialszym człowiekiem. A durni młodzieńcy uważają mnie i swych rodziców za kogoś, kogo nie warto słuchać...Tyle, że gdyby korzystali z naszych mądrych rad, nie obserwowalibyśmy już gwiazd z teleskopu, a latali i siedzieli na Księżycu...Na wycieczkę bym cię zabrał! Ślub nam tam urządził!

– Z pewnością, Wasza Królewska Mość... – Przytaknęła, choć nie była tego tak pewna. – Ja najbardziej kocham cię za twoją decyzję w sprawie oddzielenia Kościoła Anglii od Kościoła Rzymskiego...

– O, to też była wspaniała decyzja! Żaden papież nie będzie mnie pouczał, co będę robić w moim królestwie i pobierał ode mnie podatków!

Królowa znała Jego Wysokość jeszcze nie na tyle długo, by wiedzieć, że jeszcze nim zapragnął rozwodu, popierał z całego serca zarządcę Rzymu. Napisał nawet pamflet, w którym wyśmiał Marcina Lutra oraz jego poglądy, a papież w nagrodę za to nadal mu tytuł Obrońcy Wiary. Dopiero gdy głowa kościoła nie spełniła jego życzenia, zmienił swoje podejście i zaczął gardzić katolicyzmem.

– To racja, Rzym wyłudza ogromne datki, często nawet od najuboższych, za udzielenie odpustu za grzechy... – przyznała. – I nie wiadomo, na co je przeznacza...

– Na co je przeznacza!? Na zabawy i dziwki! Żadne wielkie cele, żadna jałmużna dla biedaków! Dziwki i zabawy, to tyle, co robią, moja pani!

– To bardzo okrutne. – rzekła, a potem, kiedy zauważyła, że temat zmierza ku końcowi, dodała: _ Jak dobrze, że byłeś na tyle mądrym, by nas od tego odseparować. – Henryk uśmiechnął się. – ...Czy zamierzasz, Wasza Wysokość iść dalej ze zmianami w swojej wierze?

Od tamtego popołudnia żona króla często mówiła z nim o religii w ich państwie. Czasem jej słuchał, czasami nie, czasami dyskutował nią o pewnych sprawach, lecz widać było, że jej słowa, sugestie i pomysły do niego docierały. Rozmyślał nad nimi, niektóre nawet wcielał w życie.

🏵 Elżbieta 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now