osiem

759 51 185
                                    


Lady Elżbieta bardzo lubiła Robert'a Dudley, swojego przyjaciela z królewskiej szkoły, którą utworzono dla szlachetnie urodzonych dzieci.

Ten czarnowłosy, szczupły chłopak był bardzo mądry, mądrzejszy niż większość pacanów z ich grupy. Często mówiła z nim o książkach oraz rzeczach, które w nich wyczytali (ostatnim razem mówili o słoniach!). I właściwie było z nim wszystko w porządku, dopóki nie spotkał innych chłopców w swoim wieku. Wtedy zaczynał wrzeszczeć, biegać i wykrzykiwać słowa, za które każda guwernantka by go stukła na kwaśne jabłko.

On z kolei nie pojmował, dlaczego ojciec i brat wciąż opowiadali mu, że niby zakochał się w Eli, kiedy była to nieprawda! Bardziej podobała mu się czarnowłosa córka Lorda Seymoura, o której mówili, że ma twarz laleczki. I lady Stafford, w której nie widział nic ładnego. Ale Henry, który był najważniejszy w ich grupie chłopców, uważał, że była ładna, więc na pewno tak musiało być.

Obie jednak niezbyt chciały z nim rozmawiać i nie były dla niego zbyt miłe. Z lady Elżbietą było za to ciekawie - miło się z nią żartowało, rozmawiało, albo po prostu chodziło po ogrodach w ciszy.

– Nienawidzę się uczyć francuskiego! – krzyknęła rudowłosa, choć o dziwo była jedną z najlepszych uczennic w grupie. – To taki dziwny język...Oni to wymyślili, żeby ich wrogowie połamali sobie języki! A mój nauczyciel jeszcze mówi, że każda młoda, mądra dama musi mówić po francusku. – wywróciła brązowymi oczami.

Kiedyś ojciec zapytał jej, jak radziła sobie w szkole, a gdy powiedziała, że ma problem z francuską wymową stwierdził, że on już jako dziecko czuł każdy język. Zatem musiała skądś odziedziczyć złą krew po mamie. Kiedyś usłyszała, jak rozmawiał z Kate, jej ulubioną opiekunką i z żalem mówił, że po matce odziedziczyła lenistwo, porywczość i despotyczne zapędy.

Elżbietę zastanawiało tylko jedno: skoro jej matka była tak zła i głupia, dlaczego tak wielki, mądry i wspaniały król jak on wziął ją sobie za żonę?

– Nam mówią, że nic nie osiągniemy jeśli nie będziemy umieć wszystkiego, czego każą nam się uczyć. – warknął Robert. – Niby jak rachunki mają mi pomóc w polityce, zdobywaniu zaszczytów i płodzeniu potomków!? Nienawidzę tego! To liczenie jest takie nudne...

Eli chciała być taka, jak Robert i zwyczajnie wiedzieć, co miała kiedyś robić i po co w ogóle się uczyć. Nie miała przecież praw do tronu i w dodatku była bękartem. Nie mogła wyjść za żadnego europejskiego księcia i jakoś nie wierzyła, żeby nawet ktoś w Anglii chciał się z nią ożenić; Maria tyle razy mówiła jej, że o jej matce krążyły straszne opowieści i pewnie każda z nich jest prawdą. A ona biedna była owocem jej zła. Nie miała odpowiedniej reputacji, by ktoś zechciał ją mieć za żonę.

Ale właściwie to dobrze, wszak nie chciała mieć małżonka. Chłopcy potrafili być denerwujący, głośni i mówić okropne rzeczy. Na przykład Robert. Albo jej tata.

– Eli! To już czas!

Przechadzali się wspólnie obok fontanny, kiedy usłyszeli za sobą krzyk Kate Ashley, opiekunki Elżbiety; bladej blondynki z miłą twarzą i nieco krzywym uzębieniem.

Dziewczynka ucieszyła się na jej widok. Bardzo ją miłowała. Była najmilszą z niewiast, które Jego Królewska Mość wynajął jej do zajmowania się nią. Nigdy nie karała jej chłostą i bawiła się z nią, kiedy o to prosiła. Nawet kiedy budziła ją w środku nocy, wszak nie mogła spać, nie krzyczała jak pozostałe opiekunki, a przytulała i opowiadała różne ciekawe historyjki.

– Muszę iść, Robert. Idę poznać nową królową.

– Zatem żegnaj. Opowiedz mi potem, jaka jest! Chociaż mój tata mówi, że jest dobra, wszak jest protestantką! – rodzina Dudley'ów już od dłuższego czasu skłaniała się ku ewangelickim naukom.

🏵 Elżbieta 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now