gods • [mcyt]

225 31 11
                                    

  Jeden z żołnierzy, zmęczony demoniak, przerwał opatrywanie rany towarzysza, by wskazać na będące u stóp wzgórza opuszczone — nie przez trupy — pole bitwy.

— Spójrz Tubbo, znów przybyli.

  Obydwoje skierowali wzrok na idące ciemne postacie z lewej strony, od morskich wydm. Było Ich trzech i nikt, nawet oni, nie podchodzili w czasie Ich pochodu.

  Po namiotowisku rozeszły się szmery. Na skraju obozu, w przyzwoitej odległości, stanął czarnoskóry demon oraz chłopak mający połowę twarzy skutą diamentem. Byli parą najbardziej wyróżniających się postaci wśród towarzystwa obozowego, pomimo iż był jeszcze ranny anioł, kobieta mer czy różowoskóry draki. Byli oni także równie tajemniczy dla reszty jak ci na dole, choć to ci drudzy budzili niepewność.

  Wojna była brutalna i znalazła swych bywalców.

  Nazwali ich dream team, ponieważ pojawiali się jak sen. Niby niespodziewanie i nigdy nieprzewidzianie. Widzieli ich trzy razy, wzbudzali postrach, ale jedynie chodzili między trupami i na nich zerkali. Dzisiaj jednakże czuć było złą aurę.

— Wilbur, zobacz, ten jeden ma maskę — odezwała się dziewczyna, ale jej słowa wysłuchał tylko wspomniany Wilbur, który jako jedyny stał na plaży.

  Nicki, dziewczyna o delikatnym usposobieniu i ślicznym wyglądzie, chciała wpłynąć w rzekę otaczającą pole bitwy, teraz chyba brudną od krwi, bo spływała z niej do oceanu brunatna piana.

— Nicki, nie możesz! Oni są nam nieznani, widziałaś że pojawili się jak z mgły kilometr przed nami, z nikąd — próbował powstrzymać dziewczynę.

  Chciała protestować, ale nie pozwolił jej na to krzyk ostrzegawczy z wzgórza, gdzie reszta rozbiła obóz.

  Postacie się rozdzieliły. Jedna, w niebieskiej i ciężkiej pelerynie, szła w lewo ku polu wymachując lśniącym błękitnym toporem. Druga, ubrana w zielone kimono oraz połowę maskę, szła ku wzgórzu z obnażonym czarnym mieczem. Trzecia, która miała taśmą obwiązane czoło tuż pod włosamu lekko tlącymi się niepalącym ogniem, zdjęła łuk z ramienia i obróciła na pięcie ku morzu — Nicki i Wilburowi.

  Na trupy, ludzi z obozu i samotną parę przy wodzie padły tajemnicze spohrzenia oraz mrożące krew w żyłach uśmiechy.

— Uciekajcie, to pierdolone Bóstwa Katowskie! — krzyknął na całe gardło człowiek będący najbardziej doświadczonym tutaj z strachem w oczach, Phil.

  Jak na zawołanie Dream, Kat Krwi, zerwał się do biegu, kierując ku bezbronnym Ranboo i Tubbo.

  Demon, Darryl, popchnął swego partnera w głąb obozu. Nawet się nie żegnając, wskoczył przed dwójkę dzieciaków, plecami do zagrożenia.

— Biegnijcie! — krzyknął.

  Ci posłuchali, ale dwukolorowy demoniak spojrzał przez ramię, w momencie by zauważyć jak Bada przebija miecz bez trudu. Brutalna siła zabiła bez przeszkód.

  GeorgeNotFound, Kat Dusz, z lekkim uśmiechem przewracał spokojnie nogą trupy, szukając źródeł ledwo żywych energii. Gdy usłyszał na więzi z umysłami swych towarzyszy cichy triumf Dreama, kopnął mocno ciało, a te zajęczało.

— Ooo, wybacz, zapewne Tommy? — spojrzał na krwawiącego, ledwo żywego chłopaka z strzałą w brzuchu. Zajrzał w myśli, jednakże te były bardzo zamglone przez kilkugodzinną agonię nastolatka. — Towarzysze cię zostawili z myślą, że zmarłeś.

  Tommy otworzył oczy, a zachodzące słońce nie pozwoliło mu ujrzeç twarzy zbawiciela.

— Pomóż — wyjęczał.

— Jasne — zaśmiał się GeorgeNotFound, po czym uniósł topór i opuścił go. Manipulacja zranionych dusz, uwielbiał tą złudną nadzieję u konających.

  Sapnap, Kat Niewinności, patrzył z lubością jak jego ofiary się wycofują — a raczej półprzezroczysty Wilbur, ponieważ dziewczyna wyszła szybko na piach, od razu stając na nogi i chwytając swego przyjaciela za łokieć.

— O nie moja droga, do wody nie wracamy — powiedział z uśmiechem, strykając palcami.

  Strugi ognia otoczyły kostki dwójki, na co ci krzyknęli. Po chwili ogień rozniósł się na ciała.

  Dziewczyna w ostatnim akcie próbowała wepchnąć Soota do wody, jednakże ten był za daleko.

  Sapnap mrugnął. Nieczuły ogień pochłonął ciała.

— Wasza wojna jest bezcelowa, przecież nikt nie wygra — powiedzieli jednym głosem Trzej Kaci.

  Phil chwycił szybko Techno i wzleciał w powietrze. Ranboo chwycił za dłoń Tubbo i szybko podbiegł do uciekającego Fundy'ego oraz Ereta. Chwycił ich dwóch za materiał na karkach i całą czwórką zniknęli z miejsca. Quackity, ostatni w obozie, przytulił martwe ciało Karla, po chwili stając przed szarżującym Dreamem, chcąc dać czas Philzie na odlot.

  Na polu bitwy krew zabitego Tommy'ego nie zaschła, gdy została utoczona także należąca do Sama, który słysząc krzyki ostatkami sił próbował wstać i pociągnąć nieżywego Ponka.

  Sapnap za to stał na plaży, spoglądając na przyjaciół.

— To było nudne.


pogmatwane mocno.

Anxiety WavesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz