dwadzieścia pięć

247 27 77
                                    


– Mario.

Lady Maria wpadła w wielkie zdziwienie, kiedy zobaczyła, że ojciec przyszedł złożyć jej wizytę.

Nie robił tego nigdy – spotykał się z nią rzadko, jak najrzadziej się dało i zazwyczaj nie był zbyt urzeczony, zajęty ich spotkaniem.

– Wasza Wysokość, czy ja o czymś zapomniałam?

Była wprawdzie nieco roztargniona przez bardzo bolesne comiesięczne krwawienie, lecz przecież nie zapomniałaby o spotkaniu z królem! Nie ona, nie córka króla Anglii i Katarzyny Aragońskiej! To byłoby wręcz skandaliczne!

– Nie, nie, córeczko, nie zapomniałaś. – Henryk, jak nigdy do tej pory, pogłaskał ją po jej rozpuszczonych włosach. – Przyszedłem bez zapowiedzi. Ale to chyba nie problem, prawda?

Uśmiechnął się z czułością i wszedł do jej komnat. Gdy czegoś chciał, mimo swej tuszy i podeszłego wieku umiał być doprawdy urokliwym.

– Nie potrzebujesz jakiejś nowej sukni? Albo tiary? Ach, i meble! Trochę stare te twoje meble...Wypiszę ci czek, Mary. Czas na jakieś zmiany, nie sądzisz?

Rudowłosa zamrugała oczami. Czyżby na własne oczy widziała nawrócenie? Naprawę człowieka, chęć poprawy? Złożyła ręce i uśmiechnęła się. Tato, nareszcie! Jej modlitwy, głodówki i biczowanie pomagały!

Krokiem niewiasty w zaawansowanej ciąży podszedł do fotela i upadł na niego całym swym ciężarem.

– Uświadomiłem sobie, że zostało mi już niewiele życia... – Czyli to prawda, chciał się nawrócić! – ...Chciałbym spędzić ten czas dość przyjemnie. W końcu, starcy chyba też mają jakieś prawa, prawda? Chciałbym, żebyś mnie w tym wspomogła. Siadaj, siadaj.

Maria żywo usiadła naprzeciw Jego Królewskiej Mości.

– Szukam żony. Bez obaw kochana, już bez żadnych małych, tanich kurewek. Widziałem twój wstręt do Anny i jej kuzyneczki, teraz całkowicie cię rozumiem. Prawdziwe szczęście da mi dojrzała, mądra i pobożna niewiasta. Gdzież indziej taką znajdę, jak nie w twojej świcie? Przecież wiem, że nie trzymasz na swoim dworze żadnych wstrętnych wiedźm i ladacznic, dla takich nie ma miejsca u tak prawej damy...

– A...a lady Anna z Kleve, Miłościwy Panie? Mówiłeś, że wypiękniała odkąd poznała angielskie powietrze...Jest dobra, poważna oraz cnotliwa. Sądzę, że byłaby idealną królową.

– Pytałem jej już, Mario! I wiesz co? Odmówiła. Powiedziała, że dość jej już królewskich zaszczytów, że ponoć jest zbyt skromną na bycie moją żoną i woli mieszkać sama w tym Hever! Zatem nie będę się prosił, jak nie to nie! Nie jest znowu taka cudowna, takich jak ona mogę mieć na pęczki! Będę miał lepszą!

To co, Mary? Znajdziesz mi niewiastę z tymi wszystkimi cnotami? Bez męża lub owdowiałą, aby nie było problemu z jakimiś unieważnieniami i mężami. I żeby poza cnotami była całkiem urodziwa, środek serca i takie inne nie zadowolą mego... – Król w ostatniej chwili pojął, że mówił do bardzo niewinnej córki, nie dworzanina, któremu zwierzał się lub wydawał rozkazy. – Mego...mego...no wiesz o co chodzi, chcę żonę, nie kobyłę! Zrobisz to, kochanie?

– ...P...postaram się, Miłościwy Panie.

Nowa królowa miała być piękna, dojrzała, inteligentna i cnotliwa. A skoro Maria miała ją wybrać, postanowiła, że będzie pragnęła powrotu katolickiej wiary. I być może postara się przekonać do tego ojca!

***

– Eli!

– Robert!

Można byłoby uznać to przywitanie za przyjacielskie, serdeczne gesty, gdyby nie fakt, że ułożyła się na jego ramieniu. Chwilę później zmienili pozycję. Była jedynie odrobinę niższa od niego, więc zetknęli się wspólnie policzkami. Młodzieniec rozmyślał chwilę, czy oby jej to nie przeszkadzało, lecz wcale nie przestała. Więc chyba było w porządku? Jej też podobała się ta czuła chwila?

Niewiasta wręcz miała ochotę krzyczeć, kiedy czuła jego ręce na plecach, jednak powstrzymywała się. Nie mogła go miłować. Nie mogła zezwolić sobie na takie zażyłości i słabości. To nie mogło przynieść jej nic dobrego.

– Idziemy? – spytała, wszak uścisk zaczynał ją kłopotać.

Wsiedli na konie i udali się na polowanie. Były to raczej męskie rozrywki, jednak Elżbieta je uwielbiała, może nawet bardziej niż niektórzy chłopcy. Radowała się, że towarzyszyła im Kat Ashley, jej opiekunka, wszak Robert nie mógł przy niej zezwalać sobie na zbyt śmiałe gesty w kierunku przyjaciółki.

– Dziękuję, że zdobyłaś dla mnie tę encyklopedię z biblioteki Jego Królewskiej Mości.

– Czego się nie robi dla przyjaciół. – Elżbieta specjalnie podkreśliła ostatnie słowo, by nie pomyślał sobie, że był dla niej kimś więcej.

Dostrzegła, że go to poruszyło. Przybrał zaskoczoną i zranioną minę.

– Dla przyjaciół? Bliskich przyjaciół? – Uśmiechnął się nieco figlarnie, żeby zrozumiała aluzję.

– Dobrych przyjaciół. – odrzekła wybierając słowo o jak najmniej miłosnym zabarwieniu.

Robert poczuł się, jakby ktoś o bardzo dużej i silnej ręce uderzył go z całej siły na oczach całego dworu. To było tak przykre, bolesne i upokarzające.

***

Wysoka, urodziwa dama dworu układała w komnacie lady Marii, kiedy ta zagaiła do niej. Obserwowała tego dnia swoje służki, rachowała plotki na ich temat oraz urodę, by dotrzeć do tego, która z nich byłaby najlepszą kandydatką dla jej ojca. Jedną z tych, które najbardziej wydawały jej się odpowiednie, była lady Katarzyna Parr. Zawsze zdawała jej się ułożona oraz w pełni poddana jej woli. W dodatku jej pan mąż, Lord Latimer niemal nie zginął w obronie katolickiej wiary, kiedy kilka lat temu przystąpił do buntu o nią. Z pewnością jego małżonka miała bardzo podobne poglądy do niego! A to było dla Marii najważniejszym...

– Pani. – Niewiasta skłoniła się prędko.

Dzieliło je ledwo kilka lat. To doprawdy niezrozumiałe, dlaczego Katarzyn miała już małżonka, wychowywała kilkoro jego dzieci, a tymczasem Mary jeszcze nigdy nie miała mężczyzny. Dobry Boże, czy Maria była naprawdę już tak starą?!

– Twój małżonek, Lord Latimer jest umierający, prawda? – Chciała chwilę porozmawiać o innych, lżejszych rzeczach ale poczuła zazdrość i szybko przeszła do rzeczy.

– Niestety, moja pani. To kwestia kilku tygodni...

– To strasznie przykre. Lord Latimer to bardzo prawy i porządny człowiek. Pobożny...Będę się za niego modlić, ale z pewnością trafi we właściwe miejsce.

– Temu nikt nie zaprzecza, pani. To bardzo dobry ojciec i mąż. Zawsze traktował mnie i swoje dziatki z szacunkiem. Wspierał ubogich, nigdy nie uczynił nikomu krzywdy...zawsze będę go wspominała z tęsknotą...

– Zapewne pozostaniesz samotna, kiedy odejdzie? – Maria podpytała zgrabnie, łapiąc swoją dwórkę za rękę. Obie miały załzawione oczy. – W końcu lady Małgorzata i Jan opuścili już rodzinne gniazdo...

Lady Małgorzata, córka Lorda Latimera! Kolejna niewiasta, która była w podobnym wieku do niej i już wyszła za mąż...

– Nie, nie. Nie będę samotną. – Kobieta wzdrygnęła się. Nie wypadało mówić w takiej sytuacji o tym, że już planowała kolejny mariaż z Tomaszem Seymour, prawda? – Dziękuję za troskę, lecz nie martw się o mnie, lady Mario...

– Jak mam się nie martwić? Sama wiem, że nie ma nic gorszego od samotności. Kiedy ta ladacznica, Anna Boleyn władała moim ojcem, przesiedziałam kilka lat bez żadnego towarzystwa. Pamiętaj, zawsze masz wsparcie w mojej osobie...

Katarzyna uśmiechnęła się i pokiwała głową.

– Dziękuję, lady Mario. Masz bardzo dobre serce.

– Dlaczego wcześniej nie spędzałam z tobą czasu, lady Katarzyno? Muszę cię poznać. Załóż swoją najpiękniejszą suknię. Pójdziemy na partyjkę szach do mego ojca. Nie możesz myśleć wciąż o swoich troskach i smutkach spowodowanych chorobą lorda Latimera...

🏵 Elżbieta 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now