czterdzieści sześć

121 19 19
                                    


Jeśli sądzicie, że królowa Maria oszczędziła szlachetnie urodzonych lub ważnych w państwie protestantów, głęboko się mylicie; Thomas Cranmer, który przyjaźnił się z jej ojcem również poszedł drzeć się dziko na stosie, a niegdyś wielki ród Dudley'ów ugrzązł w Tower of London. Tam, gdzie od pewnego czasu ginęli wszyscy, których uznano za królewskich zdrajców.

Robert i jego bracia siedzieli wspólnie i rysowali z nudów po ścianach. Może też po to, by w jakiś sposób zostać zapamiętanymi, by krwawa Maria nie skazała ich na wieczne zapomnienie? Może za jakiś czas ktoś przejdzie się po tej celi i zastanowi, odkryje, kim byli ci cali Dudleyowie?

Ich ojciec dobrze zrobił, również zostawiając tam swój ślad. Szybko został skazany na śmierć przez ścięcie toporem. A właściwie miał pójść pod gorsze narzędzia, być poćwiartowanym i powieszonym, jednak postanowił się ratować, wyrzec swojej wiary.

– ...Przyszedłem tutaj...P...rzyszedłem, aby błagać o litość. – John Dudley, zazwyczaj charyzmatyczny i pewny siebie, teraz jąkał się jak prosty chłop, do którego chałupy zawitał król lub bardzo dostojny arystokrata. – ...Błagać o litość Jej Królewskiej Mości...królowej Marii...o litość i przebaczenie. Tak naprawdę nie daję wiary w wszelkie heretyckie nauki. Wyrzekam się ich! Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego! Zlituj się nade mną, zlituj, pani!

Chłopcy, póki nie wyszli z więzienia, nie mogli dać wiary w to zajście. Ich ojciec, który zawsze życzył najgorszego zdrajcom, mówił, że można śmiało spluwać im pod nogi? Ich ojciec, który zawsze opowiadał o wierności swym wartościom, o ideałach? Ich ojciec, który zawsze był silny i niezniszczalny, złamał się i rozpłakał jak mała dziewczynka? Ich ojciec tchórzem, nie kimś znacznie więcej? Nie, to na pewno historia zmyślona przez zawistnych katolików. Choć Robert musiał przyznać, że sam miał ciary, kiedy słyszał o krojeniu swego ciała na kawałki i być może również uczyniłby tak samo.

Krwawa Maria ponoć po usłyszeniu tych słów okazała się być łaskawa i postanowiła pozbawić go życia nie strasznymi torturami, a prostym odcięciem głowy.

Robert od tego dnia zrozumiał, co miała na myśli Eli, kiedy mówiła o pustce, która pozostawała w sercu bez rodziców. Już nic nie było takie samo. Stracił człowieka, który dał mu życie. Czy to nie tak, jak gdyby utracił część siebie?

***

Filip naprawdę nie wiedział, na co tu przyjeżdżał. Maria postanowiła nie oddawać mu tronu! Zamiast tego trzymała go dla heretyczki!

– Panie, spokojnie. – Ambasador radził mu. – Lady Elżbieta również będzie musiała wyjść za mąż. Habsburg, cesarz, silny i majętny. Czy nie będziesz idealnym panem dla młodej dziewki, która może nie spodobać się ludowi?

– Podobno jest zawzięta i pyskata jak mało kto. Poza tym, jest heretyczką! Zostanę znowuż królem małżonkiem!?

To byłaby dobra kochanka, ale nie żona i królowa! Tania, rozkrzyczana ladacznica. Taka sama jak jej matka. Byłyby z nią wielkie kłopoty.

Lady Jane Dormer wybiegła z komnat królowej Marii ze łzami w oczach i zaczęła się rozglądać.

– Wasza Wysokość! Wasza Wysokość! – krzyczała, aż w końcu znalazła Filipa mówiącego z hiszpańskim dyplomatą. – To już, proszę przyjść. To jej ostatnie chwile...

***

Matka Marii była taka, jak ona. Niegdyś piękna i drobna, a teraz siwa i krępa. Choć Maria jako jej córka, czująca, że tak naprawdę jedynie ona darzyła ją bezgranicznym, nierozerwalnym uczuciem nigdy nie zwracała na to uwagi.

Czy nie były też podobne w wewnętrznych kwestiach? Obie swoją młodość spędziły w zamknięciu i samotności. Obu próbowano zabrać prawa do tronu. Obie późno poślubiły mężczyzn. Obie nie doczekały się upragnionego potomstwa. Obie na koniec zostały brzydkie, opuszczone i nieszczęśliwe.

Obie pokładały także wiarę w Boga. Mogłyby zwariować, gdyby nie myślały, że to wszystko, co je spotyka nie ma żadnego sensu, że nad ich życiem czuwa jakaś wielka siła na górze. Że kiedy będą godnie cierpieć, Pan je wynagrodzi wspaniałą wiecznością po odejściu z tej parszywej ziemii.

– To koniec twego męczennictwa, droga Mario. Podaj mi rękę. – Rzekła i wyciągnęła ją do niej, a ona bez wahania, z ufnością malucha, który przy mamie czuje się najbezpieczniejszy w świecie, wyciągnęła ją do królowej Katarzyny Aragońskiej.

Choć była już starą niewiastą, w ramionach matki czuła się wciąż tak samo. Bezbronnie, lecz w pełni bezpiecznie. Spokojnie. Ukojona. Tak wyjątkowo dobrze...

Katarzyna, tak jak zwykła robić ze swoją małą Mary, gdy jeszcze żyła i była dzieckiem, przytuliła ją do swojej szerokiej piersi i kołysała w ramionach.

– Byłaś bardzo dzielna. Wszystko wycierpiałaś. – Gładziła ją po głowie. – Teraz czeka cię nagroda. Teraz zawsze będziemy razem. Mówiłam ci, byś zaufała, że Pan Bóg zawsze ostatecznie da ci sprawiedliwość.

🏵 Elżbieta 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now