Śnieżyca • [SBI brothers]

107 14 0
                                    

  Wnierwiają mnie te uliczki. Wieczny Labirynt. Ale warte dla Ulicy.

  Ostatnie, co wypowiedział Tommy, zanim przeszli kilka metrów i wpadła na nich oraz innych tutejszych w najróżniejszych avatarach masa Czerwonych Kasków. Baza antywirusowa mająca miejsce w jednostce mechaniczych ludzi z oczami za szybkami hełmów. Technoblade kiedyś nazwał ich Policją. Miał wtedy mętny wzrok, jakby napadła go nostalgia. Często chadzali wśród graczy, wpadali do barów w celach imitujących towarzyskie. On sam ich lubiał, jednak Tommy z Tubbsem zawsze nazywali ich "wrzodami na dupach".

  Czerwone Kaski zadziałały jak jedno ciało. Pchnęły się falą na graczy — czyli żyjące tutaj jednostki. Czasami gracze na Ulicy, mocno nachlani lub otumanieni palonym plastikiem z fabryki według Techno, nazywali wszystkich Ludźmi.

  Ale Ludźmi na pewno nie byli Czerwone Kaski, którzy zaczęli wyciągać broń. Aż za dobrze mu znaną. Każdy z ich rodzeństwa miał wszystkie trzy życia, ale ta spluwa po prostu wypisywała cię z kodu, game over.

— Tommy! Uciekajcie! — krzyknął przerażony.

  Kopnął go, przewracając na ziemię. Jęk bólu blondyna został zagłuszony przez panikę w jego głowie wraz z krzykami jeszcze dwóch tuzinów innych. Została mu tylko nadzieja, że Technoblade pobiegł do Ranboo i Tubbo na obrzeżach Ulicy, by ich zgarnąć.

  Jego instynkt pierwszy zadziałał, przez co padł na Tommy'ego, przygniatając go ciężarem. Czerwony blask wdarł mu się do gardła, układu krwionośnego, serca. Boleśnie usuwał wszystko na swej drodzę. Przytulił się mocniej do braciszka, rozpadając się w drobny mak.

  Tommy, mając zamknięte oczy, słyszał wystrzał, ale wszystko go omijało. Ale Wilbur znikał mu z ramion.

  Nie przyjął tego do świadomości.

⊂⊃

  Tommy znalazł Technoblade'a z jego najlepszymi przyjaciółmi w rogu Targowiska. Neony go oślepiały, a granatowe budowle go przytłaczały. W jednej pięści trzymał niewielką kapsułkę, a w drugiej trójząb.

  Tubbo wyszedł pierwszy z cienia, przytulając jego drżące ciało.

— Chodźmy do domu — wychrypiał. Znad ramienia Tubsa spojrzał w oczy różowowłosego bliźniaka zmarłego brata. — Mam Śnieżycę.

  Złote oczy nie spoglądały jednak na niego, a za jego plecy. Wypatrując. Blondyn z żółcią w gardle i bólem zaprzeczył głową.

  Ranboo milcząc, ale pełen emocji, które z niego jak zawsze wypływały miękką falą, dołączył się do przytulasa.

  Technoblade nie mógł oderwać wzroku od braci.

⊂⊃

  Philza delikatnie wyciągnął z pięści syna o identycznej urodzie i charcie ducha kapsułkę. Była wielkości dalszego paliczka małego palca. Kiedy pewnie uchwycił ten przedmiot, przytulił Tommy'ego, a skrzydłami otoczył resztę. Poczuł niewyobrażalne ciepło po lewej. Nie pamiętał, kiedy ostatnio Techno go przytulał.

— Kiedy Mumza wróci? — zapytał się Tubbo, pierwszy wychodząc z kokonu czarnych piór.

  Za nim poszła cała reszta, Ranboo i Tommy świdrując go wzrokiem, a Techno kierując się na podwórko.

  Spojrzał na Śnieżycę.

— Wysłałem wiadomość na Chacie Prywatnie, że mamy to — pokazał kapsułkę. — Ludzie nazwali to cybernarkotykiem, ale nie wydaje mi się.

  Wyszli z domu na ciemną trawę. Po chwili dołączył do nich draki, prowadząc u boku Schlatta. Tommy podszedł do niego, cicho i chowając łzy, co się stało na Ulicy.

  Philza spojrzał na wszystkich, na chwilę okazując bezdenny smutek. Ranboo jak zawsze najlepiej to zauważył. Podszedł do skrzydlatego.

— Ja mam to zrobić? — spytał.

  Ten jednak tylko ścinął mocno między palcami Śnieyżcę, niszcząc ją.

  Spomiędzy jego palców wybuchło wietrzysko, wszystkich przewracając i przerywając rozmowę.

  Tak szybko, jak się pojawiła, zniknęła zawierucha, zastąpiona łagodnym opadem śniegu, ale szybko zaśnieżając teren ich tajgi.

  Technoblade pomógł ojcu wstać.

— To naprawdę antywirus — skomentował oniemały różowowłosy.

— Teraz przynajmniej nikt nas nie dostanie — dodał mocno Tubbo, dając pomocną dłoń leżącemu blondynkowi.

— Jak?

— Bariera szumiąca — odparł Ranboo.

  Schlatt, najlepszy przyjaciel Wilbura, stanął u boku Philzy.

— Ale tego nie było warte życie Wilbura.

  Phil z góry spojrzał na rogacza, po czym otulił go skrzydłem.

— Jak Mumza wróci, pochowiemy go symbolicznie. A potem zobaczymy, jak rozjebać tych skurwieli.

— Możemy zaprosić Dreama z DreamSMP na Snowchester — zaproponował Ranboo.

  Wszyscy się skupili u swych boków, patrząc z las, z którego zaniedługo wyłoni się Mumza. W ciszy słuchać było krystaliczny podmuch śniegu.

— Teraz przynajmniej Snowchester będzie miał sens — zaśmiał się Tubbo,  chcąc rozładować atmosferę.

  Jutro pochowają swojego brata, a pojutrze przyjmą pomoc dzielnicy Dreama z Cybermiasta.

Anxiety WavesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz