i'm a goner • [foolish]

91 18 3
                                    

  BadBoyHalo wraz z Antfrostem zablokowali celę egzekucyjną, zamykając tym samym drogę pokoju i licytacji.

  Zawiódł. Nie dał rady przywołać piorunów do tego opuszczonego przez Boga miejsca. Mógł chociaż tyle zrobić — oddać swe życie za to przyjaciela, teraz patrzącego na niego z łzami w oczach; byleby dać trochę czasu Puffy na wydobycie broni bądź na jakąkolwiek pomoc. Nie wierzył, że Quackity odpuściłby kolejną okazję zamachu.

  Nie miał tyle charakteru, by splunąć w twarz BBH jakby zrobiła to matka, zaśmiać się szyderczo jak George czy Fundy, wypowiedzieć słowa przekleństwa jak Eret. Mógł jedynie stać wyprostowany, czekając na miecz wbity w serce.

  Bad, kiedyś przyjaciel, podarował mu najbardziej niehonorową śmierć — cios w plecy, od tyłu.

  Miecz go przeszył, a on poczuł jak ostatnie wyładowania elektryczne tańczą na jego złotawej skórze. Widział ostrze wystające pod lewym płucem.

  Ostatni raz spojrzał na przyjaciela w pięknej, szkarłatnej sukni. Nie zdjął on okularów, nie przy tylu ludziach, ale i tak jego widok go znieczulił.

  Usłyszał płacz matki. Chciał ją przeprosić. Tą bezinteresowną, uśmiechniętą i łagodną, ale skorą do agresji i nienawiści, kobietę.

  Głowa zrobiła mu się ciężka od ilości krwi w ustach. Ból przeszedł go w okrutnym spaźmie. Padł na ściankę, zślingnął się po niej. W czaszcze zapanował czarny wiatr.

  Martwy nie poczuł, jak mrowienie przechodzi przez kark, czyszcząc jeden z trzech szkiców serca.

  A reinkarnacja nadchodziła powolnie i boleśnie, nawet lizanie piorunów nie pomagało.

  Śmierć była koszmarna.

Anxiety WavesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz