dwadzieścia

314 35 107
                                    


Robert Dudley wydawał się być dobrym, uprzejmym chłopakiem. Raczej w pełni szczerym i uczynnym. Z pewnością z niej nie drwił, z pewnością ich przyjaźń była prawdziwa...Z pewnością nie mógł odwrócić się od niej po tym po wysłuchaniu o jej uczuciach, duchu matki i tym wszystkim innym.

Nie mógł, prawda?

Zapewne w powszechny dzień, podczas którego rozumowałaby trzeźwo nigdy nie podjęłaby takiego ryzyka i nie opowiedziała mu. Była jednak niesamowicie zrozpaczona. Musiała komuś się zwierzyć! A on wydawał się być najbardziej odpowiednią ku temu osobą...

– O, Eli...

Chłopak otworzył jej drzwi do swoich apartamentów i uśmiechnął się. Miała szczęście, że akurat tego dnia oboje przybyli na królewski dwór.

– Robert...Robert... – wyszemrała i oplotła ramiona wokół jego szyji.

Jej nagłe, gwałtowne okazanie emocji zaskoczyło lecz uradowało go. Objął ją ochoczo i nie wiedział dlaczego, pomyślał sobie, że musieli ładnie się prezentować. On był śniady i czarnowłosy. Eli zaś posiadała bardzo bladą, niemal biała cerę; czasem zdarzało się, że ludzie pytali ją przez to, czy oby przypadkiem nie czuła się źle i ostrzegali, że nie potrafią wspomóc, jeżeli postanowi omdleć. Do tego miała te śliczne, rude włosy, które tak wspaniale lśniły w słońcu, na które wielbił spoglądać.

– Co się stało? – Mimo wielkiej uciechy zapytał z troską.

– Nie...nie wiem, czy to ważne...

Właściwie poczuła się już nieco lepiej, więc pomyślała, że może nie powinna mu o tym prawić. Nie wiedziała, jak mógłby zareagować...

– Tak, to ważne. Skoro już tu przyszłaś i krzyknęłaś tak rozpaczliwym głosem, to powiedz...

– Są ciekawsze tematy do konwersacji.

– Nie ma.

– Robert, doprawdy...

– Powiedz! – Miał już dość tego jej ciągłego ukrywania się przed nim. – Po prostu mi powiedz!

Rudowłosa westchnęła ciężko. Chyba nie miała innego wyboru.

– Może wejdziemy do środka, do twych apartamentów? Albo na spacer? Nie chcę, by każdy słyszał...

Czarnowłosy rozmyślał chwilę. Właściwie rozsądniej byłoby udać się do ogrodów, wszak nikt na dworze nie powinien wyrazić obiekcji wobec dwójki przechadzających się przyjaciół. Wejście Eli do jego komnat mogłoby zostać zauważone przez służbę, co stałoby się powodem do ogromu plotek. Niezamężna, młoda panienka przebywała sama u pezyjaciela w podobnym wieku? Nawet jeśli oboje byli niezwykle młodzi, wszyscy od razu mieliby skojarzenia z grzechami oraz cudzołóstwem. Jednak jako, że był młodzieniaszkiem, cechowały go lenistwo oraz lekkomyślność. Nikogo nie było w jego apartamentach, więc odsunął się od progu i zaprosił przyjaciółkę do środka.

– Słucham cię, lady – Dla dowcipu skłonił się teatralnie, kiedy już weszła i usiadła przy stole.

– Wiesz...wiesz...ostatnim czasem jestem nieco smutna...

Jej głos, jak rzadko kiedy przemienił się z obojętnego, a nawet odrobinę chłodnego na delikatny, płaczliwy.

– Zauważyłem – odparł jej, nie wiedząc, czy mógł wysilić się na bardziej delikatny ton głosu, tak, by znowu nie zesztywniała, nie zrobiła tej dziwnej miny.

– Moja matka...moja matka...Pamiętasz ten list?

Robert nie wiedzieć dlaczego, poczuł się zwyciężony. Wiedział, że on ją poruszył! Wiedział, że tylko odgrywała hardą!

🏵 Elżbieta 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now